"Do Rzeczy": Kurski kontra Kurski
Powiedzieć, że Jarosław i Jacek Kurscy są podzieleni, to nic nie powiedzieć - pisze w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy" Agnieszka Niewińska.
22.01.2016 | aktual.: 25.01.2016 11:02
Nienagannie skrojony garnitur, dziarski krok i promienny uśmiech. Tak w piątek 8 stycznia zaprezentował się na konferencji prasowej w gmachu na Woronicza nowy prezes TVP Jacek Kurski. W otoczeniu kilkorga dziennikarzy znanych z konserwatywnych poglądów wyłożył filozofię, jaka ma mu przyświecać na nowym stanowisku. Trudno było nie dostrzec jego zadowolenia z tego, że choć długo był na politycznym aucie, w końcu wraca do gry w pierwszej lidze, znów może grzać się w blasku fleszy i mówić do wielu mikrofonów.
– Telewizja Polska była dla mnie zawsze wielką miłością. Powierzenie przez ministra skarbu funkcji prezesa zarządu Telewizji Polskiej traktuję jako wielki honor i zobowiązanie – zaczął sentymentalnie Kurski. Nie omieszkał wspomnieć, że ostatnio był znany jako bezkompromisowy polityk. – Byłem twardym, wyrazistym politykiem. Dlatego że takim politykiem byłem, a jednocześnie rozumiem świat mediów i jednocześnie jestem silnym człowiekiem, jestem gwarantem tego, że będę umiał uchronić niezależność i wolność telewizji publicznej od zagrożeń ze świata polityki – obwieścił. I nawet nie drgnęła mu powieka.
"Jarosław to ładne imię"
Jeszcze tego samego dnia media donosiły, że Kurski był z gospodarską wizytą w redakcjach na Woronicza i na placu Powstańców, gdzie powstają programy informacyjne. – Niby duża część dziennikarzy krytykuje zmiany w mediach i samą prezesurę Kurskiego, ale nie zabrakło tych, którzy z nowym szefem robili sobie selfie, a nawet na powitanie rzucali się mu na szyję – opowiada o piątkowych wydarzeniach pracujący na Woronicza dziennikarz. Czy nowy prezes, którego znamy z tego, że lubi błyszczeć przed kamerami, będzie potrafił odnaleźć się po drugiej stronie?
– To będzie prezes stojący w rozkroku. Jedną nogą i jedną ręką wciąż będzie aktywny w mediach, będzie się chciał pokazywać w programach, przed kamerami, w mediach społecznościowych. On nie da nam o sobie zapomnieć – uważa politolog dr Wojciech Jabłoński.
Sobota – 9 stycznia – też należała do Kurskiego. Jednak tym razem Jarosława – starszego o trzy lata brata Jacka Kurskiego i pierwszego zastępcy redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.
Zabrał głos podczas protestów Komitetu Obrony Demokracji zorganizowanych pod hasłem „Wolne media”. – Nazywam się Jarosław. Zapamiętajcie. Jarosław to ładne imię – krzyczał niczym trybun ludowy. I tłumaczył zgromadzonym, co nas czeka pod rządami PiS. – Dzisiaj przyszli po media publiczne. Jutro chcą przyjść po media prywatne, a za jakiś czas po społeczeństwo obywatelskie, po NGO-sy. Nie pozwolimy im! – wrzeszczał do mikrofonu, wygrażając przy tym palcem. I pił do brata. – Pamiętajcie. Nie wszyscy Kurscy są do kitu!
Jacek i Jarosław Kurscy od lat są po dwóch stronach politycznej i ideowej barykady. Dzisiaj być może są bardziej podzieleni niż kiedykolwiek wcześniej, bo obaj stoją na czele wpływowych mediów.
Trampkarze
Początkowo szli niemal tą samą ścieżką. Urodzony w 1963 r. Jarosław i Jacek – rocznik 1966 – wychowywali się w patriotycznym gdańskim domu. Ojciec Witold Kurski był naukowcem, specjalistą w dziedzinie budowy okrętów. Pracował na Politechnice Gdańskiej. Pochodząca z kresowej rodziny mama Anna – z domu Modzelewska – była sędzią. Zaangażowała się w pierwszą Solidarność, organizowała ją także w środowisku sędziowskim. Za tę działalność spotkały ją szykany, degradacja, aż w końcu zwolniono ją z pracy. Dom wręcz przesiąkł opozycyjnością, z mieszkania Kurskich przy alei Wojska Polskiego w Gdańsku-Wrzeszczu jedni działacze wychodzili, inni do niego wchodzili.
