"Do Rzeczy": Sędzia jak polityk
Jednym z największych przegranych w sporze o Trybunał Konstytucyjny jest jego prezes prof. Andrzej Rzepliński. W dużej mierze na własne życzenie - pisze w nowym tygodniku "Do Rzeczy" Kamila Baranowska.
08.12.2015 | aktual.: 08.12.2015 18:07
Obrazek wychodzącego z Sejmu prezesa Trybunału, który na niewinne pytanie dziennikarki TVN24, dlaczego opuszcza salę, rzuca arogancko: „Jest pani wykształcona, słuchała pani. Chyba, że jest pani głucha!”, zostanie w pamięci wielu na długo. Co tak zdenerwowało prof. Andrzeja Rzeplińskiego? Przeforsowanie przez PiS uchwał unieważniających wybór pięciu sędziów, którego dokonał Sejm poprzedniej kadencji.
Takiego scenariusza nikt się nie spodziewał. Platforma Obywatelska, zmieniając pod siebie ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, liczyła na to, że uda jej się mianować pięciu sędziów. Miała prawo mianować trzech. Dwaj pozostali, których kadencje miały się skończyć w grudniu, powinni zostać wybrani przez nowy Sejm. Dziwnym trafem procedowanie nad ustawą pozwalającą Platformie dokonać szybkich zmian nabrało tempa po przegranych przez Bronisława Komorowskiego wyborach prezydenckich, kiedy coraz bardziej prawdopodobny stawał się scenariusz, w którym Platforma przegrywa wybory parlamentarne.
– Liczyli na to, że się uda, a jeśli nie, to ewentualny sprzeciw będzie dotyczył tylko tej dwójki, a nie całej piątki. Proszę zwrócić uwagę, że trzech sędziów zostało wskazanych przez Platformę, a tych dwóch, co do których od początku wiadomo było, że będą wątpliwości, Platforma pozwoliła wskazać SLD i PSL – opisuje polityk PiS. – Przeliczyli się, bo nie sądzili, że zakwestionujemy wybór wszystkich pięciu sędziów. Sami są jednak sobie winni – dodaje.
W aurze tajemniczości
Polityczny plan Platformy firmował swoim nazwiskiem prof. Andrzej Rzepliński, który był współautorem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym i który przekazał ją Bronisławowi Komorowskiemu. Ten złożył projekt do Sejmu.
Co ciekawe, prof. Rzepliński odmówił wglądu w projekt organizacjom, które chciały poznać jego szczegóły. Stowarzyszenie Sieć Obywatelska złożyło nawet skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Ten uznał, że projekt ustawy nie jest informacją publiczną. Decyzję tę uchylił Naczelny Sąd Administracyjny. – W ustnym uzasadnieniu NSA stwierdził, że transparentność jest bardzo istotna w demokracji. Podkreślił także, że TK przygotował zmiany prawa w swojej sprawie. Konieczna jest możliwość sprawdzenia, jakie zmiany proponowane przez TK zostały uwzględnione przez prezydenta RP, któremu te propozycje zostały przekazane – mówił w styczniu 2014 r. Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej.
Aura tajemniczości, która towarzyszyła pracom nad ustawą, już wówczas budziła wątpliwości. Podobnie jak udział w tych pracach prezesa Trybunału. Zwłaszcza że Rzepliński przedstawił prezydentowi nie ogólne propozycje zmian, lecz kompletny projekt ustawy: 139 artykułów wraz z uzasadnieniem.
Z tych powodów prof. Rzepliński jest dziś mało wiarygodny w roli recenzenta poczynań PiS. Nie protestował, gdy Platforma wprowadzała do jego ustawy poprawki pozwalające jej na wybór pięciu, a nie trzech sędziów.
– Zarówno prezes Rzepliński, jak i pozostali sędziowie uczestniczyli w pracach studyjnych nad projektem ustawy o TK, które odbywały się od 2011 r. w Trybunale, a następnie w trakcie prac w połączonych komisjach uczestniczyli de facto w charakterze doradców Sejmu, odpowiadali na pytania posłów, rekomendowali poprawki do tej ustawy – relacjonował poseł PiS Marek Ast.
Wiele wskazywało na to, że jako prezes Trybunału prof. Rzepliński będzie także sam oceniał jej zgodność z konstytucją. O wyłączeniu się z orzekania w tej sprawie zdecydował dopiero wtedy, gdy w mediach pojawiło się nagranie z jego wypowiedzią z czerwca tego roku. Wówczas podczas wystąpienia w Senacie uspokajał zgłaszających wątpliwości polityków PiS, że w razie zaskarżenia ustawy do Trybunału on i inni sędziowie, którzy brali udział w pracach nad nią, nie będą jej oceniać.
Tylko co z tego, skoro prof. Rzepliński dużo wcześniej ocenił ją w studiu TVN24. – Dzisiaj chodzi o trzech sędziów powołanych zgodnie z ustawą, z zachowaniem wszelkich procedur demokratycznych, z zaproszeniem opozycji do nominowania przez Prezydium Sejmu kandydatów na sędziów konstytucyjnych. Tych trzech sędziów powinno rozpocząć swoją kadencję 7 listopada tego roku – stwierdził.
Ta wypowiedź skłoniła ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę do wysłania do Trybunału wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec prof. Rzeplińskiego. Zdaniem Ziobry prof. Rzepliński w telewizyjnym studiu przesądził o zgodności ustawy Platformy z konstytucją jeszcze przed orzeczeniem Trybunału.
