Dożywocie za dwa brutalne zabójstwa
Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał w mocy wyrok dożywocia dla 30-letniego mężczyzny za zabójstwo kobiety, z którą się spotykał, i jej 2,5-letniej córki. Wyrok jest prawomocny. Obrońcy skazanego, których apelacje sąd uznał za bezzasadne, zapowiedzieli wniosek o kasację.
Do zbrodni doszło w listopadzie 2001 roku, w mieszkaniu kobiety. Zwłoki jej oraz dziecka znaleziono w wannie - przyczyną śmierci było utopienie; wcześniej kobieta została pobita.
Proces miał charakter poszlakowy, bo nie udało się znaleźć bezpośrednich dowodów wskazujących wprost na Jana P., mieszańca okolic Białegostoku, jako sprawcę. Zarówno w śledztwie, jak i przed sądami obu instancji nie przyznał się on też do popełnienia tej zbrodni.
Tym niemniej dowody pośrednie, poszlaki, układają się w logiczną, zwartą całość, pozwalającą na stwierdzenie, że nikt inny poza oskarżonym nie mógł się dopuścić tych zabójstw - tak uzasadniła wyrok apelacyjny przewodnicząca składu sędziowskiego Brandeta Hryniewicka.
Dodała też, że Sąd Okręgowy w Białymstoku, czyli sąd pierwszej instancji dla tej sprawy, "wnikliwie i skrupulatnie" przeanalizował te dowody, a jego wnioski "zasługują na pełną aprobatę". Hryniewicka podkreśliła też, że była to ocena całościowa i nie można zarzucić jej dowolności czy wybiórczości.
Uznała natomiast, że wybiórcza była ocena dowodów zaprezentowana przez obrońców w ich apelacjach. Sędzia zwróciła zwłaszcza uwagę na ocenę opinii biegłych psychiatrów, psychologów i seksuologów, których znaczenie w tej sprawie określiła jako "niebagatelne".
Sąd przyjął, że zbrodnia miała podłoże seksualne i że doszło do niej po zbliżeniu w mieszkaniu kobiety. Sędzia Hryniewicka przywołała opinie biegłych, z których wynika, że wszystko to, co mówi Jan P. o zabójstwach kobiet, "ma charakter projekcji, to jest przypisywania innym ludziom własnych cech". "Opowiadając o innych, mówi o sobie" - cytowała sędzia.
W opinii biegłego istnieje zapis, że Jan P. twierdził, że ma znajomego, który miał mówić, że "jak kogoś zabije, to się lepiej czuje". Biegły ocenił, także w oparciu o inne wypowiedzi tego mężczyzny, że to opisy jego własnych przeżyć związanych z dokonaniem zabójstwa na tle seksualnym.
Jednocześnie sąd przyjął za wiarygodne zeznania świadka - więźnia złożone w czwartek, który mówił o przyznaniu się Jana P. w celi do dokonania tej zbrodni, czego nie zrobił on ani w śledztwie, ani przed sądami obu instancji.
Mówiąc o wymiarze kary, sędzia Hryniewicka powiedziała, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, wyrok nie mógł być inny niż dożywocie. Taka kara ma charakter eliminacyjny i ma zabezpieczyć społeczeństwo przed podobnymi działaniami skazanego w przyszłości.
Śledztwo po tej zbrodni od początku koncentrowało się na osobie Jana P. Ślady odkryte w mieszkaniu wykluczały bowiem motyw rabunkowy i wskazywały, że dokonał tego ktoś znajomy.
Policja bardzo szybko zatrzymała mężczyznę, a prokuratura postawiła mu zarzut podwójnego zabójstwa. Podejrzany został aresztowany, konsekwentnie nie przyznawał się jednak do zbrodni. Po kilku miesiącach, gdy były już znane wyniki badań (m.in. odcisków palców oraz DNA ze znalezionych w mieszkaniu włosów), okazało się, że nie ma jednoznacznych dowodów, którymi można w sądzie poprzeć akt oskarżenia przeciwko zatrzymanemu. Mężczyzna opuścił więc areszt.
Po kolejnych kilku miesiącach śledztwa prokuratura doszła do wniosku, że przy dotychczasowych dowodach sprawcy zabójstwa nie da się ustalić i umorzyła postępowanie. Postanowienie to zaskarżył jednak ojciec zamordowanej. Wznowiono więc śledztwo i po przeprowadzeniu dodatkowych badań biegłych, zdecydowano się skierować do sądu akt oskarżenia.
Ze względu na charakter sprawy, wynikający m.in. z intymnych stosunków ofiary i oskarżonego, proces w pierwszej instancji toczył się przy drzwiach zamkniętych. Jan P. odpowiadał jednak z wolnej stopy. Do aresztu trafił wprost z białostockiego sądu okręgowego, po ogłoszeniu wyroku w pierwszej instancji.