Bracia Kursy chodzili do tej samej podstawówki, potem do III LO im. Bohaterów Westerplatte zwanego Topolówką – szkoły, która miała antykomunistyczną renomę. Już jako nastolatki zaangażowali się w działalność opozycyjną. – Moja żona pracowała w Topolówce – mówi Maciej Łopiński, gdański opozycjonista, dziś minister w Kancelarii Prezydenta. – Opowiedziała mi o grupie chłopaków, którzy wydają i kolportują bibułę. Nakryła ich kiedyś, gdy jednemu spod marynarki wypadł na podłogę plik gazetek. Pouczyła ich o zasadach konspiracji, a mnie powiedziała: „Powinieneś się z nimi spotkać”. Tak poznałem braci Kurskich, ale też Piotra Semkę, Macieja Grabskiego i kilku innych. Nazywaliśmy ich "trampkarzami", bo w piłce nożnej tak mówi się o zawodnikach młodszych od juniorów – wspomina Łopiński.
Jacek Kurski działał w Federacji Młodzieży Walczącej. Wraz z Piotrem Semką, dziś publicystą „Do Rzeczy”, wydawał w szkole podziemną gazetkę, którą wcześniej redagował starszy brat Jarosław. Ten z kolei zaangażował się w działalność konserwatywno-prawicowego Ruchu Młodej Polski. Pisał do podziemnej prasy, chodził na demonstracje. Z jednej z nich w 1983 r. zgarnęło go ZOMO. Dwa miesiące spędził w areszcie. „Zazdrościłem mu. Miał sankcję prokuratorską, ja byłem tylko zatrzymany na 48 godzin” – mówił po latach Jacek.
Łopiński jest zdania, że młodzi opozycjoniści z Topolówki byli prawdziwymi bohaterami. – Zazwyczaj nastolatki angażowały się do momentu pierwszego zatrzymania, pierwszego przesłuchania. Jednak nie oni – wspomina Łopiński. I dodaje, że z dwóch braci Kurskich to Jacka charakteryzował większy luz. Jarosław był poważniejszy, bardziej odpowiedzialny. – Chociaż pamiętam opowieści o tym, jak długim kijem, w rocznicę 17 września, zaczepił w szkole na suficie karton z napisem: „Napad zdradziecki” z wyróżnieniem końcówki „radziecki” – wspomina Łopiński. I dodaje, że w takich sytuacjach cała szkoła z rozbawieniem patrzyła, jak dyrekcja próbuje ściągnąć karton z sufitu.
– W latach 80. znałem tylko Jarka, bo tak jak ja był zaangażowany w działalność Ruchu Młodej Polski – wspomina Jarosław Sellin, dziś wiceminister kultury w rządzie PiS. – Młodszy od nas Jacek działał w młodzieżowych organizacjach oporu wobec komunistów skupionych na czynie, na organizacji zadym, próbie walki na ulicach przy okazji manifestacji związanych z ważnymi rocznicami patriotycznymi. Ruch Młodej Polski, w którym ja i Jarek działaliśmy, to była organizacja, która od tego nie stroniła, miała świetnie rozwiniętą sieć drukarni podziemnych i kolportażu, ale też intelektualizowała. Lubiliśmy się spotykać, żeby porozmawiać o książkach, o prawicowych ideach – opowiada Sellin. Nie przypomina sobie, żeby Jarosław Kurski kiedykolwiek zabrał na spotkanie RMP młodszego brata. – To pewnie ze względu na kilkuletnią różnicę wieku. Gdy ma się lat 20, to ma ona znaczenie – zaznacza.
Chociaż sam nie odwiedzał Kurskich w domu, przypomina opowieści tych, którzy bywali u obu braci. – Mieli osobne pokoje. U Jarka Kurskiego, dzisiaj prominentnego publicysty lewicowej „Gazety Wyborczej”, był ołtarzyk – Jan Paweł II, symbole Solidarności, święte obrazki, krzyże. W pokoju Jacka wystrój miał być raczej młodzieżowy. I gitara, bo dobrze śpiewał i grał Kaczmarskiego oraz Okudżawę.
