"Do Rzeczy": Oskarżony Arabski
Sąd odmówił umorzenia procesu w sprawie organizacji lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska, choć wcześniej trzykrotnie robiła to prokuratura. Jednym z oskarżonych jest Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera za czasów Donalda Tuska - pisze Kamila Baranowska w "Do Rzeczy".
09.02.2016 10:40
Po ostatnim umorzeniu przez prokuraturę w ubiegłym roku tzw. cywilnego wątku śledztwa smoleńskiego sprawa wydawała się zamknięta. Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej postanowiły jednak wnieść prywatny akt oskarżenia. Sąd przychylił się do ich wniosku, uznając, że nie może umorzyć sprawy bez procesu, bo ocena dowodów możliwa jest tylko podczas rozprawy. Datę pierwszej wyznaczono na 31 marca.
Na ławie oskarżonych znajdzie się trzech urzędników kancelarii premiera i dwóch pracowników ambasady w Moskwie, którzy brali udział w przygotowywaniu lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska. Wśród nich Tomasz Arabski, ówczesny szef KPRM. Rodziny ofiar i ich pełnomocnicy zarzucają Arabskiemu, że nie dopełnił obowiązków przy organizacji lotu prezydenta, m.in. nie złożył odpowiedniego zamówienia zgodnego z instrukcją HEAD, która regulowała loty najważniejszych osób w państwie. Za niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego grozi do trzech lat więzienia.
Kto organizował wizytę?
Tomasz Arabski przez lata był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Donalda Tuska. Do kancelarii premiera trafił w 2007 r. W 2011 r. startował do Sejmu, ale mandatu nie zdobył. W 2013 r. został ambasadorem w Hiszpanii. W listopadzie 2015 r., miesiąc po wygranych przez PiS wyborach, nowy minister spraw zagranicznych poinformował o odwołaniu go z tej funkcji.
Tego jednak wszyscy się spodziewali, w przeciwieństwie do decyzji sądu. Ta była zaskoczeniem także dla polityków Platformy. Sam Arabski nigdy nie krył rozgoryczenia, że rodziny ofiar katastrofy przypisują mu niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyt i pośrednio obarczają winą za katastrofę, bo tak odczytywał ich pretensje.
Cywilna prokuratura, choć wytykała niedopatrzenia i niedociągnięcia urzędnikom KPRM i MSZ, to umarzała postępowania ze względu na brak znamion przestępstwa. Prokuratorzy, choć wskazywali, że strona rządowa dążyła do obniżenia rangi wizyty Lecha Kaczyńskiego, to tłumaczyli, że swoimi działaniami urzędnicy nie mieli na celu doprowadzić do katastrofy.
Inne zdanie niż prokuratura cywilna miała w tej sprawie prokuratura wojskowa. Jak ustaliło „Do Rzeczy”, w aktach sprawy przekazanych prokuraturze cywilnej przez wojskową znajduje się ekspertyza zespołu biegłych, według której fakt, że Arabski nie wydał zamówienia na lot prezydencki, czyli nie wdrożył formalnej procedury organizacji tego lotu zgodnie z instrukcją HEAD, „stworzył okoliczności sprzyjające zaistnieniu katastrofy”. To oznacza, że wojskowi prokuratorzy nie wykluczali możliwości postawienia mu zarzutów.
Obrońcy Arabskiego przekonują jednak (mówili o tym w sądzie), że pisma Kancelarii Prezydenta skierowane do kancelarii premiera w sprawie lotu 10 kwietnia nie spełniały warunków instrukcji HEAD, a więc Arabski nie miał obowiązku nadawania im formalnego trybu, a co za tym idzie – nie odpowiadał w żaden sposób za ten lot.
Odpierane zarzuty NIK
W sprawie roli Arabskiego sprzeczne oceny obu prokuratur dodatkowo komplikuje jeszcze raport Najwyższej Izby Kontroli, która po katastrofie smoleńskiej badała sposób organizacji lotów najważniejszych osób w państwie w latach 2005–2010. Izba wytknęła ówczesnemu szefowi KPRM liczne zaniedbania w sprawie organizacji lotów. Zdaniem NIK lot 10 kwietnia 2010 r. w ogóle nie powinien się odbyć. Izba stwierdziła także, że to strona rządowa była odpowiedzialna za proces organizacji lotów najważniejszych osób w państwie. NIK wskazywała na liczne uchybienia ze strony kancelarii premiera i zwróciła uwagę, że KPRM "odsuwała od siebie odpowiedzialność za udział w procesie organizowania wizyt innych podmiotów niż premiera". Jednak NIK uznała, że dowodem na to, że KPRM uczestniczyła jako koordynator w procesie organizowania wizyt, jest choćby słynna odmowa udostępnienia prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu samolotu na przelot do Brukseli w 2008 r. Przy okazji tamtą odmowę, za którą także odpowiadał Arabski, NIK uznała za
bezzasadną. On sam od początku kwestionował nie tylko wnioski izby, lecz także sam sposób kontroli. Zarzucał kontrolerom łamanie zasad. NIK z kolei zarzucała kancelarii utrudnianie prac przy kontroli. Arabski zgłosił wiele zastrzeżeń do protokołu kontrolnego NIK, później kwestionował także wnioski płynące z ostatecznego niekorzystnego dla siebie raportu izby.
Po katastrofie smoleńskiej często w nieoficjalnych relacjach pojawiały się opinie, że Tusk bardzo źle reaguje na jakiekolwiek sugestie, że mógł czegoś nie dopełnić czy zaniedbać w sprawie Smoleńska. Że interpretuje to jako niesłuszny i krzywdzący zarzut. Podobny stosunek ma do tego Arabski.
Jeden z ważnych polityków PO opowiadał nam parę lat temu, że jeśli PiS dojdzie kiedyś do władzy (co wówczas wydawało się mało prawdopodobne) i będzie chciało "pomścić" sprawę Smoleńska, to Arabski jest naturalną „ofiarą”, która poniesie odpowiedzialność w imieniu całej Platformy. – I on sobie doskonale zdaje z tego sprawę – skwitował wówczas nasz rozmówca. Jego przekonanie podsycał co jakiś czas swoimi wypowiedziami Antoni Macierewicz. Na przykład w trakcie przesłuchania Arabskiego, wtedy jeszcze kandydata na ambasadora, przez sejmową Komisję Spraw Zagranicznych Macierewicz rzucił, że „jest więcej niż pewne, że zostanie postawiony w stan oskarżenia”. Dzisiaj Antoni Macierewicz, już jako minister obrony narodowej, powołuje właśnie nową komisję ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach