Do Dżeninu udaje się misja Czerwonego Krzyża
Do obozu uchodźców palestyńskich w
Dżeninie - gdzie zdaniem Palestyńczyków doszło do masakry cywilnej
ludności - w poniedziałek udaje się misja Międzynarodowego
Czerwonego Krzyża.
Jak podano w Jerozolimie, pracownicy MCK wspólnie z żołnierzami armii izraelskiej wejdą na teren obozu by odszukać ciała zabitych w niedawnych walkach Palestyńczyków. Dopiero po zakończeniu misji zabici będą mogli być pochowani bądź ich ciała zostaną przekazane rodzinom.
Według danych armii izraelskiej, na ulicach dżenińskiego obozu leży obecnie do 40 nie pochowanych ciał ofiar walk. Armia zamierzała pochować zabitych, jednakże wywołało to gwałtowne protesty Palestyńczyków, którzy uznali, iz pochowanie ofiar w masowych grobach to próba zatuszowania przez dowództwo izraelskie masakry, do jakiej miało dojść w Dżeninie. Podobny protest wywołał zamiar pochowania ciał na żydowskim cmentarzu w mieście.
Strona palestyńska zażądała pilnego przysłania na miejsce komisji ONZ w celu zbadania wydarzeń w obozie, gdzie jej zdaniem doszło do "krwawej masakry" cywilów, dokonanej przez wojska izraelskie.
W niedzielę izraelski sąd najwyższy nie zgodził się na pochowanie w masowych grobach ciał zabitych, nakazując by zostały one przekazane Palestyńczykom pod nadzorem personelu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Operacja ma zacząć się w poniedziałek.
Rzecznik MCK, Uriel Masad potwierdził, że grupa pracowników organizacji czeka obecnie na zezwolenie armii izraelskiej na wejście na teren obozu. Masad zaznaczył, że MCK zamierza także udzielić pomocy humanitarnej ludziom w mieście.
Izraelskie dowództwo podało w poniedziałek, że kilkakrotnie zwracało się do palestyńskich ekip ratowniczych by także wzięły udział w akcji - Palestyńczycy jednak odmówili.
W niedzielę do obozu po raz pierwszy od zakończenia walk wpuszczono grupę dziennikarzy. Mogli oni przejść się główną ulicą obozu - towarzyszący im żołnierze nie dopuścili do zejścia z trasy z powodu rzekomego zaminowania bocznych ulic i bram domów.
Kontynuujący bliskowschodnią misję pokojową sekretarz stanu USA Colin Powell w poniedziałek odwiedza Liban i Syrię by wieczorem ponownie powrócić do Izraela.
Rozmowy, jakie w czasie weekendu prowadził na miejscu - z Arielem Szaronem i Jaserem Arafatem - nie przyniosły rezultatu. Jakkolwiek premier Izraela powiedział w niedzielę, po kolejnym spotkaniu z sekretarzem stanu USA, że Colin Powell poparł jego koncepcję zorganizowania "regionalnej konferencji pokojowej pod auspicjami Stanów Zjednoczonych", szanse zwołania takiej konferencji wydają się nikłe.
Strona palestyńska uzależniła udział w takim forum od wcześniejszego wycofania wszystkich izraelskich oddziałów z Zachodniego Brzegu. Sprzeciwiono się także warunkowi Szarona, który zastrzegł, iż konferencja mogłaby jedynie odbyć się bez udziału Arafata.
Szaron kilkakrotnie występował ostatnio z propozycją takiej konferencji - po raz pierwszy wysunął tę koncepcję przed szczytem arabskim w Bejrucie w zeszłym miesiącu.
Palestyński negocjator Sajeb Erekat ocenił natychmiast, że propozycja jest "stratą czasu" i że nie ma alternatywy dla planu pokojowego, przyjętego na szczycie w Bejrucie. "Jeśli Szaron chce rozmawiać o pokoju, może zaakceptować arabską inicjatywę pokojową" - podkreślał Erekat.
Przedstawiciel Departamentu Stanu potwierdził w niedzielę wieczorem, że omawiano sprawę takiej konferencji, ale zaznaczył, że nie ustalono żadnych konkretów, takich jak czas, miejsce i lista uczestników.(iza)