Doszło do konfrontacji z Putinem. Sensacyjne doniesienia z Kremla
Według "Washington Post", który powołuje się na raport amerykańskiego wywiadu, założyciel tzw. grupy Wagnera, biznesmen Jewgienij Prigożyn miał w twarz powiedzieć Władimirowi Putinowi o błędach, jakie Rosja popełnia na froncie w Ukrainie. Prigożyn miał skrytykować ministerstwo obrony i stwierdzić, że za bardzo polega ono na jego najemnikach, jednocześnie nie przekazując grupie wystarczająco środków. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, jesteśmy obecnie świadkami konfrontacji na Kremlu, tzw. siłowej frakcji z wojskowymi dowódcami. W tle jest walka o wpływy, duże pieniądze, ale też i o utrzymanie władzy przez Putina.
- Jedną z koncepcji prowadzenia władzy na Kremlu przez Putina było doprowadzenie do bratobójczej walki między frakcjami zgromadzonymi wokół niego. Tak było z przejmowaniem aktywów po oligarchach i w przypadku konfliktu wywiadu wojskowego GRU ze służbami specjalnymi FSB. Putin obserwował kto starcie wygrywa i stawiał na zwycięzcę - mówi Wirtualnej Polsce prof. Piotr Grochmalski, dyrektor Instytutu Studiów Strategicznych Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie.
"Człowiek od zadań specjalnych"
"Washington Post" podkreśla, że Jewgienij Prigożyn zdobywa coraz silniejszą pozycję w Rosji. Fakt, że postanowił przekazać Putinowi złe wieści o wojnie, może być dowodem na to, że chce się pokazać, jako "człowiek, który mówi prawdę i wykonuje swoją robotę".
Nazywany "kucharzem Putina" jest człowiekiem do zadań specjalnych. To on utworzył prywatną kompanię najemników, która wspomaga Rosję w zagranicznych konfliktach. Jest uważany za jednego z oligarchów najbliższych Putinowi, prowadzi interesy na trzech kontynentach. Jest objęty amerykańskim oskarżeniem o próbę ingerencji w wybory prezydenckie w USA za pomocą swojej "fabryki trolli" oraz sankcjami ze względu na związki jego firm z wojnami w Ukrainie i w Syrii.
Według amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW), zarówno on, jak i przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow, należą do frakcji "siłowików" (przedstawicieli struktur siłowych), która otwarcie krytykuje przebieg inwazji na Ukrainę. "Kreml w dłuższej perspektywie będzie starał się zadowolić tę grupę" – prognozuje ISW.
Jak mówi Wirtualnej Polsce prof. Piotr Grochmalski z Akademii Sztuki Wojennej, to Putin osobiście wykreował frakcję "siłowików".
"To Putin wywołał wojnę na Kremlu"
- Prigożyna i Kadyrowa łączy wspólny mianownik – walka z armią. Obaj mają bardzo duże ambicje, które zostały "podkręcone" przez Putina. To on wywołał wojnę między "siłowikami" a dowództwem rosyjskiej armii. Najpierw we wrześniu brutalnie skrytykował rosyjską armię i jej dowództwo za brak efektów na froncie. A później pochwalił żołnierzy z separatystycznych korpusów, w tym najbardziej wagnerowców. W opinii Putina są bardziej waleczni i skuteczniejsi od żołnierzy Szojgu i Gierasimowa – mówi WP prof. Piotr Grochmalski.
I jak podkreśla, zarówno Prigożyn, jak i Kadyrow zyskują uznanie w oczach Putina, dzięki temu, że wysyłają błyskawicznie swoich żołnierzy na front.
- Pamiętajmy też, że Prigożyn bardzo mocno współpracował z rosyjskim wywiadem wojskowym (GRU). Na ich zlecenie organizował fabryki trolli. A jego formacje wojskowe walczyły w Syrii, Afryce i odegrały kluczową rolę w wojnie w Ukrainie w 2014 r. Nie bez znaczenia jest też jego ścisła współpraca z blogerami wojskowymi i Igorem Girkinem, byłym głównodowodzącym prorosyjskich separatystów w Donbasie – mówi nam prof. Piotr Grochmalski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Armia Prigożyna rośnie w siłę"
W ocenie naszego rozmówcy, "kucharz Putina" może sobie pozwolić na krytykę władz na Kremlu z dwóch powodów.
