Do samego końca łamał prawo? Dymisja Mejzy kilka godzin po naszych pytaniach
Łukasz Mejza w czwartek wieczorem poinformował, że odchodzi z rządu Mateusza Morawieckiego. Do dymisji podał się kilka godzin po tym, jak zapytaliśmy premiera, dlaczego od ponad dwóch miesięcy nie reaguje na łamanie prawa antykorupcyjnego przez wiceministra sportu.
O Łukaszu Mejzie pisaliśmy w Wirtualnej Polsce od ponad miesiąca. Opisywaliśmy m.in. jego wątpliwe interesy ze szkoleniami organizowanymi za środki unijne oraz kontrowersyjny pomysł na biznes oparty na wysyłaniu śmiertelnie chorych osób do meksykańskiej kliniki oferującej podejrzaną terapię.
Mimo zapowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy, że Łukasz Mejza odejdzie z rządu, wiceminister sportu trwał na stanowisku. Jedynie 10 grudnia ogłosił, że bierze urlop, ale potem i tak pojawił się w Sejmie i głosował zgodnie z posłami PiS.
Dane CRBR mówią jedno, a Mejza dalej swoje
W czwartek 23 grudnia rozpoczęliśmy zbieranie materiałów do kolejnego tekstu o Mejzie. Z naszych ustaleń wynikało, że członek rządu Mateusza Morawieckiego łamie prawo antykorupcyjne. Według obowiązującej w Polsce od 1997 r. ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne, osoby na kierowniczych stanowiskach państwowych, w tym stanowisku wiceministra, w okresie pełnienia tej funkcji nie mogą być m.in. członkiem zarządu, rady nadzorczej ani posiadać w spółkach prawa handlowego więcej niż 10 proc. akcji lub udziałów przedstawiających więcej niż 10 proc. kapitału zakładowego w każdej z tych spółek.
Łukasz Mejza łamał te przepisy w momencie swojego powołania do rządu w połowie października i nic się w tej kwestii nie zmieniło przez kolejne dwa miesiące. Już 2 listopada Sylwester Ruszkiewicz napisał w Wirtualnej Polsce, że nowy wiceminister sportu może łamać przepisy antykorupcyjne, bo posiadał od 33 do nawet 100 proc. udziałów w kilku spółkach prawa handlowego. Wtedy Mejza zapewniał dziennikarza, że przed powołaniem do rządu zbył udziały.
Gdy został zapytany, dlaczego figuruje nadal w Krajowym Rejestrze Sądowym jako wspólnik i prezes w kilku firmach, wiceminister sportu odparł: "Udziały we wszystkich wskazanych spółkach zostały przeze mnie zbyte przed powołaniem mnie na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Nie pełnię również funkcji członka zarządu w żadnym ze wskazanych podmiotów. Na zarządach przedmiotowych spółek spoczywa obecnie prawny obowiązek zgłoszenia zmian w Rejestrze Przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego".
Mejza poproszony o przedstawienie dowodów, że zbył udziały, nie odpowiedział Sylwestrowi Ruszkiewiczowi.
Dziś dzięki Ministerstwu Finansów, wiemy, że Mejza prawdopodobnie kłamał. O ile Krajowy Rejestr Sądowy, podlegający Ministerstwu Sprawiedliwości, ze względu na opóźnienia w sądach może zawierać dane nie do końca aktualne, to podlegający Ministerstwu Finansów Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych, gromadzący informacje o polskich przedsiębiorcach, jest źródłem niezawodnym. Zacytujmy zresztą odpowiedź, jaką otrzymaliśmy w tej kwestii od Ministerstwa Finansów: "Zgodnie z art. 58 ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu (....) do zgłaszania informacji o beneficjentach rzeczywistych i ich aktualizacji są obowiązane: (...) spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. (...) Zgłoszenia informacji do CRBR odbywają się elektronicznie i są publikowane na bieżąco".
Za niezgłoszenie zmian w spółce grozi kara do 50 tys. złotych.
