Donieccy separatyści: wszystko nam jedno, czy USA uznają nasze wybory
Szef Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) proklamowanej przez prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy Ołeksandr Zacharczenko powiedział, że jest im wszystko jedno, czy USA uznają niedzielne wybory na terenach kontrolowanych przez separatystów. Jego wypowiedź przekazały media rosyjskie.
- Jeśli USA nie uznają wyborów, to nas to ani ziębi, ani grzeje - powiedział Zacharczenko cytowany przez radio Echo Moskwy. Oświadczył też, że wybory odbędą się na wysokim poziomie, a świadkami tego będą obserwatorzy, którzy przyjechali z krajów europejskich.
Na temat wyborów w Donbasie wypowiedział się szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji RBK. Powiedział w nim, że nielegalne w świetle prawa ukraińskiego wybory w Donbasie pogorszą sytuację mieszkańców tego regionu.
"Te wybory sprawią, że sytuacja znajdzie się w impasie politycznym i gospodarczym. Cierpieć będą ludzie, którzy tam mieszkają. Stwarza się dla nich problemy, które nigdy nie zostaną rozwiązane i bez względu na to, kto co mówi, sytuacja będzie się pogarszać" - powiedział Klimkin. Część wywiadu została wyemitowana przez RBK - podaje w sobotę agencja Interfax-Ukraina.
Pod koniec września władze samozwańczych republik - Ługańskiej i Donieckiej, proklamowanych przez prorosyjskich separatystów, ogłosiły, że 2 listopada przeprowadzą wybory do swych parlamentów oraz wybory szefów władz wykonawczych. Równocześnie zapowiedziały, że na kontrolowanych przez nich terenach nie będzie wyborów do parlamentu Ukrainy wyznaczonych na 26 października, ani wyborów lokalnych zaplanowanych przez władze w Kijowie na 7 grudnia.
Kijów i Zachód, w tym Stany Zjednoczone, uważają, że zaplanowane przez separatystów wybory przeczą ustaleniom, które strony konfliktu podjęły w Mińsku na początku września. Natomiast Rosja zapowiedziała już, że uzna wyniki wyborów.