Dopadli zabójcę Polaka. Ukrywał się 40 lat
"Przepraszam na chwilę, ktoś stoi przy drzwiach. Czego chcesz? Pomocy! Pomocy!" - to były ostatnie słowa 62-letniego Romana Szalajko, który rankiem 7 lutego 1984 roku otworzył nieznajomemu drzwi do swojego mieszkania w południowym Londynie. Wszystko wskazuje na to, że po niemal czterech dekadach udało się odnaleźć mordercę Polaka. Mężczyzna pod fałszywą tożsamością ukrywał się w Portugalii.
Przez wiele lat sprawa zabójstwa mieszkającego w Londynie Polaka tkwiła w martwym punkcie. Aż do 2013 roku, kiedy znaleziony na miejscu przestępstwa odcisk kciuka wreszcie został zidentyfikowany i powiązany z Paulem Bryanem. Był jeden problem - wydawało się, że podejrzany "zniknął".
Dzięki pracy śledczych udało się wytropić podejrzanego, który ukradł tożsamość zmarłego Walijczyka o tym samym nazwisku. W ubiegłym roku Bryan pojawił się na lotnisku Stansted, gdzie został aresztowany. Przyznał się do posiadania fałszywego dokumentu tożsamości, ale zaprzeczył, że zamordował Szalajkę.
Sprawa właśnie trafiła przed oblicze sądu. Prokurator Louis Mably nakreślił sylwetkę ofiary. Roman Szalajko od lat mieszkał w Wielkiej Brytanii, był rozwiedzionym ojcem dwójki dzieci. Miał wiele "przyjaciółek", ale mieszkał samotnie w domu w dzielnicy Kennington. Miał zamiłowanie do hazardu, w domu trzymał duże ilości gotówki, czasem wychodząc z domu, miał w portfelu kilka tysięcy funtów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W tragiczny poranek 7 lutego 1984 r. Szalajko rozmawiał przez telefon ze swoim znajomym Michaelem Peddubriwnym, gdy w pewnym momencie powiedział: "Przepraszam za chwilę, ktoś stoi przy drzwiach". Chwilę później Peddubriwny usłyszał jeszcze krzyki swojego przyjaciela: "Czego chcesz? Pomoc! Pomocy!". Były to ostatnie słowa Polaka.
Peddubriwny jeszcze krzyknął do słuchawki: "Roman, co się dzieje?", ale nie dostał już żadnej odpowiedzi. Natychmiast zadzwonił pod numer alarmowy 999, a do domu Polaka wysłano dwóch policjantów. Zastali oni Szalajkę leżącego w salonie ze śmiertelną raną kłutą brzucha. Z miejsca zbrodni zebrano dowody, w tym odciski palców, telefon i tysiąc funtów w hiszpańskich pesetach. Ze względu na brak tropów mogących doprowadzić do zabójcy jeszcze w tym samym roku sprawa została zamknięta.
Podejrzany o morderstwo Polaka ukrywał się przez prawie 40 lat
Jednym z zabezpieczonych przez śledczych przedmiotów była butelka polskiego miodu pitnego. Na niej znaleziono odciski palców, które nie należały do ofiary. Dopiero w 2013 roku policja skonfrontowała je ze swoimi zasobami. Nastąpił przełom w sprawie.
Głównym podejrzanym został Paul Bryan. Pojawił się jednak kolejny poważny problem. Po 1989 r. w bazach danych nie było żadnych zapisów o jego istnieniu. - To było tak, jakby całkowicie zniknął. Kompletna pustka - powiedział prokurator Louis Mably.
Trzy dni po morderstwie Bryan złożył wniosek o paszport tymczasowy. Słuch o nim zaginął do 1997 r., gdy został zatrzymany przez policję wraz z kobietą o imieniu Sylvia.
W 1998 r. Walijczyk Paul Bryan miał wziąć ślub z Sylvią. Pojawił się pewien problem, mężczyzna o tym imieniu i nazwisku nie żył od 11 lat. Okazało sikę, że oskarżony przybrał tożsamość Walijczyka Paula Bryana.
Dopiero badania DNA przyniosły przełom. Włosy matki Bryana zostały porównane z włosami znalezionymi na kamizelce ofiary. Okazało się, że DNA jest bardzo zbliżone.
Zatrzymany na lotnisku Stansted 63-letni Bryan przyznał się do swojej prawdziwej tożsamości, ale utrzymywał, że stracił pamięć po poważnym wypadku w Lizbonie. Jednak zeznaje podczas trwającego właśnie w sądzie Old Bailey procesu. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce sprawa niewyjaśnionego morderstwa sprzed 40 lat znajdzie swój finał.