Anna Kurska w wywiadach opowiadała, że jej synowie już jako małe dzieci mieli odmienne charaktery. Jarosław był delikatny, wrażliwy, spokojny, ale także płaczliwy. Jacek zaś był przebojowy, wojowniczy, to urodzony przywódca i samochwała.
„Jacek brał życie pełnymi garściami. A ja odwrotnie: byłem w antykomunistycznym harcerstwie, więc Bóg, ojczyzna, Grottger, szable na ścianie, zero wódy, zero papierosów, tylko trochę dziewczyn” – mówił w 2005 r. „Przekrojowi” Jarosław Kurski. Był zaangażowany w harcerstwo. Należał do gdyńskiej „Czarnej Czwórki”, drużyny, której członkowie chcieli zdekomunizować harcerstwo, wrócić do korzeni i idei harcerskich. Jeszcze w 1987 r. brał udział w harcerskiej Białej Służbie podczas wizyty Jana Pawła II w Polsce. „Ogromne wrażenie na uczestnikach mszy świętej na skwerze Kościuszki zrobiła grupa osób niepełnosprawnych na wózkach, które dzięki opiece harcerzy dotarły do specjalnego sektora wyznaczonego pod samym ołtarzem (koordynatorzy: Katarzyna Polańska i Jarosław Kurski)” – można przeczytać na stronie pomorskiego ZHR. Jest tam też wzmianka o tym, że Kurski był zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Harcerskiego, w którym „dbano o formację duchową instruktorów i harcerzy”.
Między dziennikarstwem a polityką
W 1988 r. obaj bracia uczestniczyli w strajkach. To podczas protestów w Stoczni Gdańskiej Jacek poznał braci Kaczyńskich i całymi nocami słuchał ich politycznych pogadanek. Po Okrągłym Stole, wyborach kontraktowych i ogłoszeniu przez Tadeusza Mazowieckiego polityki grubej kreski obaj bracia zaangażowali się po stronie Lecha Wałęsy, działali w jego sztabie wyborczym, choć mama Anna w Solidarności nie była zwolenniczką Wałęsy. – Razem z nami była w grupie tych, którzy byli za demokracją. Nie należała do wałęsistów. Odegrała bardzo pozytywną rolę w komisji, która badała sprawę ataków Wałęsy na Anię Walentynowicz – wspominają Joanna i Andrzej Gwiazdowie, legendarni opozycjoniści, twórcy Wolnych Związków Zawodowych.
Jarosław Kurski został nawet rzecznikiem Wałęsy. – To nie ja zaproponowałem go na to stanowisko, ale naturalnie wspierałem jego kandydaturę. Uprzedzałem go jednak, że nie jest to dobre posunięcie, jeśli chce być dziennikarzem – przyznaje dziś Łopiński. Przestrzegała także mama. „Uprzedzałam go, że się rozczaruje. I tak się stało” – mówiła po latach. I to rozczarowanie – jak wspominali bracia – sprawiło, że ich drogi poważnie się rozeszły. Jarosław zniesmaczony Wałęsą zamierzał zrezygnować z bycia jego rzecznikiem. Zwierzył się z tego bratu. „Jacek uważał, że powinienem zostać przy Wałęsie, bo za kilka miesięcy będę rzecznikiem prezydenta. Potem zaproponował mi szybką hokejową zmianę. On wskoczy na moje miejsce, tak że nie wpłynie to na płynność gry. To on chciał być rzecznikiem. Miałem go zarekomendować. Poczułem się zdradzony” – mówił „Przekrojowi” Jarosław Kurski. Jego brat stwierdził zaś, że tamta propozycja to był tylko żart. Przez kolejnych kilkanaście lat niemal ze sobą nie rozmawiali.
Jarosław po epizodzie współpracy z Wałęsą w 1991 r. wydał demaskującą go, krytyczną książkę zatytułowaną „Wódz”. – Zarówno wtedy, jak i teraz uważam, że nie jest dobrym obyczajem wydawanie przez rzeczników książek o swoich pracodawcach. Po tamtej publikacji ludzie z „Gazety Wyborczej” szybko wyciągnęli do Jarka rękę – mówi Łopiński. W tamtym czasie – inaczej niż dzisiaj – „Gazeta” zwalczała Wałęsę, popierając w pierwszych wyborach prezydenckich Tadeusza Mazowieckiego. W 1992 r. Jarosław Kurski był już na pokładzie Adama Michnika – idola z czasów opozycji.
