Dowódca sił powietrznych był w kabinie Tu‑154?
W moskiewskiej siedzibie agencji Interfax przedstawiono wstępny raport Międzypaństwowego Komitetu Lotnictwa (MAK), dotyczący katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Komisja techniczna nie stwierdziła żadnego ataku terroru. Natomiast stwierdzono, że w kabinie pilotów znajdowały się dwie osoby, które nie należały do załogi samolotu prezydenckiego. Jedna z nich to generał broni Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych. Mariusz Kazana, dyrektor protokołu dyplomatycznego MSZ, wbrew wcześniejszym doniesieniom w prasie nie był w kabinie - informuje nieoficjalnie PAP. Głos jednej z tych osób jest nadal identyfikowany - informuje Komitet Lotnictwa. Rosjanie twierdzą, że załoga Tu-154 nie przechodziła regularnych ćwiczeń oraz została sformowana kilka dni przed katastrofą.
19.05.2010 | aktual.: 19.05.2010 16:35
Ze strony polskiej w konferencji uczestniczy szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich. Polscy specjaliści czekają na rejestratory samolotu, który próbował wylądować przed Tu-154. Komisja rosyjska wszystkie wyniki badań okoliczności katastrofy wkrótce umieści na swojej stronie internetowej.
W kabinie pilotów były dwie osoby, które nie należały do załogi samolotu
Jedną z dwóch postronnych osób, których głos zarejestrowała czarna skrzynka w kabinie pilotów był generał broni Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych - informację tę PAP uzyskała od źródła w Moskwie znającego kulisy badania okoliczności katastrofy polskiego Tu-154 pod Smoleńskiem.
PAP dowiedziała się także, że drugą z tych osób nie jest Mariusz Kazana, dyrektor protokołu dyplomatycznego MSZ. Początkowo sądzono, że to jego głos nagrał rejestrator w kabinie pilotów. Córka dyrektora Kazany, która przyleciała do Moskwy, jednak tego nie potwierdziła.
- Zakończyliśmy prace na miejscu. Wszystkie elementy samolotu znajdują się na specjalnie zabezpieczonym placu - mówiła Tatiana Anodina z Międzynarodowego Komitetu Lotniczego. Jak przyznała zostało zakończone rozszyfrowywanie czarnych skrzynek. - Wspólnie zostały ukończone prace nad identyfikacją rozmów z czarnych skrzynek - mówiła Anodina. Doceniła również powściągliwość polskich kolegów, którzy znali tragicznie zmarłych pilotów.
W badaniu użyto unikatowego oprogramowania. Badanie odbyło się w Stanach Zjednoczonych. Wykluczono pożar na pokładzie oraz awarie silnika samolotu. System TARS również działał bezbłędnie oraz system nawigacyjny GSS. Komisja techniczna nie stwierdziła również żadnego ataku terroru.
W kabinie pilotów znajdowały się dwie osoby, które nie należały do załogi samolotu prezydenckiego. Głos jednej z tych osób jest nadal identyfikowany. Osoby postronne znalazły się w kabinie pilotów na 16-20 minut przed katastrofą. Edmund Klich zaprzeczył, by mogły one mieć jakiś wpływ na dalszy przebieg wydarzeń.
- Wiemy do kogo należy jeden ze zidentyfikowanych głosów, ale na razie nie możemy tego podać do wiadomości publicznej z powodów etycznych - powiedziała Anodina. - W najbliższym czasie dokończymy identyfikację głosu drugiej osoby - dodała. Na pytanie, czy można powiedzieć co zostało powiedziane w kabinie pilota w rozmowie z osobą postronną, stwierdzono, że nie można takich informacji opublikować w chwili obecnej.
Dziennikarze cytowali polską prasę i doniesienia, że prezydent Kaczyński korzystał z łączności satelitarnej. Czy mogło to wpłynąć na prace aparatury samolotu? - pytano. - Trudno to ustalić. Komisja zajmuje się wyjaśnienie tej sprawy - brzmiała odpowiedź Anodiny.
Mimo trudnych warunków załoga podjęła próbę lądowania
Według tych danych wylot z Warszawy nastąpił o 7.27 (czasu polskiego), czyli z opóźnieniem. W trakcie lotu załoga otrzymywała informacje, że pogoda na lotnisku w Smoleńsku się pogarsza. Pierwsze uderzenie w ziemię nastąpiło około 1100 metrów od pasa lotniska.
Katastrofa nastąpiła o godzinie 10.41 czasu rosyjskiego. Samolot nie rozpadł się w powietrzu. System TAWS dał ostrzeżenie na 18 sekund przed katastrofą.
Minister Klich oraz Miller zostali szczegółowo zapoznani ze szczegółami wyników badań czarnych skrzynek. Edmund Klich przyznał, że Polska strona nie ma żadnych problemów ze współpracą z rosyjskimi specjalistami. Jak dodał przedstawiciele z Polski od początku brali udział w badaniu głosów z kabiny pilotów.
Załoga Tu-154 nie przechodziła regularnych ćwiczeń, została skompletowana na kilka dni przed feralnym lotem - wynika z dotychczasowych ustaleń międzypaństwowej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem.
Z ustaleń członków komisji wynika też, że piloci mieli informację na temat sytuacji meteorologicznej na lotnisku w Smoleńsku. Ustalono m.in., że na 4 minuty przed katastrofą załoga samolotu JAK-40 poinformowała załogę samolotu prezydenckiego, że ocenia widoczność na lotnisku na 200 metrów.
- Wysokość podjęcia decyzji o ewentualnym odejściu na drugi krąg na polecenie wieży wynosiła 100 m., załoga to polecenie potwierdziła. Na 18 sekund przed uderzeniem w przeszkodę, która całkowicie zniszczyła konstrukcję maszyny, po raz pierwszy zadziałał system TAWS, wydając załodze polecenie "PULL UP" (do góry) - podał Morozow.
Z ustaleń wynika również, że stan lotniska w Smoleńsku był przed feralnym dniem trzykrotnie sprawdzany, ostatni raz - 5 kwietnia. Z tych kontroli wynikało, że lotnisko jest przygotowane do lądowania samolotu przy różnej pogodzie.
Do Mińska rozmowa prowadzona była w języku angielski, zaś potem w języku rosyjskim, którego poziom został oceniony jako wystarczający. Zejście poniżej bezpiecznej wysokości jest nadal badane. Po wypadku wszystkie elementy samolotu zostały zebrane i złożone w specjalnej, chronionej strefie.
Podczas konferencji poinformowano również, że z zebranych dotychczas informacji wynika, że samolot był sprawny, miał też 19 ton paliwa, co było wystarczające nie tylko na przelot na lotnisko w Smoleńsku, ale też na lotniska zapasowe. Także system wczesnego ostrzegania TAWS, w który był wyposażony - jak ocenili eksperci - był sprawny. Członek MAK Aleksy Morozow podał, że po nawiązaniu łączności z wieżą w Smoleńsku uprzedzono załogę Tu-154M o mgle i złej widoczności na lotnisku w Smoleńsku i że nie ma możliwości lądowania; widoczność wynosiła 400 m, widoczność pionowa rzędu 50 m.
Morozow podał wyniki ustaleń co do czasu i miejsca katastrofy. - Przed lotniskiem Smoleńsk Siewiernyj jest parów i tam nastąpiło pierwsze zderzenie. Czas od pierwszego zderzenia do całkowitej katastrofy samolotu to 5-6 sekund - obliczyła MAK.
Identyczne były środki do zabezpieczenia lotniska w Smoleńsku na przyjęcie samolotów z premierami Rosji Władimirem Putinem i Polski Donaldem Tuskiem 7 kwietnia i 10 kwietnia - gdy miał tam lądować samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim - uznała MAK.
Pierwsze zalecenia po katastrofie
MAK sformułował już trzy zalecenia po katastrofie Tu-154 - poinformował członek komitetu Aleksy Morozow. Zaznaczył, że to dopiero początek wniosków, jakie zostaną wyciągnięte i opublikowane po wypadku w Smoleńsku.
Zalecenia dotyczą wprowadzenia programu ćwiczeń na symulatorach dla załóg, zebrania i opracowania zasad współpracy czteroosobowej załogi maszyn typu Tu-154 oraz opracowania procedury lądowania na lotniskach, nie mających statusu lotnisk cywilnych.
Załoga zdawała sobie sprawę jak bardzo ważne są uroczystości, na które wybierali się do Katynia przedstawicie państwa polskiego. – Pilot musiał sam zdecydować czy korzystać z lotniska zapasowego – powiedział E. Klich.