ŚwiatDlaczego najbogatszy Ukrainiec już nie popiera donieckich separatystów?

Dlaczego najbogatszy Ukrainiec już nie popiera donieckich separatystów?

Kto kontroluje Donbas? Na to pytanie nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć nawet będąc w gąszczu wydarzeń, które obecnie mają miejsce na wschodniej Ukrainie. Separatyści opanowują kolejne strategiczne obiekty (koleje, budynki prokuratury, milicji, służb specjalnych). Jednocześnie prawdziwy „pochód krzyżowy” przeciwko zwolennikom tzw. Donieckiej Republiki Ludowej ogłosił oligarcha Rinat Achmetow, którego wpływy w regionie są przepotężne.

- Banda oszustów przejęła Donbas i terroryzuje region. Kim oni są? Kim są ci ludzie? Jestem przekonany, że ich działania zaprowadzą nas do upadku, do ubóstwa, głodu i zimna - powiedział w swoim ostatnim wystąpieniu najbogatszy Ukrainiec. Achmetow dodał, że karabiny nie nakarmią ludzi i nie zbudują kraju z silną gospodarką. Podziękował także tym, którzy wzięli udział w zorganizowanym przez niego wiecu przeciwko terrorowi. - Wiem, że wielu innych chciało wziąć w nim udział, ale byli zastraszeni – dodał oligarcha.

Zdecydowany sprzeciw „króla Donbasu” wobec Donieckiej Republiki Ludowej stał się tu prawdziwą niespodzianką. Przez dłuższy czas mówiono, że Achmetow po cichu wspiera separatystów, pragnących oddzielenia regionu od Ukrainy. O finansowym wsparciu od przedsiębiorcy w wywiadzie dla rosyjskich mediów wspominał, na przykład, samozwańczy „ludowy gubernator Doniecka” Paweł Gubariew.

Nagła zmiana stanowiska oligarchy zapewne związana jest z ultimatum, postawionym mu przez przedstawicieli DRL. Zarządzili, aby przestał płacić podatki do Kijowa i zaczął inwestować w samozwańczą republikę. W przeciwnym wypadku jej władze zagroziły„znacjonalizowaniem” zakładów „króla Donbasu”.

Irytacja separatystów z DRL spowodowana jest z faktem, że mają poważne problemy z finansowaniem swojej rebelii. Od dłuższego czasu czekają na większą pomoc z Rosji, zarówno militarną, jak i finansową. Jednak Kremlowi jak na razie bardziej się opłaca obserwować wydarzenia na wschodzie Ukrainy z dystansu, w oczekiwaniu aż destabilizacja w regionie osiągnie potrzebny Rosjanom stopień dramatyczności.

Doniecka Republika rozsypuje się na oczach

Od kilku tygodni nasilają się również wewnętrzne spory wśród samych separatystów. Na przykład, dowodzący rebelią w Słowiańsku Igor Striełkow (prawdziwe nazwisko Girkin), który po 11 maja (dzień „referendum o niepodległości DRL”) ogłosił siebie „zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej”, przebywa w niejawnym konflikcie z Denisem Puszylinem– samozwańczym „szefem Rady Najwyższej DRL”. Z kolei samozwańczy burmistrz Słowiańska Wiaczesław Ponomariow stwierdził, że w ogóle nie uznaje władz Donieckiej Republiki.

- To nie rząd tylko fikcja. To samozwańcy i prowokatorzy - powiedział Ponomariow. - Nic od nich nie zależy, bowiem wcześniej wydaliśmy rozkaz, że centrum DRL jest w Słowiańsku – dodał w rozmowie z mieszkańcami miasta lider miejscowych rebeliantów.

Dochodzi do absurdalnych scen. W biały dzień w centrum Doniecka do - przejętej już wcześniej przez separatystów - siedziby Służby Bezpieczeństwa Ukrainy podjechało kilka busów z ubranymi na czarno ludźmi, którzy… również są przeciwnikami władzy w Kijowie. Obok budynku, nad którym już powiewa flaga Donieckiej Republiki, zaczyna się strzelanina, a przerażeni mieszkańcy okolicznych budynków chowają się do mieszkań.

Konflikty najwyraźniej wynikają z tego, że rebelianci nie mogą między sobą podzielić stanowisk w ogłoszonej DRL. Podobna sytuacja ma miejsce w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej. Z powodu wewnętrznych porachunków niedawno o mało nie zginął jej szef, „ludowy gubernator” Ługańska Andriej Bołotow.

Innym powodem do histerii wśród rebeliantów są spore straty w ludziach. Największe odnoszą bojownicy, utrzymujący Słowiańsk. Jak donosi szef ukraińskiej grupy „Opór informacyjny” Dmytro Tymczuk, separatyści szykują przebicie specjalnego „korytarza” do granicy z Rosją, przez który mogliby opuścić miasto oraz wywieźć ciała zabitych, którymi jest przepełniona kostnica w Słowiańsku.

Achmetow zwiastunem przełomu?

Wliczając wyżej opisane trudności, z którymi borykają się rebelianci, jawne skłócenie z Rinatem Achmetowem nie wróży im pomyślnej przyszłości. Jego poprzednie przejście na drugą stronę konfliktu, które miało miejsce w lutym tego roku w trakcie protestów na Majdanie, wywołało tektoniczne zmiany wewnątrz rządzącej Partii Regionów i rychłą ucieczkę Janukowycza.

Tymczasowe nieoficjalne poparcie najbogatszego Ukraińca dla rebelii na wschodzie kraju mogło być związane z brakiem gwarancji bezpieczeństwa dla jego biznesu ze strony nowych władz w Kijowie, którą otrzymało kilku innych oligarchów, kojarzonych wcześniej z Janukowyczem. Chodzi na przykład o Ihora Kołomyjskiego, obecnego gubernatora w Dnipropietrowsku, który w podległym mu obwodzie stworzył prawdziwą twierdzę, niedostępną dla separatystów.

Trudno powiedzieć, czy teraz takie gwarancje otrzymał Achmetow, czy po prostu stwierdził, że Doniecka Republika Ludowa zagraża jego majątkowi jeszcze bardziej. Faktem jest, że jego ofensywa może być przełomem w walce z separatystami na Donbasie. Nawet wśród niechętnych władzom w Kijowie mieszkańców tych ziem, najbogatszy Ukrainiec cieszy ogromnym szacunkiem.

Aleh Barcewicz i Konrad Żelazowski z Ukrainy specjalnie dla WP.PL

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)