Donald Trump i Breitbart. Portal alternatywnej prawicy odegrał niebagatelną rolę w wyborczym zwycięstwie
• Breitbart.com to portal, który w kampanii stał murem za Trumpem
• Gdy media konserwatywne mówiły "pas", Trump mógł liczyć poparcie Breitbart
• Krytycy zarzucają portalowi propagowanie rasizmu i faszyzmu
• Twórcy portalu identyfikują się z alternatywną prawicą (alt-right)
• Były szef Breitbart przejął w sierpniu dowodzenie kampanią Trumpa
• Dziś jest wymieniany w gronie potencjalnych doradców nowego prezydenta
Choć Breitbart działa od 2007 roku, naprawdę głośno zrobiło się o nim dopiero podczas ostatniej kampanii wyborczej Donalda Trumpa. Gdy kojarzona z amerykańskimi konserwatystami telewizja Fox krzywiła się na skrajne pomysły i wypowiedzi Trumpa, zawsze mógł on liczyć na wsparcie i pozytywne opinie na Breitbart.com
Dziecko "buca"
Dziś Breitbart na swoim Facebooku chwali się, że miesięcznie jest czytany przez 37 mln użytkowników. Serwis Alexa.com, który prowadzi rankingi ruchu generowanego przez strony internetowe, podaje, że jeszcze w połowie czerwca było ich 10 mln mniej. Na początku 2012 roku na portal zaglądało zaledwie 6,5 mln. W niecałe pięć lat udało się sześciokrotnie zwiększyć zasięg.
Breitbart News został stworzony przez amerykańskiego publicystę Andrew Breitbarta. Kilka lat temu zaangażował się w rozwijający się konserwatywny ruch Tea Party, rodzący się w łonie Partii Republikańskiej.
Pomysłodawca, od którego nazwiska pochodzi nazwa serwisu, nie dożył czasów największej świetności swojego portalu. Andrew Breitbart zmarł w 2012 roku w wieku 43 lat. "The Rolling Stone" w nekrologu żegnało "buca (ang. douche), który - trzeba przyznać - miał swoje 'momenty'". To najlepiej pokazuje, jak polaryzujące medium stworzył publicysta.
Po stronie Trumpa, przeciwko systemowi
Stephen Bannon, który po śmierci Breitbarta do niedawana odgrywał w serwisie ważną rolę, w sierpniowym wywiadzie dla "New York Timesa" stwierdził, że portal jest "platformą alternatywnej prawicy" (ang. alt-right). W skrócie, alt-right zaczyna się tam, gdzie kończy się tradycyjny amerykański konserwatyzm.
Było kwestią czasu, by Bannon zasilił kampanię Trumpa - w sierpniu przejął obowiązki szefa sztabu. W liberalnych mediach nie brakowało złośliwych komentarzy o tym, że czołowy propagandysta dalej będzie robił to samo, z tym że u samego źródła. Inni pukali się w czoło, że taki ekstremista może mu tylko jeszcze bardziej zaszkodzić.
Kampania wyborcza, w której Donald Trump nie stronił od ksenofobicznych uwag i postulatów, nie zawsze podobała się nawet konserwatywnym mediom, tradycyjnie popierającym Republikanów. Gdy Trump znieważał Meksykanów, czynił seksistowskie uwagi czy gromadził wokół siebie poparcie członków rasistowskiego Ku Klux Klanu, redakcje konserwatywnej telewizji Fox News trzymały go na dystans.
Fox, kojarzony z tradycyjnym amerykańskim konserwatyzmem i republikańskimi "jastrzębiami", nie do końca czuł "ducha" Trumpa. Łamanie politycznego tabu doceniał za to Breitbart i jego czytelnicy. Aktywni w serwisach społecznościowych, tworzący memy, krytyczni wobec politycznej poprawności, sprzeciwiający się imigracji, obawiający się końca "cywilizacji białego człowieka" czy po prostu nienawidzący politycznego establishmentu, także republikańskiego. Tacy są ludzie stojący po stronie alt-right.
Alt-right nie jest pojęciem ekskluzywnym. Za alt-right może się uważać zarówno religijny tradycjonalista, jak i krytyk demokracji, będący monarchistą czy też biały nacjonalista, wierzący w rasową nierówność lub demaskator globalistów spod znaku Nowego Porządku Świata (NWO). Ich wspólnym mianownikiem jest pogarda wobec polityki głównego nurtu.
Konserwatyzm jako bunt młodych
Przez liberalne media ruch alt-right bywa określany często jako rasistowski, faszystowski czy po prostu siejący nienawiść.
W marcu w Breitbart pojawił się swego rodzaju manifest ruchu alt-right, który próbował odkłamać "mity", jakie rzekomo narosły wokół nowego zjawiska politycznego. Autorzy próbowali nakreślić intelektualny rys alt-right, który miałby ich odróżniać od "tradycyjnych rasistowskich skinheadów". W tekście, obok afirmacji "młodzieńczej energii", pojawiły się odwołania do myśli szeregu filozofów z XIX i XX w. (m. in. Evola, Spengler, Mencken).
Z manifestu bił bunt przeciwko "postępowcom", którzy chcieliby wymazać pamięć o wielkich osiągnięciach cywilizacyjnych, sprowadzając je do wstydu za epokę kolonializmu czy niewolnictwa. W tym sensie konserwatyzm alt-right jest próbą kultywowania dumy z tradycji i historii.
Oddzielną sekcję autorzy poświęcili do wytłumaczenia powodów, dla których tworzą - niejednokrotnie obrazoburcze - memy. "Gdy w społeczeństwie narasta presja autocenzury, zawsze znajdzie się młoda, zbuntowana grupa, która będzie odczuwała złośliwy popęd, by bluźnić, łamać wszystkie zasady i mówić to, co zakazane. Dlaczego? Bo to zabawne!" - pisali autorzy.
"Gdybyśmy żyli w latach 60., ekipa od memów pewnie byłaby najbardziej zatwardziałymi członkami Nowej Lewicy. Przeklinaliby w telewizji, nabijali się z chrześcijaństwa oraz propagowali narkotyki i wolną miłość" - piszą dalej, jeszcze mocniej pokazując, że chodzi im nie o czystą konserwatywną ideę, a o bunt, której jest ona nośnikiem.
Profesor George Hawley z Uniwersytetu w Alabamie, który w tym roku wydał jedno z pierwszych naukowych opracowań na temat tego ruchu, ocenił, że buntowniczy ruch jest groźniejszym przeciwnikiem dla liberalnej polityki niż tradycyjny amerykański konserwatyzm. Hawley uważa zresztą, że także tradycyjni konserwatyści mają się czego bać.
Jest w tym sporo prawdy, jeśli przyjrzeć się zawartości portalu Breitbart, będącego przecież tubą nowego ruchu. Publicyści stojący po stronie prawicy alternatywnej regularnie wymierzają ostrza piór w kierownictwo Partii Republikańskiej, waszyngtońskie elity polityczne i media głównego nurtu z Fox News na czele.
Bannon stawia na szok
Wspomniany już Stephen Bannon, który będąc dyrektorem programowym Breitbart, przeszedł do sztabu kampanii Trumpa, w dużej mierze stoi za wzrostem zasięgu serwisu. Jednak równocześnie zarzuca mu się, że odszedł od idei założycielskich i postawił na szokowanie.
"Andrew Breitbart nie cierpiał rasizmu, naprawdę go nie cierpiał. Gdy Bannon wpadł w objęcia Trumpa, wszystko się zmieniło. Teraz Breitbart stał się ulubioną stroną alt-right, z Yiannopoulosem (dziennikarz serwisu - przyp. red.) promującym etniczny nacjonalizm jako odpowiedź na polityczną poprawność oraz sekcją komentarzy, która zamienia się w szambo do zamieszczania rasistowskich memów" - pisał na łamach konserwatywnego serwisu DailyWire.com były dziennikarz Breitbart.com.
- Czy w alt-right są antysemici? Z całą pewnością. Czy w alt-right są rasiści? Z całą pewnością. Ale nie wierzą, że ruch jest antysemicki jako całość - odpierał tego rodzaju zarzuty Bannon na łamach MotherJones.com.
Choć Bannon dystansuje się od oskarżeń o rasistowskie poglądy i nie uważa się za białego nacjonalistę, jego opinie często nie odbiegają od tych, które zamieszczają pod artykułami jego oddani czytelnicy.
Krytycy wskazują, że wielokrotnie beształ muzułmanów, zarzucając im poglądy na miarę nazizmu, wspierał antyislamskie inicjatywy, a na łamach mediów przychylał się do postulatu Paula Nehlena, przedsiębiorcy, który chciałby deportować wszystkich muzułmanów z USA. Wypowiadał też wiele niepochlebnych słów pod adresem ruchu Black Lives Matter, walczącego z przemocą policji wobec czarnoskórych.
Sukcesem Trumpa, sukcesem Breitbart
Co ciekawe, w rozmowie z serwisem MotherJones.com, Stephen Bannon stwierdził, że to on sam, na długo przed pojawieniem się Trumpa, wzniecił "ruch populistyczno-nacjonalistyczny".
Na ostatniej prostej Bannon przejął stery kampanii Trumpa. Sukces prezydenta-elekta jest w pewnym stopniu także sukcesem Bannona oraz portalu, którym do niedawna kierował. Nie wiadomo, ile skapnie z niego Breitbartowi, ale już teraz wiadomo, że Bannon wymieniany jest w gronie potencjalnych doradców w administracji Trumpa.