Donosy podczas miesięcznicy. Tak lokalni działacze załatwiają interesy z prezesem
Każda okazja jest dobra do dostarczenia niewygodnych informacji o działaniach wrogiego polityka. Jedna z lokalnych działaczek z Konina wykorzystała miesięcznicę smoleńską, by dostarczyć donos na jednego z posłów. To nie pierwsza taka sytuacja w PiS.
Podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej prezes PiS Jarosław Kaczyński otrzymał od działaczki z Konina, Zofii Itman, plik dokumentów w foliowej koszulce. Jak donosi "Fakt", to donos na posła Witolda Czarneckiego. Itman była dyrektorką jego biura - wcześniej współpracowali, teraz dzieli ich konflikt.
Co można wyczytać w donosie Itman na posła Czarneckiego? Na fotografii opublikowanej w artykule widać urywek zdania: "(...) bez zasług i doświadczenia (...) piszą ironicznie i prześmiewczo (...) Witolda Czarneckiego".
To popularna praktyka stosowana przez członków Prawa i Sprawiedliwości. - Każdy coś ma na każdego - mówi w rozmowie z "Faktem" polityk partii. Dodaje również, że Kaczyński "wszystko musi wiedzieć" - również o sprawach, które dotyczą lokalnych działaczy. - Prezesa najbardziej złoszczą informacje o tym, że jakiś działacz kradnie, albo, że ma kochanki, rozwodzi się lub bije żonę, czyli "obyczajówka" - tłumaczy informator.
Do najsłynniejszych donosów do prezesa PiS należą m.in informacje o kłopotach rodzinnych Ludwika Dorna, czy sprawa alimentów Przemysława Gosiewskiego. Jarosław Kaczyński był również informowany o "nieobyczajnym prowadzeniu i chciwości" Adama Bielana oraz Michała Kamińskiego. Kilka lat temu w PiS krążyły również plotki o pedofilii młodego posła, który był wysoko postawiony w partyjnej hierarchii. Prezes odsunął parlamentarzystę na boczny tor po donosie, że polityk "lubi chyba małe dziewczynki, bo jeśli kobiety to tylko młode, albo na takie wyglądające".
Sposób na delikwenta
Donosy są przekazywane na różne sposoby. Niektórzy dostarczają informacje najbliższym współpracownikom Kaczyńskiego lub samemu prezesowi. Jak podkreślają rozmówcy dziennika, tego typu spotkania wyglądają jak sceny z "Ucha Prezesa". - To jest jak audiencja u króla Albo będzie, albo nie - mówią politycy PiS.
Jest jeszcze jedna metoda na dostarczenie donosu. Nieoceniona jest pomoc słynnej już pani Basi. Zaufana sekretarka prezesa przekazuje wszystkie informacje Jarosławowi Kaczyńskiemu, które potem są starannie "kolekcjonowane" przez prezesa. Po co? Donosy są wykorzystywane w stosownym czasie albo pokazywane "pokapowanemu" politykowi.
- Taki delikwent zostaje wezwany nagle, widzi, że prezes jest zły, ma jakieś papiery na stole. Wtedy Kaczyński nagle wychodzi. A delikwent ma czas przeczytać donosik. Po chwili prezes wraca. No i co? Delikwent za przeproszeniem "robi w majty i sypie" - opowiada "Faktowi" jeden z polityków.
Źródło: Fakt