Trwa ładowanie...
d2ynpkd
30-12-2002 09:59

Donald Tusk: władza jak ognia strzeże swej pozycji w mediach

Monika Olejnik rozmawia z wicemarszałkiem Sejmu Donaldem Tuskiem

d2ynpkd
d2ynpkd
Donald Tusk (PAP)
Źródło: Donald Tusk (PAP)

Panie marszałku, jak pan ocenia publikację „Gazety Wyborczej”, dotyczącą Lwa Rywina, który proponował łapówkę Agorze w wysokości siedemnastu i pół miliona dolarów, mówiąc, że za całą sprawą stoi Leszek Miller i ludzie z SLD. Łapówka miała być po to, żeby nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji była zrobiona w ten sposób, żeby Agora była zadowolona? Trudno podważać wiarygodność „Gazety Wyborczej” szczególnie wtedy, kiedy publikuje informacje tak niebezpieczne i tak przykre dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. „Gazeta” jest znana z wyważonego stosunku także do tej partii politycznej i trudno byłoby mi uznać, że w zachowaniu „Gazety” czy w materiałach przygotowanych przez „Gazetę Wyborczą” jest coś niestosownego lub coś niepokojącego, jeśli chodzi o rzetelność zawodową. Dlatego istotą problemu wydaje się treść tego materiału. To, co zaskakuje – podejrzewam, że nie tylko mnie, ale wszystkich obserwatorów tego zdarzenia, co zresztą potwierdzają liczne komentarze - to tak długi czas między pierwszą informacją,
która pojawiła się w innych mediach, ale także przecież w „Gazecie”, a tym rozpisaniem tego całego zdarzenia, uzupełnieniem o tak bulwersujące szczegóły w tym ostatnim materiale. I rzeczywiście do tej pory nie uzyskaliśmy żadnej poważnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego premier Miller, dlaczego minister sprawiedliwości pan Kurczuk i w jakimś sensie dlaczego redaktor naczelny Adam Michnik tak długo zwlekali i z reakcją, i z przedstawieniem całości tego, w lekkim cudzysłowie, materiału dowodowego. Jak pan myśli, dlaczego „Gazeta Wyborcza” nie zgłosiła natychmiast sprawy do prokuratury? Powiem szczerze, nie mam zielonego pojęcia. To może wstyd zaczynać tydzień od przyznania się do bezradności intelektualnej, ale naprawdę nie wiem, dlaczego premier Leszek Miller zlekceważył ten sygnał, i nie wiem, dlaczego „Gazeta Wyborcza”, która tą ostatnią publikacją nadała temu wymiar już bardzo, bardzo duży, donośny, przez długie miesiące właściwie w tej sprawie milczała. I naprawdę nie chcę się domyślać, bo domysły mogłyby
być złe, a nie mam powodu wyprzedzać jakichś ewentualnych przykrych faktów. W każdym razie dzisiaj premier Leszek Miller na pytanie w „Sygnałach Dnia”, dlaczego nie skierował sprawy do prokuratury jeszcze w lipcu, kiedy dowiedział się o sprawie, odpowiedział, że ważne jest nie tylko uzyskanie ważnej wiadomości, ale jej ocena. „Ja oceniłem ją jako niepoważną i niezgodną z prawdą” - tak powiedział szef rządu. Słyszałem to dzisiejsze tłumaczenie i powiem szczerze, że jestem rozczarowany i zawiedziony także dlatego, że podobnie jak Adam Michnik uważam, że Leszek Miller nie jest politykiem skorumpowanym, w każdym razie w jego dotychczasowych działaniach, szczególnie jako premiera Rzeczypospolitej, nic na to nie wskazywało. Natomiast wypowiedź premiera, w której sensacyjne doniesienie o tym, że jest nagrany materiał, zgodnie z którym wokół kontrowersyjnej ustawy pojawia się bądź co bądź poważna postać publiczna, jaką jest Lew Rywin, i powołuje się na kontakty z samym premierem, z Sojuszem Lewicy Demokratycznej,
żąda gigantycznej łapówki i w dodatku bardzo poważnie te rewelacje traktuje największa gazeta codzienna w Polsce, to ja nie wiem, co poważniejszego trzeba usłyszeć lub co poważniejszego trzeba zobaczyć w wykonaniu o ile poważniejszych aktorów dramatu, żeby uznać całą sprawę za wartą zainteresowania. Mam wrażenie, że raczej uznano - zarówno premier Miller, jak i całe środowisko Sojuszu Lewicy Demokratycznej - że sprawa przyschnie, że nie będzie problemu, powodu, żeby do niej wracać, bo często z takimi sprawami w Polsce właśnie tak jest. Minister sprawiedliwości powiedział dzisiaj na łamach „Trybuny”, że kiedy został o tej sprawie powiadomiony 3 września, zbagatelizował ją czekając na powiadomienie do prokuratury o sprawie i teraz zajmie się tą sprawą, bo nabrała ona innego wymiaru i zakończone zostało śledztwo dziennikarskie. Otóż z całą pewnością sprawa nie nabrała żadnego innego wymiaru, bo zarówno pani, jak i ja, a także setki tysięcy zwykłych konsumentów prasy w Polsce, wiedzieliśmy dokładnie, że elementy
tego wymiaru, o którym mówi dzisiaj pan minister Kurczuk, były identyczne kilka miesięcy temu. I mogę je przypomnieć: to były te same nazwiska, Lew Rywin, Leszek Miller, dotyczyły tego samego środowiska nazywanego wówczas i teraz w tym materiale z imienia, a więc Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w powiązaniu z mediami publicznymi, w związku z ustawą, wysokość łapówki się nie zmieniła, a także nie zmieniła się informacja, że całość rozmowy jest nagrana na taśmie magnetofonowej przez naczelnego „Gazety Wyborczej” pana Adama Michnika. Nie mam zielonego pojęcia, co ma na myśli pan minister Kurczuk czy pan premier Leszek Miller, mówiąc, że dzisiaj ta sprawa ma inny wymiar niż kilka miesięcy temu. A co można sądzić o klasie politycznej, która wiedziała o tej sprawie? Bo tak jak mówi minister Jakubowska, parę dni temu cała Warszawa wiedziała o tym od kilku miesięcy, wiedzieli o tym zarówno posłowie Platformy Obywatelskiej i posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej i nie było żadnego zapytania w Sejmie. Mogło być
zapytanie parlamentarzystów do premiera, prawda? Wydaje się, że sprawa była wystarczająco poważnie przedstawiona, powiem więcej, ja sam pamiętam taką zapowiedź, kiedy wiceminister sprawiedliwości powiedział, że sprawą się zajmie. Powiem szczerze, byłem święcie przekonany, że te słowa ministra Kurczuka, jak i determinacja Agory i „Gazety Wyborczej” w związku z ustawą są absolutnie wystarczającą rękojmią, że sprawa będzie miała swój finał. Poza tym powiem pani szczerze, że doświadczenie polskiego parlamentarzysty - i to jest jakieś usprawiedliwienie dla polskich posłów - wskazuje wyraźnie, że władza, a dotyczy to szczególnie tego rządu, nie jest specjalnie wrażliwa na zapytania poselskie. To jeżeli nie jest wrażliwa na zapytania, to również może być niewrażliwa na publikacje. I jak to się może zakończyć? Według byłego premiera Józefa Oleksego sprawa się rozmyje. Czy według pana powinna sprawą się zająć specjalna komisja parlamentarna, komisja śledcza? Ta znacząca bierność i obojętność ministra sprawiedliwości
w tej sprawie może oznaczać potrzebę powołania takiego ciała. Chociaż też nie jestem osobą naiwną i zdaję sobie sprawę z tego, że komisja parlamentarna, wbrew pozorom, ma stosunkowo mało możliwości do skutecznego działania śledczego. Ale z całą pewnością, choćby z tego powodu, że ekipa rządząca jest wskazywana – to, czy na zasadzie pomówienia, czy nie, powinno być przedmiotem śledztwa - przez pana Lwa Rywina jako inicjator czy potencjalny beneficjent tych machinacji proponowanych przez pana Rywina. I to może być wystarczający powód, żeby także opozycja - a więc do tego byłaby potrzebna parlamentarna komisja śledcza - miała w to wgląd, aby tej sprawie, podobnie jak kilku innym, nie ukręcono najzwyczajniej w świecie łba. A może pan minister nie byłby tak bierny, minister sprawiedliwości, gdyby „Gazeta Wyborcza” od razu przekazała taśmę do prokuratury? Trudno mi tutaj cokolwiek dodać lub ująć, nie wiem dlaczego, nie znam szczegółów tej sprawy. A co według pana marszałka powinno się dalej wydarzyć w sprawie
nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji? Dzisiaj marszałek Sejmu zamierza wydać oświadczenie w tej sprawie. Czy według pana należy wstrzymać prace nad tą ustawą, czy też rozdzielić ją na dwie części, na część niekontrowersyjną i na część kontrowersyjną? Od kilku miesięcy domagamy się - nie w związku z aferą Lwa Rywina, ale w związku ze złymi zapisami w tej ustawie, które wzmacniały jeszcze pozycję władzy politycznej w mediach w Polsce - aby rozdzielić te kontrowersyjne, „polityczne” przepisy i zostawić je na razie na boku i wprowadzić tylko te tak zwane europejskie przepisy - a więc te, które w wymiarze niezbędnym dostosowują do ustawodawstwa europejskiego przepisy dotyczące mediów. I to by w tym sensie załatwiło problem, że sprawę konieczną załatwilibyśmy bez specjalnych konfliktów w Sejmie. Natomiast komisja, a później Sejm, przestałaby się zajmować tą częścią ustawy, która dzisiaj już nie tylko jest kontrowersyjna, ale także bardzo dwuznaczna. Bo gdyby miało się okazać, iż inne niż ustrojowe interesy
stały za inicjatywą ustawodawczą - mówiąc krótko, jeśli przynajmniej część rewelacji pana Rywina i „Gazety Wyborczej” okazałaby się prawdziwa, to wtedy byłoby czymś wyjątkowo nagannym, gdyby doszło do uchwalenia ustawy, która jest na życzenie czy na zamówienie już nie tylko politycznego centrum, ale także osób zainteresowanych finansowo takim, a nie innym rozstrzygnięciem. Warto zresztą dodać, że tak naprawdę w aferze Lwa Rywina, a często o tym w tych dniach zapominamy, rzeczą niezwykle istotną jest coś, co w naszym zepsutym świecie nie budzi takich emocji, a mianowicie słowa, że SLD czy lewica musi mieć zagwarantowane swoje interesy w jednej ze stacji telewizyjnych i że także temu miała służyć cała akcja pana Lwa Rywina. I proszę zauważyć, że to mało bulwersuje opinię publiczną. Oczywiście siedemnaście milionów domniemanej łapówki to jest coś, co podnieca wszystkich słuchaczy i czytelników prasy, natomiast fakt, że za tym stała - wedle pana Lwa Rywina - także potrzeba Sojuszu Lewicy Demokratycznej, aby
kontrolować media prywatne, już nie tylko publiczne, jest jakby mniej bulwersujący. Tak naprawdę żyjemy dzisiaj w kraju, w którym władza polityczna, w tym przypadku Sojusz Lewicy Demokratycznej - ale wiemy, że także prawica miała podobne inklinacje - jak świętego ognia strzeże swojej pozycji w mediach publicznych, w mediach państwowych. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby rzeczywiście intencją tych, którzy ustawę wymyślili, była także próba złapania za gardło mediów prywatnych. I jeśli mówimy o przepisach europejskich w tej ustawie i jeśli w ogóle mówimy tak dużo o staraniach rządu, aby wejść do Unii Europejskiej, to zawsze warto przypominać, że standardy europejskie muszą być przestrzegane wszędzie, także w tak czułych miejscach, jakim są media. A dzisiaj Sojusz Lewicy Demokratycznej i rząd nie przestrzegają takich standardów. Czy ta publikacja nie osłabia premiera Leszka Millera? Z całą pewnością każde zamieszanie - mogę coś o tym powiedzieć - każda dwuznaczność osłabia pozycję polityka, szczególnie jeśli
jest tak konkretnie nazwana. Pamiętam, jak dużo zamieszania i jak dużo przykrości sprawiły rewelacje nieporównywalnie mniej ważne, w tym sensie, że niepoważne, mówię to o słynnych Klewkach Andrzeja Leppera, a przecież zamieszanie wokół tej sprawy tak naprawdę trwa do dzisiaj. Rzecz ciekawa, że prokuratura rządzona przez tego samego ministra w tej sprawie jest także wyjątkowo bezradna. I muszę powiedzieć, że ponieważ Lew Rywin wydaje się osobą dużo poważniejszą niż pan Gasiński, a „Gazeta Wyborcza” jako przekaźnik tej informacji dużo poważniejsza niż Andrzej Lepper, więc i cała sprawa może mieć dużo bardziej przykre skutki, także dla Leszka Millera, niż poprzednie podobne rewelacje. I na koniec, panie marszałku, chciałam się od pana dowiedzieć, jak pan skomentuje to, co powiedział Maciej Łętowski: „Największym bublem w tym roku są dla niego trzej tenorzy z Platformy Obywatelskiej, za położenie na deski dobrego libretta, miało być młodo, liberalnie i dynamicznie, a wyszło staro, konserwatywnie i na
czworakach”. Język felietonisty ma pełne prawo do złośliwości. Jak się pani domyśla mam inne odczucia, chociaż na pewno nie mam pełnej satysfakcji. Czyli jakie jest pana libretto? Mimo tej nazwy „tenor” skrzywdziłbym i panią, i radiosłuchaczy, gdybym usiłował to libretto wyśpiewać. Jednak z całą pewnością uwagi nawet najbardziej złośliwe muszę przyjąć z pokorą, bo i mi się wydawało, że będzie łatwiej i piękniej. Nie na deskach. A może na deskach, siedzi pan na deskach? Nie, siedzę na miękkim krześle.

d2ynpkd
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ynpkd
Więcej tematów