Donieśli na Polaków, że mówią po polsku
- Jeżeli Polak nie mówi po litewsku - nie ma prawa pracować w państwowej spółce - to radykalna opinia jednego z wileńskich taksówkarzy. Nie on jeden tak myśli. Boleśnie przekonali się o tym pracownicy Kolei Litewskich - Polacy, a także Białorusini i Ukrainiec, a nawet kilku Litwinów. Ktoś ich podsłuchał i doniósł.
19.01.2012 | aktual.: 20.01.2012 06:20
Jedenastu pracowników spółki Koleje Litewskie (Lietuvos gelezinkeliai, dalej LG) pozbawiono dodatków do wynagrodzenia za "używanie języka niepaństwowego podczas wykonywania obowiązków służbowych". Ukarani to Polacy, Białorusini, Ukrainiec, a nawet kilku Litwinów. Jak informują litewskie media dyrekcja LG kładzie szczególny nacisk na zapewnienie bezpiecznego ruchu pociągów, a porozumiewanie się przez pracowników operacyjnych i przekazywanie informacji służbowych w języku innym niż litewski może spowodować zagrożenie dla bezpiecznego ruchu pociągów i życia pasażerów.
"Mówiła po rosyjsku, było mi bardzo nieprzyjemnie"
- Było mi bardzo nieprzyjemnie, kiedy kupowałam bilet w Kłajpedzie i kasjerka gdzieś dzwoniła i mówiła po rosyjsku. Mimo, że nie znam rosyjskiego to z kontekstu zrozumiałam, że konsultowała się w sprawie kupowanego przeze mnie biletu. Myślę, że jeżeli nie zna litewskiego, to nie powinna pracować bezpośrednio z klientami - stwierdza jednoznacznie Rasa, studentka z Kowna.
Tak kategoryczne wypowiedzi są efektem trwającej od kilkunastu miesięcy napiętej sytuacji w stosunkach polsko-litewskich. Co charakterystyczne, nastroje antypolskie, zaczynają, w co raz większy sposób obejmować także inne mniejszości mieszkające na terenie Litwy, przede wszystkim Rosjan.
Trzeba z tym w końcu zrobić porządek
11 ukaranych pracowników LG to dyżurni ruchu i pomocnicy maszynisty. Porozumiewali się ze sobą za pomocą krótkofalówek. Ktoś musiał ich podsłuchać i się zaczęło.
- Spróbujcie w Wisagini w sklepie dogadać się po litewsku. Bez szans. To samo w Solecznikach. Dobrze, że ktoś w końcu odważył się zrobić z tym porządek - komentował w trolejbusie, na głos, mieszkaniec Wilna artykuł o ukaranych kolejarzach. Wisaginia (lit. Visaginas) to miasto w północno-wschodniej Litwy, powstałe w II połowie lat 70., wokół wybudowanej elektrowni atomowej w Ignalinie. Ponad 50% mieszkańców miasta stanowią Rosjanie. Litwini są tu w mniejszości, niespełna 16% ogółu.
Faktycznie w rejonach zamieszkałych w większości przez nie-Litwinów trudno jest, na co dzień, usłyszeć osoby mówiące po litewsku, jednak nie znaczy to, że nikt nie zna tego języka. Nieprawdą jest też, że nie można się w nim porozumieć w sklepach, na ulicy czy urzędach. O ile zjawisko takie mogło gdzieniegdzie mieć miejsce w przed odzyskaniem przez Litwę niepodległości w 1991 r., to obecnie, w suwerennym państwie, liczba osób nieznających języka państwowego nie jest znacząca. Co więcej - szkoły polskie na Wileńszczyźnie kładą szczególny nacisk na naukę języka litewskiego, gdyż jest on gwarantem stabilnej przyszłości uczniów, a w ostatnim czasie - dowodem, na co najmniej zadowalający poziom kształcenia w polskich szkołach, którym zarzuca się wynaradawianie obywateli Litwy i niedostateczne edukowanie uczniów.
Govorit' po polski zaprieszczajetsja?
- W końcu ktoś zaczął bronić naszego języka litewskiego. Na Litwie obowiązuje konstytucja, ustawy nadające litewskiemu status języka państwowego. Trzeba sprawdzić jak te przepisy przestrzegane są w rejonie wileńskim, w Kłajpedzie i Wisagini. Myślę, że jest to niezły sposób na podratowanie budżetu - stwierdziła kobieta, udająca się pociągiem do Kowna, moja sąsiadka z przedziału.
Od decyzji dyrekcji LG jeden już tylko krok do sytuacji mającej tu, na Wileńszczyźnie, i całej Litwie, miejsce po powstaniu styczniowym, kiedy to gubernatorem "Północno-Zachodniego Kraju" był niechlubnej pamięci - Wieszaciel - Michaił Nikołajewicz Murawjow. Za jego to czasów, w okresie wzmożonych represji po Powstaniu Styczniowym i rusyfikacji - na drzwiach sklepów i urzędów pojawiły się tabliczki z napisem "zabrania się rozmawiać po polsku". Jeśli dobrze poszukać - pewno gdzieś na strychach jeszcze by się znalazło kilka takich tabliczek. Wystarczyłoby trochę przerobić na "rozmawiać nie po litewsku zabrania się" - i będą w sam raz.
Tylko, jakie to mogłoby przynieść skutki dzisiaj, w demokratycznej Litwie, w XXI wieku, w państwie chlubiącym się przynależnością do Unii Europejskiej? W XIX wieku do walki z zaborcą ramię w ramię szli Polacy i Litwini. W efekcie po 1905 r. przyszła "pierestrojka", która pozwoliła nie tylko na rozmawianie po polsku, ale przyczyniła się do swoistego odrodzenia i upowszechnienia się języka litewskiego, którym dotychczas posługiwano się jedynie na prowincji na północ od Niemna i zachód od Niewiaży.
Historiografia litewska nazywa ten okres latami odradzania się litewskiej świadomości narodowej, polska - okresem intensywnej pracy u podstaw. Rozbieżności w spojrzeniu i ocenie tych samych zjawisk, tak historycznych, jak i współczesnych, przyczyniają się do eksponowania kontrastów i różnic między dwoma, tak bliskimi sobie historycznie i co więcej - mentalnie - narodami. Przez co o tej bliskości i wielkim jej dziedzictwie, co raz mniej zdajemy się pamiętać.
Z Wilna dla polonia.wp.pl
Michał Rudnicki