"Służby najwyraźniej mają inne priorytety"
Według danych z 24 grudnia 2021 r. Łukasz Mejza był wspólnikiem dwóch spółek z ograniczoną odpowiedzialnością: w Vinci Sport - posiadał jedną trzecią udziałów w tym przedsięwzięciu, oraz w Vinci Neoclinic (obecnie występujące pod zmienioną nazwą Mejza Business Group) - tu Mejza jest pełnym udziałowcem. To właśnie ta firma miała wysyłać do Meksyku ciężko i nieuleczalnie chorych w zamian za 80 tys. dolarów.
Nasze ustalenia potwierdza Krzysztof Izdebski, prawnik i ekspert Obywatelskiego Forum Legislacji działającego przy Fundacji Batorego współpracujący także z Open Spending EU Coalition: - Jeśli rzeczywiście poseł Mejza posiada udziały w spółkach prawa handlowego większe niż 10 proc., to narusza przepisy ustawy antykorupcyjnej. Faktycznie, istnieje obowiązek odnotowania faktu zmiany w zakresie posiadanych udziałów w odpowiednich rejestrach. W przypadku, gdy poseł twierdzi, że nie z jego winy taka zmiana nie została odnotowana, powinien przedstawić dowody na zbycie udziałów. Bez tego na podstawie ujawnionych w rejestrach danych można słusznie podejrzewać, że nie wywiązuje się z obowiązków nałożonych przez ustawę antykorupcyjną. Inną rzeczą jest, że powinno to być przedmiotem analizy odpowiednich służb, które najwyraźniej mają inne priorytety.
Jak to możliwe, że człowiek, który posiada udziały w dwóch spółkach, a zatem łamie ustawę antykorupcyjną, został powołany do rządu? W czwartek o godz. 12.30 wysłaliśmy pytania do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów:
- kto w KPRM odpowiada za kontrolowanie przed powoływaniem członków rządu pod kątem tej ustawy?
- dlaczego premier Mateusz Morawiecki nie reaguje od ponad dwóch miesięcy na łamanie prawa antykorupcyjnego przez członka jego rządu?
Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
Podobne pytania wysłaliśmy w czwartek do Stanisława Żaryna, rzecznika ministra-koordynatora służb specjalnych. Nie dostaliśmy odpowiedzi. Od 24 listopada Żaryn wciąż nie odpowiedział nam na pytanie, czy służby podległe Mariuszowi Kamińskiemu wiedziały o działalności firm Łukasza Mejzy przed powołaniem go do rządu Mateusza Morawieckiego.
Nie wyjaśnił też, czy służby podległe Mariuszowi Kamińskiemu ostrzegły Mateusza Morawieckiego o działalności prowadzonej przez Łukasza Mejzę.
Kolejne pytania wysłaliśmy do Ministerstwa Sportu (bez odpowiedzi) oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego - bo zanim Łukasz Mejza przeszedł do resortu zajmującego się sportem, początkowo pracował właśnie w resorcie Piotra Glińskiego. Biuro prasowe resortu kultury odpisało nam początkowo, że to nie Gliński a Mateusz Morawiecki powołuje wiceministrów.
Dopytaliśmy zatem, czy w momencie wykonywania zdjęcia, na którym Piotr Gliński gratuluje rządowej nominacji Łukaszowi Mejzie, Gliński miał wiedzę, że Mejza łamie prawo antykorupcyjne. Niepodpisana osoba z centrum informacyjnego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego odpisała, że "zdjęcie dokumentuje moment wręczenia powołania podpisanego przez Prezesa Rady Ministrów". Gdy odpisaliśmy, że nie o to pytamy i ponownie poprosiliśmy o odpowiedź, czy Gliński wiedział, że Mejza łamie prawo, nie dostaliśmy już żadnej informacji zwrotnej.
W czwartek o godz. 12.36 zapytaliśmy też samego Mejzę, dlaczego łamie przepisy ustawy antykorupcyjnej. Nie odpowiedział. A osiem godzin później poinformował o swojej dymisji.
Szymon Jadczak
Mateusz Ratajczak