Ci, którzy dotąd uznawali Trybunał Konstytucyjny, a zwłaszcza jego prezesa za uosobienie obiektywizmu i bezstronności, mogą czuć się dziś mocno rozczarowani. Jednak ci, którzy znają życiorys Andrzeja Rzeplińskiego, nie są zaskoczeni jego postawą.
Rzepliński nigdy nie krył się ze swoim negatywnym stosunkiem do PiS. Krytykował tę partię wielokrotnie z pozycji eksperta i autorytetu, zawsze stając po „właściwej” stronie.
Nieważne, czy chodziło o zakaz organizacji Parady Równości przez prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego w 2005 r., czy o białe miasteczko przed kancelarią premiera za rządów PiS, czy o sprawę doktora G., czy o wątpliwości co do liczby głosów nieważnych w wyborach samorządowych. Tę ostatnią sprawę przywołał zresztą Leszek Miller. – Po wyborach samorządowych prof. Rzepliński wszedł w rolę komentatora politycznego, a nie strażnika konstytucji – wypomniał. To wtedy Rzepliński powiedział, że Miller nie wykorzystał momentu, by zejść ze sceny politycznej, a o politykach PiS i SLD wyrażających swoje wątpliwości co do przejrzystości wyborów mówił, że „poczuli krew”. On wątpliwości nie miał żadnych, czemu dawał wyraz w udzielanych wówczas chętnie wywiadach. Gdy Kaczyński zarzucił mu, że to ferowanie wyroków, bo w sądach dopiero rozstrzygają się sprawy dotyczące protestów wyborczych, Rzepliński wraz z innymi prezesami sądów w wydanym oświadczeniu uznał, że „jest to pełen pogardy atak wymierzony w każdego z tysięcy
sędziów wszystkich sądów w Polsce”.
Tymczasem w 2011 r. prof. Rzepliński, udzielając wywiadu Robertowi Mazurkowi, podkreślał: – Ja mam swoje poglądy i każdy inny sędzia je ma, ale też wszyscy sędziowie Trybunału są niezależni aż do trzewi i naprawdę czują swoją osobistą odpowiedzialność za konstytucyjność prawa w Polsce.
Dzisiejsze wydarzenia nie bardzo potwierdzają tę tezę o niezależności „aż do trzewi”. Zwłaszcza że w tym samym wywiadzie prof. Rzepliński stwierdza wprost: – Mój system wartości konserwatywnego liberała jest bliski systemowi wartości Platformy Obywatelskiej.
Prawo i polityka
Platformie Obywatelskiej prof. Rzepliński też jest bliski od dawna. W 2005 r. to właśnie ta partia próbowała mianować go rzecznikiem praw obywatelskich w miejsce odchodzącego prof. Andrzeja Zolla. Dwukrotnie jego kandydatura przepadała w parlamencie – raz w Sejmie, raz w Senacie. Rządzący SLD tłumaczył wtedy, że jest kandydatem zbyt politycznym.
– Gdy jakieś dwa czy trzy lata potem sprawdziłem listę głosujących, okazało się, że trzech posłów PiS zagłosowało jednak za moją kandydaturą. Jeżeli trzech, to raczej nie była to pomyłka. To był Jarosław Kaczyński, Kazimierz Marcinkiewicz i Mariusz Kamiński, który został potem szefem CBA - opowiadał po latach Rzepliński.
Co ciekawe, Rzepliński z braćmi Kaczyńskimi zna się jeszcze z czasów studiów prawniczych na Uniwersytecie Warszawskim. Byli na jednym roku. Ukończyli studia w 1971 r.
W tym samym roku Rzepliński wstąpił do PZPR. Postawił na karierę naukową. Specjalizował się w kryminologii i prawach człowieka. Z PZPR został usunięty na początku stanu wojennego w 1981 r. Przyłączył się do Solidarności, był ekspertem obywatelskiego Centrum Inicjatyw Ustawodawczych Solidarności. Po 1989 r. zaangażował się w działalność Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Polityka jednak przewijała się ciągle w jego życiorysie. Na prośbę Lecha Wałęsy w latach 1992-1993 brał udział w pracach nad projektem nowej konstytucji. Za rządów AWS przygotowywał projekt ustawy o IPN (po powołaniu instytutu doradzał jego pierwszemu prezesowi Leonowi Kieresowi), był także doradcą prawnym koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego. W 1998 r. Unia Wolności rekomendowała go na szefa GIODO (do objęcia funkcji zabrakło mu dwóch głosów).
Profesor Rzepliński do Trybunału Konstytucyjnego został skierowany po tym, jak nie trafił do rządu. Po wygranych przez Platformę wyborach był jednym z poważnie rozważanych kandydatów na ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. W grudniu z ramienia PO trafił do Trybunału, trzy lata później objął funkcję prezesa.
Jeden z prawników, którego pytamy o Rzeplińskiego, mówi: - To w sumie całkiem porządny sędzia, który po prostu z jakichś powodów nie znosi PiS oraz Kaczyńskiego i specjalnie tego nie kryje. Nie wiem, jaki ma to wpływ na jego bezstronność w Trybunale, ale widać, że w ostatnich dniach za bardzo puszczają mu nerwy. Tą swoją nadaktywnością szkodzi Trybunałowi, a najbardziej sobie - podsumowuje.
Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach