"Do Rzeczy": Przepracowany jak Polak
Statystycznie pracujemy ponad 42 godziny w tygodniu. Wielu z nas idzie jednak z jednej pracy do drugiej. W tabelach tego nie widać, bo zatrudnieni na umowy cywilnoprawne tyrają po 60 godzin lub więcej. 44-letnia anestezjolog zmarła niedawno w szpitalu w Białogardzie podczas dyżuru, pracując cztery doby z rzędu - pisze Agnieszka Niewińska w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".
26.08.2016 | aktual.: 11.06.2018 15:08
Piję hektolitry kawy i łykam magnez – mówi Magdalena, warszawianka, która pracuje aż w trzech miejscach. – Czasem kładę się spać o trzeciej nad ranem, a o dziewiątej już muszę być w biurze. Jestem przemęczona, ale na razie z żadnej z prac nie jestem w stanie zrezygnować. To trochę jak toksyczny związek – mówi.
Już na studiach ciągnęła jednocześnie dwa kierunki. Zaczęła pracę w radiu, ale zarobki w tej branży są tak niskie, że postanowiła znaleźć dodatkowe zajęcie. – Ważne jest dla mnie to, by mieć etat. To jakaś stabilizacja. Dlatego musiałam szukać innej pracy. Pracuję teraz w obu wyuczonych zawodach – opowiada Magdalena. – Nie wiem, jak długo tak można ciągnąć – stwierdza. I dodaje, że wśród jej znajomych nie ma osób, które pracują w jednym miejscu i po godz. 16 mają wolne. – Jeśli nie mają drugiej pracy, nie biorą zleceń na boku, to angażują się w pracę charytatywną. To chyba kwestia pokolenia. Z moimi rodzicami było inaczej. Mama nie pracowała, tata po godz. 16 był już w domu i cały swój czas poświęcał dzieciom. Na razie jestem silna i młoda. Pracuję w kilku miejscach, bo lubię, bo w każdym się spełniam. W moim przypadku to nie jest przymus. Nie mam kredytu i dzieci na utrzymaniu – zaznacza.
Nie wszyscy jednak pracują w kilku miejscach bez przymusu i z chęci samorealizacji. Anna, pracownica międzynarodowej korporacji, mówi, że siedzenie po godzinach to norma. Rozmawiamy po godz. 18, a ona jest jeszcze w biurze. – I nie wiem, w co ręce włożyć – mówi. Wielu spośród jej kolegów i koleżanek z pracy po wyjściu z firmy zajmuje się własnym biznesem. – Prowadzą restauracje, kawiarnie, domy wypoczynkowe, prywatne domy kultury – wylicza. – Dlaczego? Bo łatwo stracić pracę, a trzeba spłacać kredyt – tłumaczy.
Ze statystyk Eurostatu wynika, że w 2015 r. pracujący w pełnym wymiarze spędzali w miejscu pracy średnio 42,2 godziny tygodniowo. To więcej niż europejska średnia, ale według tych danych wcale nie jesteśmy najbardziej zapracowani. Wyprzedzają nas m.in. Grecy, Brytyjczycy czy Austriacy. Wystarczy jednak poczytać komentarze pod artykułami dotyczącymi prawa pracy, by przekonać się, że nie jest tak różowo, jak widzi to Eurostat. Internauci zatrudnieni w dużych firmach piszą, że pracują nawet po 60 godzin w tygodniu i nie jest to wyjątkowa sytuacja. Przed dwoma tygodniami głośno było o 44-letniej anestezjolog, która zmarła podczas dyżuru w białogardzkim szpitalu. Rzecznik placówki poinformował, że pracowała cztery doby z rzędu.
Wielu ekspertów powody dłuższego czasu pracy Polaków dostrzega w niższej efektywności. Zaznaczają, że nasze zaangażowanie w obowiązki zawodowe nie przekłada się na wydajność, dlatego siedzimy w pracy po godzinach. Andrzej Sadowski, ekonomista, prezydent Centrum im. Adama Smitha, jest jednak zdania, że wina nie leży po stronie pracowników, tylko zarządzających firmą. – Polacy wcale nie są mniej efektywnymi pracownikami. Z badań wynika, że Polak pracujący w Wielkiej Brytanii, a już zwłaszcza w USA, jest dużo bardziej efektywny niż ten pracujący w kraju. To kwestia nie tylko zarządzania i organizacji w miejscu pracy, ale przede wszystkim dobrego rządzenia i mniejszej liczby przepisów. W Polsce wykonujemy w pracy mnóstwo zbędnych czynności wynikających z niepotrzebnych i szkodliwych przepisów – mówi.
Eurostat dysponuje też statystykami na temat liczby miejsc pracy, z których czerpiemy dochód. Wynika z nich, że w 2015 r. drugą pracę miało w Polsce 917 tys. pracujących. W porównywanej często z Polską Hiszpanii – 404 tys. Biorąc pod uwagę, że według GUS w 2015 r. w Polsce pracowało 16 mln osób, to dwa miejsca pracy ma nieco ponad 6 proc.
To niewiele, zważywszy na to, że trudniej znaleźć osobę, która pracuje w jednym miejscu osiem godzin dziennie, niż kogoś, kto chodzi z jednej pracy do drugiej, a w weekendy pracuje nad tzw. chałturami – np. obrabia zdjęcia, robi korektę prac dyplomowych, oprowadza wycieczki czy jeździ jako kierowca Ubera.
Andrzej Sadowski zwraca uwagę, że drugą pracę ma znacznie więcej Polaków, niż wynikałoby ze statystyk. – Wielu pracuje bez umowy, a pensje dostaje do ręki – mówi. I nie dziwi go to, że Polak wychodząc z jednej pracy, idzie do drugiej. – Próbujemy doścignąć inne społeczeństwa zachodnie, nadrobić stracony w poprzednim systemie czas i żyć w taki sposób, jaki promują kolorowe czasopisma czy seriale. Jesteśmy gotowi zamienić wolny czas na dodatkowe dochody. Problem polega na tym, że za tę samą pracę dostajemy dużo mniej niż rodacy, którzy zdecydowali się na emigrację. Nie jest przypadkiem, że wiele osób z listy najbogatszych podatki płaci poza Polską – mówi.
Psycholog biznesu dr Leszek Mellibruda podziela opinię, że niskie zarobki w Polsce są często powodem brania na siebie wielu zadań. – Żyjemy w standardzie europejskim, ale nasze pensje nie dorównują tym na Zachodzie. Bez przerwy mam do czynienia z ludźmi, którzy gonią własny ogon – mówi. I zwraca uwagę, że branie na siebie wielu zadań to bardzo polska cecha. – Potem kombinujemy, by w jak najkrótszym czasie uporać się ze wszystkim. A taka zaradność kosztuje nas dużo energii. W konsekwencji jesteśmy przemęczeni, sfrustrowani, mamy problemy z organizacją czasu, pojawia się też rozczarowanie w życiu zawodowym – wyjaśnia.
W 2015 r. inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy przeprowadzili kontrole przestrzegania przepisów o czasie pracy w ponad 1,3 tys. podmiotach różnych branż, które zatrudniały ponad 164 tys. pracowników. Jak informuje Danuta Rutkowska, rzecznik PIP, nieprawidłowości jest więcej niż w poprzednich latach. Wzrósł odsetek pracodawców, którzy nie zapewnili pracownikom 11 godzin odpoczynku dobowego i 35 godzinnego w tygodniu. Przybywa też tych, którzy nie rozliczają się właściwie z pracownikami za nadgodziny.
Kontrole PIP dotyczą zatrudnionych na umowę o pracę, a wiadomo, że pracodawcy coraz chętniej podpisują z pracownikami umowy cywilnoprawne. Chociaż pracuje się jak na etacie, ma się umowę-zlecenie albo świadczy się usługi, będąc na samozatrudnieniu. Tak było w przypadku anestezjolog z Białogardu. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia, bo lekarka nie była jego pracownikiem, tylko jednoosobową firmą. Sama ustalała sobie harmonogram pracy. Zmarła anestezjolog nie była wyjątkiem, szacuje się, że już blisko połowa lekarzy pracuje na zasadach samozatrudnienia, gdzie limity czasu pracy nie obowiązują. PIP niewiele może zrobić z takim obchodzeniem prawa.
– Często się zdarza tak, że osoby posiadające umowy cywilnoprawne świadczą pracę w warunkach właściwych dla stosunku pracy i jeśli inspektor podczas kontroli to stwierdzi, to wówczas występuje do pracodawcy z wnioskiem o zawarcie z taką osobą umowy o pracę. Ogólna zasada jest jednak taka, że umowy prawa cywilnego zakładają równość stron, które podpisały umowę. Mogą one prawie dowolnie regulować swoje wzajemne obowiązki. W praktyce oznacza to, że zarówno zleceniodawca, jak i zleceniobiorca mają tyle obowiązków, ile wynika z umowy. Także w zakresie czasu pracy – mówi Rutkowska. Prawda jednak jest taka, że w takich sytuacjach to pracodawca dyktuje warunki.
Jak zatem pracować, by nie narazić się na szwank? – Ci, którzy nie chcą w pracy stracić zdrowia, po prostu wyjeżdżają za granicę. W krajach dobrze rządzonych pracując mniej, szybciej się wzbogacą. Nawet jeśli podatki i składki nie są tam niższe niż w Polsce, to usługi takie jak służba zdrowia czy opieka społeczna są nieporównywalne z tymi w kraju – mówi Sadowski.
Doktor Mellibruda z kolei podsuwa pomysły tym, którzy z kraju wcale wyjeżdżać nie chcą. Pierwszy krok to lepsza komunikacja z kierownictwem. – Przepracowanie często zależy od kontaktów z przełożonymi. Bywa, że szef oczekuje od pracowników siedzenia w biurze po godz. 17, bo sam do późnych godzin jest w firmie. Efekt jest taki, że wiele osób siedzi w pracy nie ze względu na ilość zadań do wykonania, ale z powodu oczekiwań szefa – mówi. I dodaje: – Aby uniknąć przepracowania, wyczerpania i frustracji, trzeba szukać w pracy głębszego sensu, celu. Nie można pracować tylko dla pieniędzy, bo to wyczerpuje i prowadzi do wypalenia zawodowego.