- Putin nie może już udawać, że Rosja nie ponosi porażek na froncie. Podobnie z mobilizacją, która kompletnie nie wypaliła. Pozwalając Prigożynowi na krytykę, zrzuca winę z siebie i obarcza za niepowodzenia rosyjską armię. Inna sprawa, że Prigożyn nie pełni żadnej, oficjalnej, państwowej funkcji. Nie można mu powiedzieć, że zawalił albo przegiął. Nie ma ograniczeń, może punktować armię i jej dowództwo – uważa prof. Piotr Grochmalski.
Z kolei według płk Piotra Lewandowskiego, byłego żołnierza i weterana misji w Afganistanie oraz Iraku, w tle obecnej konfrontacji na Kremlu, są rozgrywki między prywatnymi grupami wojskowymi, reprezentowanymi przez Prigożyna a regularnym wojskiem.
- Między nimi nigdy nie było chemii, a na froncie dodatkowo pojawiły się duże tarcia. Wojsko nie chce pozwolić, żeby formacje Prigożyna rosły w siłę, bo stają się zbyt groźne. Jest ich obecnie ok. 5-10 tysięcy. Jeśli dodamy do tego bataliony ochotnicze formowane przez ludzi Prigożyna robi się z tego już spora siła stojąca w opozycji do niekompetencji armii – mówi WP płk Piotr Lewandowski.
I jak przypomina, zdarzało się, że wagnerowcy zastrzelili oficerów regularnej rosyjskiej armii. - Ale Putin może na nich liczyć. Są skuteczni, mają finansową motywację i są lepiej wyposażeni, bo zakupy robi im prywatna firma – komentuje nasz rozmówca.
"Uderzenie w Szojgu, w tle walka o kasę"
W podobnym tonie wypowiada się prof. Piotr Grochmalski.
- Na froncie odbywa się regularne mordobicie między armią a wagnerowcami. Bandytów od Prigożyna nikt nie lubił i nie szanował. A dodatkowo "kucharz Putina" robił przewały w armii na potęgę. To on zarobił na korupcji w wojsku największe pieniądze. Jego firma kateringowa zarobiła miliony rubli na żywieniu armii. Jego człowiekiem w rosyjskim MON, którego wspierał – z wzajemnością – był gen. Dmitrij Bułgakow, który odpowiadał za logistykę w wojsku. Szojgu go wyrzucił w drugiej połowie września. To jeszcze bardziej zwiększyło nienawiść Prigożina do armii. Zaczął tracić kontrakty i pieniądze – ujawnia prof. Piotr Grochmalski.
Według amerykańskiego wywiadu, to Prigożyn i jego ludzie stoją za filmami, na których rezerwiści (pod nadzorem wagnerowców) narzekają na braki żywności i sprzętu. Nieoficjalnie mówiło się, że filmy są kręcone po to, by uderzyć w ministra obrony Siergieja Szojgu.
O tym, że Prigożyn prywatnie nie lubi Szojgu mówiło się już wcześniej. W poprzednich latach biznesmen stracił bowiem np. część kontraktów na rzecz armii.
- Dla "kucharza Putina" większym problemem niż niekompetencja dowództwa armii jest odcięcie finansów i zamówień z Kremla. Prigożyn bardzo długo wydatnie korzystał z systemu biznesowo-militarno-przemysłowego, ale armia zaczęła "przestawiać w nim klocki". W konfrontacji betonu czyli Sztabu Generalnego z Prigożynem nie chodzi o wygranie wojny, ale o dużą kasę – uważa płk Piotr Lewandowski.
Zdaniem prof. Grochmalskiego, Putin znalazł się w grupie "siłowików", decydując się na rozpoczęcie wojny przeciw Ukrainie.
- Ta frakcja dążyła do zbrojnego konfliktu. W armii nie było chęci rozpoczynania wojny. Putin musiał "siłowikom" pokazać, że jest silny. Nie miał wyjścia –mówi prof. Piotr Grochmalski.
W jego ocenie, to jednak ta frakcja może w przyszłości odsunąć Putina od władzy.
- Czy jest możliwe odsunięcie Putina? Jest. Pytanie, czy z tej wojny Rosja wyjdzie cała czy też nie. Jeśli grupa "siłowików" zobaczy, że Federacja Rosyjska balansuje na granicy utraty integralności, bo tego się na Kremlu najbardziej boją, to głowa Putina wówczas błyskawicznie poleci. To jest punkt krytyczny. Wojna już napoczęła ten proces, bo nie udało się zrealizować celów postawionych przed wybuchem konfliktu. Rosja nie będzie wielkim bohaterem nowego świata. Wojna pokazała, że Federacja Rosyjska nie jest tak potężna, jak przez lata wmawiano – podsumowuje prof. Piotr Grochmalski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski