Donald Tusk: PSL‑owskiego miodu trochę za dużo
Donald Tusk w Radiu Zet (RadioZet)
29.05.2003 | aktual.: 29.05.2003 11:26
Panie Marszałku, czy wyrzucił pan list Jarosława Kalinowskiego do kosza? Nie. Nie, bo to byłoby nieładne. Powiem szczerze, tak mnie mama zawsze wychowywała, żeby szanować cudze intencje i korespondencję. I zostawił pan sobie na pamiątkę. Leży u mnie na biurku. Ale nie przekonuje pana treść tego listu. Lider PSL chce, żeby wszyscy wznieśli się ponad podziałami, żeby stworzyć wspólny rząd i mieć innego premiera. List jest z gatunku ogólnie słusznych i takich, powiedziałbym, serdecznych próśb do samych siebie. To znaczy, rzeczywiście politycy od czasu do czasu uznają, że główną ich misją jest być razem, solidarnie, z uśmiechem trzymając się za ręce i tak dalej, i tak dalej. Ja wcale nie kpię, nie ironizuję, ale mam wrażenie, że właściwie w takiej właśnie formie serdecznego zapraszania do współpracy de facto kryje się dość oczywista treść: Polskie Stronnictwo Ludowe żałuje trochę, że z takim hukiem opuściło koalicję i chce wrócić do rządu. I tak jak miałem okazję wczoraj to komentować, nie widzę w tym nic
paskudnego, bo po to są partie polityczne, żeby ubiegać się o władzę. Ale tego miodu, zakrywającego tę prawdziwą intencję, trochę za dużo jak na moje gusta. Tak, ale słusznie, że chcą może wrócić do rządu, bo może chcą zrobić coś dla Polski, ale nie chcą tego zrobić wspólnie z Leszkiem Millerem. To przecież prezydent Aleksander Kwaśniewski proponuje, żeby stworzyć rząd większościowy, więc może to jest odzew na apel prezydenta? Dlaczego pani się tak znacząco uśmiecha zadając to pytanie? Musimy zachować powagę, przynajmniej w tej sprawie i mi też to czasami przychodzi z trudem, bo rząd pana Leszka Millera miał okazję dobrze ponad rok rządzić razem z panem prezesem Jarosławem Kalinowskim. I nie widzę powodu, żeby się wyzłośliwiać, bo muszę powiedzieć, że na przykład w Kopenhadze pan prezes Kalinowski sprawiał dobre wrażenie - człowieka, który rzeczywiście w taki zdeterminowany sposób walczy o polskie interesy. Muszę zresztą powiedzieć, że wówczas i Platforma, i cała opozycja potrafiła to jakby udokumentować. I
te opinie o panu Kalinowskim były raczej pozytywne. Ale też nie ulega wątpliwości, że zło, które wynika z rządzenia Leszka Millera, było także udziałem ich partnera. Chciałbym to jeszcze powiedzieć jednym zdaniem, bo jakby łatwo zapomnieć w tej wrzawie dnia codziennego o tym, z jakich powodów Polskie Stronnictwo Ludowe wówczas wystąpiło z koalicji i ustąpiło z rządu. I przecież wszyscy pamiętamy, ja bardzo dobrze pamiętam - bo wtedy zdenerwowałem się na sali sejmowej widząc wielogodzinny targ o pieniądze - pokłócili się partnerzy o pieniądze, o wpływy i dlatego się rozstali. I pamięta pan takie dobre rzeczy i mimo wszystko Platforma Obywatelska mówi „nie” Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, dlaczego? Jakie dobre rzeczy? Dobre rzeczy, przecież wystąpili wtedy. Kłócąc się o pieniądze, a nie o styl rządzenia. Nie, przecież kłócili się o dobre rzeczy dla nich. Tak, zgoda. I jeśli dzisiaj mielibyśmy na serio mówić o tym, jak powinien wyglądać lepszy rząd dla Polski, to w naszej ocenie z Sojuszem Lewicy Demokratycznej
lub z Samoobroną - bo jeden lub drugi klub jest niezbędny, żeby taka prawdziwa większość w Sejmie powstała - dobrego rządu nie sposób zbudować. I oczywiście można powiedzieć, że po wielu, wielu miesiącach, ale raczej ciężkiej pracy pani i pani koleżanek i kolegów niż opozycji, odszedł pan Montkiewicz - ale na razie Sojusz Lewicy Demokratycznej kojarzy się z niezwykle skuteczną, twardą walką o to, żeby u władzy utrzymać właśnie takich ludzi jak pan Montkiewicz. Ale teraz premier nabrał przyspieszenia i, jak widać, dokonywane są ruchy, które czyszczą „niezatapialnych”. Znowu pani kpi i tym razem już z pana premiera, a to, jak pani wie, w przypadku pana premiera Millera... Nie śmiałabym kpić z premiera. ...nawet niezależni dziennikarze i media prywatne mogą się czuć niepewnie. Mówiąc serio w przypadku pana Montkiewicza trudno byłoby, żeby kolejny, trzeci czy czwarty... Czy pan wie, że coś mi grozi, tak, Panie Marszałku? Pan mówi, że powinniśmy się czuć niepewni w przypadku...? Wielokrotnie słyszałem od
najbardziej zaufanego człowieka pana premiera Millera, czyli od pana Łapińskiego, słyszała to też cała Polska, że jak będziecie za bardzo krytycznie oceniali takich ludzi jak Montkiewicz czy pan Miller, to skończy się ta swoboda, to hasanie mediów. Dobrze, ale czy Platforma Obywatelska wybiera dla siebie pozycję tylko w opozycji? Tę pozycję wybrali ludzie. I naprawdę warto się przyzwyczaić, bo czasami chcemy o tym zapomnieć, ale nie powinniśmy o tym zapomnieć, że ten szyk ustawiają wybory raz na cztery lata, a jak jest krótsza kadencja, to trochę częściej. I tego szyku nie można naruszać. Ja nie będę udawał, że w sprawach ważnych dla Polski mam podobne poglądy jak pan Leszek Miller, bo nie mam - moje poglądy na to, co w Polsce jest ważne, są zupełnie inne. Dobrze, ale jeżeli zmieni się premier, czy Platforma Obywatelska dalej wybiera pozycję w opozycji? Tak naprawdę ta zła twarz Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie jest pojedynczą twarzą, tak bym powiedział. I dzisiaj nie starcza mi wyobraźni - mówię naprawdę
serio - żeby zobaczyć ten Sojusz Lewicy Demokratycznej za miesiąc czy za trzy miesiące jako partię zdecydowaną, żeby robić dobre rzeczy dla dobra Polski i gotową ponosić własne ryzyko dla dobra Polski - także taką zdeterminowaną, żeby walczyć z tym najgorszym złem, jakie w Polsce się panoszy, czyli z korupcją. Właśnie nie mam takiej wyobraźni. A jak pan myśli, kto powinien dać premierowi impuls do tego, że powinna nastąpić zmiana na tym stanowisku? Dokładnie, jeśli dobrze pamiętam, a chyba pamiętam dobrze - w tym studio w styczniu proponowałem w imieniu Platformy, aby prezydent Aleksander Kwaśniewski zdecydował się na twardy ruch i zmusił Leszka Millera do ustąpienia. I nie po to, żeby Platforma trafiła do władzy, tylko po to, żeby utworzyć rząd, który doprowadzi Polskę bezpiecznie do referendum i do Unii Europejskiej, czyli przynajmniej do 1 maja 2004 roku. I przez chyba dobre dwa miesiące dawaliśmy wyraźnie do zrozumienia, że nie uczestnicząc w koalicji z SLD jesteśmy gotowi poprzez zachowanie w
parlamencie umożliwić powołanie takiego rządu. I pan prezydent Kwaśniewski wówczas, powiem z przykrością, raczej ironizował na temat tego naszym zdaniem oczywistego projektu. Ale w jaki sposób ironizował? Dzisiaj pan prezydent Kwaśniewski nadal, nadal powtarza - między innymi w reakcji na listy pana Jarosława Kalinowskiego - że najważniejsza jest rozmowa z panem Leszkiem Millerem. To jest rozmowa pana prezydenta Kwaśniewskiego z panem premierem Millerem i nam nic do tego, bo ta rozmowa pewnie kiedyś wreszcie się odbędzie - taka poważna rozmowa, która pozwoli zrozumieć premierowi Millerowi, że nie można rządzić czterdziestomilionowym narodem mając sześcioprocentowe poparcie. Ale w jaki sposób ironizował prezydent? Przede wszystkim bardzo wyraźnie dawał do zrozumienia, a później to uroczyście spuentował w czasie słynnego zakończenia wojny na górze, że Leszek Miller dysponuje większością i nie jego zadaniem jest obalanie rządu Leszka Millera. I być może tak jest. Ale czym innym jest poparcie opinii publicznej,
a czym innym to, co się dzieje w Sejmie. Bo tak, jak mówi premier Leszek Miller, nie przegrywa żadnego głosowania, wygrywa wszystko. Ja też to mówię, wczoraj też to powtarzałem dziennikarzom, którzy się pytali, czy wizja pana Kalinowskiego, żeby wreszcie zbudować większość, nie jest atrakcyjna. Moim zdaniem w tym sensie nie jest atrakcyjna, że tę większość Leszek Miller ma w parlamencie. Powiem więcej, wtedy, kiedy czuje się zaniepokojony, kiedy musi bronić na przykład pana Łapińskiego, to do tej większości przywołuje Samoobronę i to dotychczas skutecznie funkcjonowało. Tak że w polskim Sejmie pan Leszek Miller - mówię o tym z ubolewaniem, ale to jest fakt i nie można temu zaprzeczać - ma poparcie większości parlamentarnej SLD, takich małych kół, które z różnych powodów są gotowe poprzeć w każdej sytuacji Leszka Millera; a w sytuacjach alarmowych słynne zbrojne ramię pana Leszka Millera, czyli Samoobrona, także głosuje za nim. Uważam, że warto ten stan rzeczy jak najszybciej zmienić. Ale mogą zmienić wybory,
a nie kuglowanie polityków, liderów partyjnych. Dobrze, ale jak najszybsze wybory to wygrana Samoobrony, nie boi się pan tego? Nie. Na szczęście, póki co, w żadnych notowaniach, w żadnych sondażach nie widać tego zagrożenia w sensie realnym. Ale na pierwszym miejscu jest SLD. Smutek dzisiejszego życia publicznego w Polsce polega na tym, że tak naprawdę dzisiaj liderów nie ma. To znaczy SLD oczywiście jest ciągle największą partią i co do tego nie ma wątpliwości. Na koniec chciałam się od pana dowiedzieć, czy SLD powinno dać jakiś sygnał przed referendum obywatelom, że coś się zmieni po referendum? Na pewno trochę podniosłoby to poziom nadziei Polaków, że życie publiczne nie musi być takie plugawe jak dzisiaj - chociaż wydaje się, że już jest trochę późno. My do tego referendum mamy przecież kilka dni, tak że na takie gesty jest chyba trochę za późno. Ale ja nie mam wątpliwości, że gdyby dzisiaj Leszek Miller podał się do dymisji jutro, pojutrze - byleby przed referendum - to przynajmniej tych kilka procent
Polaków więcej poszłoby do głosowania, bo uwierzyłoby w to, że rzeczy niemożliwe są jednak możliwe. A jak się okaże, że w referendum będzie pięćdziesiąt parę albo jeszcze więcej, to co wtedy? To ja bardzo się ucieszę, bo akurat w tej sprawie... Ale co wtedy z premierem Leszkiem Millerem? Premier Leszek Miller jest złym premierem nie dlatego, że w sposób twardy prowadzi Polskę do Unii Europejskiej - bo nieraz z uznaniem mówiliśmy o polityce zagranicznej Leszka Millera i tu zdania nie zmienię - Leszek Miller jest bardzo złym premierem w związku z naszymi polskimi sprawami, nie europejskimi. Może najlepiej byłoby, gdyby pojechał do Brukseli i tam potwierdził swoją europejskość, ale w Polsce po prostu źle się sprawuje i źle rządzi. A kto powinien być jego pewnym następcą, powie marszałek Donald Tusk? To pani wie najlepiej, że Józef Oleksy jest najbardziej zapalonym do sprawowania funkcji premiera, a wiadomo, że w tym Sejmie następcą... Ale skąd ja mam wiedzieć, dlaczego ja mam wiedzieć najbardziej? Bo nie
ukrywał tego. W każdym razie Józef Oleksy, tak? Nie, nie, nie... Bo pytała pani, kto byłby najlepszym? Tak. Prawda jest taka, że następcą Leszka Millera, jeśli ten poda się do dymisji, będzie ktoś z Sojuszu Lewicy Demokratycznej i dzisiaj tam dobrych kandydatur - moim zdaniem - nie ma. Są złe i gorsze i najgorsze. Dobrze, to jakąś dobrą niech pan szybko wymieni. Nie potrafię. Myślałam, że marszałek potrafi wszystko. Dziękuję.