Dochodowe opłaty
Krakowskie uczelnie na opłatach za egzaminy, których nie było, zarobiły kilka milionów złotych.
Szkoły wyższe nie prowadziły w tym roku egzaminów wstępnych dla "nowych maturzystów", ale nie zrezygnowały z opłat egzaminacyjnych.
Kandydaci, nie wiedząc, jaki limit punktów zapewni im miejsce na danym kierunku, zapisywali się na kilka. Rekordziści zostawili w kasach uczelni nawet po kilkaset złotych. Dla szkół rekrutacja była świetnym interesem - niektóre wzbogaciły się o milionowe kwoty.
Minister ustalił, uczelnie wzięły W tym roku, by dostać się na większość kierunków, absolwenci szkół średnich nie musieli zdawać egzaminów wstępnych. Kwalifikacja następowała na podstawie wyników matury. Uczelnie nie musiały płacić za przygotowywanie egzaminów, nadzór nad ich przeprowadzeniem i sprawdzanie prac. Dodatkowe testy predyspozycji organizowane były tylko na niektórych kierunkach. Udział szkół w procesie rekrutacji ograniczył się do przygotowania systemu elektronicznego rejestrującego kandydatów i przyjęcia od nich "papierowych" podań.
Minister edukacji w rozporządzeniu ustalił maksymalną wysokość opłat rekrutacyjnych na 80 oraz 85 zł w przypadku, gdy uczelnia musiała organizować dodatkowe testy. Stawki maksymalne - Minister nigdy nie określił, że uczelnie mają pobierać od kandydatów opłaty dokładnie w takiej wysokości. Wręcz przeciwnie - zwracamy uwagę, żeby opłaty nie przewyższały faktycznych kosztów procesu rekrutacji. Kalkulacja związanych z nim wydatków należy do uczelni. Kwoty podane w rozporządzeniu to stawki maksymalne - tłumaczy Józef Lepiech, zastępca dyrektora departamentu szkolnictwa wyższego Ministerstwa Edukacji.
Wszystkie krakowskie uczelnie brały od kandydatów - w zależności od kierunku - 80 lub 85 zł. Opłata rekrutacyjna była pobierana oddzielnie za każdą aplikację. Absolwenci w kasach uczelni zostawili łącznie kilka milionów złotych. Bez kalkulacji Na Uniwersytecie Jagiellońskim system zarejestrował 32,5 tys. aplikacji, co daje sumę 2,6 mln zł. Akademia Pedagogiczna zarobiła co najmniej 1,1 mln, Akademia Ekonomiczna blisko milion, a Akademia Górniczo-Hutnicza 720 tys. zł. Żadna z uczelni nie oszacowała jeszcze, ile faktycznie kosztowała tegoroczna rekrutacja, w żadnej nie przeprowadzono również kalkulacji, w oparciu o którą można by zróżnicować opłaty rekrutacyjne. Można tylko przypuszczać, że uzyskane kwoty znacznie przekroczyły faktyczne koszty ponoszone przez szkoły wyższe. Na tym jeszcze nie koniec - we wrześniu aplikacje będą składać kandydaci na studia zaoczne. Skorzystali z okazji - Minister wyznaczył stawki, a my uważamy, że ich wysokość jest odpowiednia i pokrywa koszty rekrutacji - mówi rzecznik
Akademii Ekonomicznej Maciej Bóbr.
- O kosztach naboru i wpływach z tego tytułu będziemy mogli mówić dokładnie dopiero w październiku. Warto zaznaczyć jednak, że pobieraliśmy 80 zł od każdej aplikacji, mimo że organizowaliśmy także testy egzaminacyjne i mogliśmy żądać za nie 85 zł - podkreśla Agata Kozielska, kierownik działu nauczania UJ. - Uczelnie powinny kierować się faktycznymi kosztami. Nic nie stało na przeszkodzie, by tam, gdzie rekrutacja nie wymagała wielkiego wysiłku, obniżyć opłaty np. do 50 zł. Uczelnie skorzystały jednak z okazji i niemal wszędzie pobierały maksymalne opłaty. Rację mają ci, którzy krytykują takie postępowanie. Na pewno wyciągniemy wnioski z tej sytuacji. W przyszłym roku postaramy się, by uczelnie nie zarabiały dodatkowo na kandydatach - deklaruje Lepiech.
Wojciech Harpula