Jacek na początku lat 90. też pracował jako dziennikarz. Razem z Semką tworzyli słynny program „Refleks”, w którym między innymi pokazali nagranie, na którym Adam Michnik i Monika Olejnik wsiadają do samochodu Jerzego Urbana. Potem wydali książkę „Lewy czerwcowy” o kulisach odwołania rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992 r. O tym wydarzeniu Kurski z materiału filmowego na taśmach VHS zrobił film „Nocna zmiana”. Z jego zwolennika stał się zajadłym krytykiem.
Kiedy Jarosław piął się po szczeblach dziennikarskiej kariery w „Gazecie Wyborczej”, Jacek za Janem Olszewskim tworzącym ROP poszedł do polityki. I tam pracował na opinię cynika i politycznego łobuza. Po klęsce wyborczej ROP chciał pozbawić Olszewskiego przywództwa, po rokoszu i założeniu własnej frakcji odszedł jednak do ZChN i to na stanowisko wiceszefa partii (później go usunięto). ZChN wchodziło w skład AWS, z ramienia którego Kurski został wicemarszałkiem województwa pomorskiego. Po przegranych przez tę koalicję wyborach parlamentarnych był już dogadany z PiS, ale nie dostał od razu miejsca na liście w wyborach samorządowych, więc od Kaczyńskich się odwrócił i poszedł do LPR. „Biegacz musi biegać. Słońce wschodzi i zachodzi. Polityk musi kandydować” – tłumaczył tamte wybory w 2014 r. w rozmowie z „Do Rzeczy”. Wybrali go do pomorskiego sejmiku, zasiadł w jego prezydium i naprzykrzał się politycznej konkurencji. Zapunktował tym u Giertycha i dostał poważniejsze zadania w LPR – przygotowanie kampanii w
wyborach do europarlamentu.
Okazał się niezwykle skuteczny. LPR zdobyła ponad 15 proc. głosów, a Kurski, który znał partię na wylot, odwrócił się na pięcie i przeszedł do PiS. W 2005 r. to dla tej partii zdobywał wyborcze punkty. Do dziś wypomina się mu, że wyciągnął Donaldowi Tuskowi „dziadka z Wehrmachtu”. W 2011 r. został z PiS wykluczony z grupą innych PiS-owców, z którymi założył Solidarną Polskę. Zmiany partii bagatelizuje. „U nas robi się cynika z tego, kto wiele razy zmieniał partię. Tymczasem cynikiem jest ten, kto przechodzi z PiS do PO, zwłaszcza po Smoleńsku. Wszystkie partie, które mnie wyrzucały, kończyły w makabrycznych męczarniach” – deklarował buńczucznie w 2014 r. w rozmowie z „Do Rzeczy”. Wkupienia się na powrót w łaski prezesa Kaczyńskiego, którego partię nazywał przecież „kolonią karną połączoną z przedszkolem”, nie skomentował. Od kiedy został prezesem TVP, nie odbiera od nas telefonu.
Niedawno na Kurskim zawiedli się koledzy z Solidarnej Polski. Kiedy przed wyborami 2015 r. trwały negocjacje prawicowych partii z PiS w sprawie wspólnej koalicji, Kurski wyszedł przed szereg i pojawił się na kongresie PiS. Nazywał potem siebie „heroldem zjednoczenia”. Ziobryści nie byli jeszcze dogadani z partią Kaczyńskiego. Uznali, że rozmowy i występ Kurskiego na kongresie PiS osłabiły ich pozycję negocjacyjną, i wyrzucili go z partii. „Oblałem się kawą ze śmiechu” – skomentował to po swojemu Kurski. To zresztą jedno z jego ulubionych powiedzonek. Przeglądając wywiady z ostatnich kilku lat, ciągle czytamy, jak to „oblewa się kawą”. Na przykład oddając się lekturze wstępniaków brata. „On ze zdolnego i błyskotliwego dziennikarza coraz bardziej przebiera się w gorliwego politruka �Gazety Wyborczej�, co mówię z żalem” – stwierdził w rozmowie z „Do Rzeczy” w 2013 r. I dodał: „Jakby gazetę zwijał w pałkę do okładania wszystkiego, co prawicowe czy narodowe, kawą się można oblać, czytając”.
Obsesja
Jarosław Kurski rzeczywiście nie stroni od ostrego języka – jak się okazało, to akurat cecha wspólna obu braci. „Traktuje Pan nas, a zwłaszcza naszych czytelników, jak durniów, którym można opowiadać dowolne banialuki. Nie sądzimy, że odcinany jest Pan od informacji – jak dobry car otoczony przez złych bojarów, ani że w Pana kancelarii panuje aż tak nieopisany bałagan” – pisał w opublikowanym na łamach „Gazety” liście do prezydenta Andrzeja Dudy w listopadzie, bo przez cztery tygodnie Kancelaria Prezydenta nie zorganizowała mu spotkania z głową państwa, na którym chciał wręczyć książkę. Faktycznie kierowana przez Kurskiego „Gazeta Wyborcza” nie tylko nie sympatyzuje z PiS, lecz także ma wręcz na punkcie tej partii obsesję. Pierwszych kilka stron niemal każdego wydania poświęca na krytykę PiS. Każda okazja jest też dla „Gazety” dobra, by winnym za coś uczynić Kościół. – Kiedyś pytaliśmy Anię Kurską, jak to się stało, że jej synowie poszli tak różnymi drogami. Ona nam tłumaczyła, że to kwestia tego, na kogo
trafili w „dorosłej” opozycji – mówią Joanna i Andrzej Gwiazdowie. Sama Anna Kurska sympatyzuje z PiS. Dwukrotnie była senatorem z ramienia tej partii.
Jarosław Sellin zaznacza, że w czasach działalności w Ruchu Młodej Polski nie spodziewałby się, że Jarosław Kurski kiedyś dokona takiej ideowej wolty. – Był bardzo nabożny, o prawicowych zapatrywaniach. Ruch Młodej Polski wychodził od odkrywania poglądów narodowych, potem przesuwał się w kierunku klasycznego amerykańskiego i europejskiego konserwatyzmu. On też przeżywał lektury, które omawialiśmy, emocjonował się tamtymi dyskusjami. Był konserwatywno-prawicowym działaczem – wspomina Sellin. Jego występem na proteście KOD nie jest zdziwiony. – Nie widzę sprzeczności między zachowaniem Jarka Kurskiego, które zobaczyliśmy na manifestacji, a tym, co pisze. To są przecież teksty bardzo radykalne i niesprawiedliwe w ocenach co do politycznych adwersarzy i środowisk, których dzisiaj nie lubi lub nie szanuje. Wręcz wiecowe. Między tym, co pisze, a tym, co mówi, nie dostrzegam różnicy.
Spontaniczna krytyka
Jarosław jeszcze 10 lat temu był w stanie powiedzieć kilka dobrych słów o bracie. „To świetny facet, ale nie najlepszy polityk. Oczywiście nie ma wyrazistych polityków, którzy by nie mieli zajadłych wrogów. Ale Jacek ma niemal samych wrogów. Ma też dar od Boga – wybitną inteligencję wizualną i wilczy instynkt medialny” – mówił „Przekrojowi”. Dzisiaj przeciw bratu w publicznych mediach protestuje na wiecach. Czy rzeczywiście jest przekonany, że Jacek, z którym był w antykomunistycznej opozycji, będzie w TVP cenzorem? – Nie rozmawiam z mediami o moim bracie – mówi „Do Rzeczy” Jarosław Kurski. I zaznacza, że jego wypowiedź na manifestacji KOD była spontaniczna, a wystąpienie nie było planowane.
– Zabrałem głos, bo w moim najgłębszym przekonaniu wartości, których przed laty broniliśmy z Piotrem Semką i moim bratem Jackiem, robiąc podziemną gazetę, są zagrożone. Wolność słowa jest dziś w Polsce zagrożona – tłumaczy Jarosław Kurski. I dodaje: – Będąc przed laty rzecznikiem Lecha Wałęsy, zobaczyłem, jak się robi politykę. W czasie tzw. wojny na górze mój młodzieńczy ideał zderzył się z rzeczywistością. Od tamtej pory nie mam żadnych ambicji politycznych.
Chociaż Anna Kurska już kilka lat temu zapewniała w wywiadach, że synowie wyrośli z awantur, a na rodzinnych spotkaniach nie rozmawia się o polityce, wygląda na to, że jeszcze usłyszymy, jak dają sobie kuksańce. I niejeden, słuchając ich, obleje się kawą.
Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach