Dr G.: jestem niewinny, proszę sąd o sprawiedliwość
Czuję się niewinny, absolutnie nie poczuwam się do winy, proszę sąd o sprawiedliwość - powiedział w swojej mowie kończącej proces oskarżony o korupcję i mobbing kardiochirurg Mirosław G. Obrona lekarza chce jego uniewinnienia. W piątek, 4 stycznia warszawski sąd ogłosi wyrok.
- Mam nadzieję, że już żaden chirurg nigdy nie będzie zatrzymywany przez służby specjalne w drodze na salę operacyjną - mówił przed sądem oskarżony lekarz (Zbigniew Ziobro przegrał proces z dr. G., dotyczący słynnych już słów b. ministra sprawiedliwości: "nikt już przez tego pana życia nie będzie pozbawiony"). Dr. G. poprosił też sąd o "podjęcie próby wyjaśnienia, jak to możliwe, aby stosując reguły prawa można było krzywdzić ludzi". - Po tych czterech latach postępowania sądowego absolutnie nie czuję się winny - zaznaczył.
Odnosząc się do zarzutów dr G. powiedział, że w jego szpitalu nie mogło być korupcji, bo "na kardiochirurgii w tym czasie były wolne łóżka". - Każdy chory był traktowany tak samo, jako człowiek - zaznaczył i dodał, iż liczyły się przypadki trudne i wymagające szybkiej pomocy. Odrzucał także stawiane mu przez prokuraturę zarzuty o mobbing. - Prawa pracownicze są dla chirurga pewną abstrakcją, bo nigdy nie wie, kiedy skończy operację. To nie praca w magistracie. Nie wymagałem od pracowników więcej niż tego, co wymagano ode mnie i ja od siebie - podkreślił.
Sąd drugi dzień wysłuchuje mów końcowych w procesie. Prokurator w czwartek zażądał dla dra G. kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 200 tys. zł grzywny, przepadku pieniędzy z łapówek i obciążenia kosztami procesu. Wobec oskarżonych o wręczenie łapówek pacjentów zawnioskował o warunkowe umorzenie postępowania bez wymierzania kary.
- CBA potrzebowało spektakularnego sukcesu, w sieć wpadł wybitny kardiochirurg, który w ogóle nie powinien znaleźć się w rejonie połowów - wskazywała obrona oskarżonego.
Broniący kardiochirurga mec. Adam Jachowicz wskazywał, że sprawy nie da się postrzegać w oderwaniu od sytuacji politycznej sprzed pięciu lat i uwarunkowań związanych z - wówczas niedawno utworzonym - Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. - Państwo nie zapanowało nad tą służbą, dało ogromne pieniądze komuś, kto w części nie potrafił tego wykorzystać - zaznaczał.
Według obrońcy zarzuty korupcyjne nie są jednoznaczne w ocenie. - Często rodzina pacjenta w wypadku śmierci bliskiego szuka winnych wśród lekarzy - zaznaczył. Dodał, że za postawionymi kardiochirurgowi zarzutami mobbingu może kryć się natomiast "urażona ambicja" podległych mu lekarzy. - Ten akt oskarżenia od początku się kruszy, jest to dzieło nadające się do podparcia biurka - ocenił.
B. ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA, 52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. - agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach. Mówiąc o czynnościach Biura m.in. w domu rodzinnym dr G. powiedział w piątek przed sądem: "Moja rodzina w historii tylko trzy razy miała naruszony mir domowy - przez Wehrmacht, Gestapo i CBA".
Proces rozpoczął się w listopadzie 2008 r. Oskarżony zapewnia m.in., że nigdy nie uzależniał operacji od łapówki. Przyznał, że pacjenci sporadycznie zostawiali mu koperty z pieniędzmi, które on "oddawał na potrzeby szpitala".
Proces jest precedensowy m.in. jako sprawa o granice między korupcją a "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach.