Dlaczego coraz bardziej boimy się śmierci?
U zarania chrześcijaństwa w dniu Wszystkich Świętych nie ulegano smutkowi i nostalgii w takim stopniu, jak dzieje się to obecnie. Na kwestie przemijania patrzono kiedyś nieco bardziej radośnie, spokojnie. Dlaczego? O tym mówi Wirtualnej Polsce dr Magdalena Ogórek, historyk Kościoła.
01.11.2013 | aktual.: 01.11.2013 14:21
- Przede wszystkim dlatego, że po śmierci czeka na chrześcijan niebo i wieczne szczęście. W dzień Wszystkich Świętych zawsze wpisany będzie ból i cierpienie, którego doświadczamy po stracie bliskich, ale ukojeniem i pociechą ma być obietnica tego, że spotkamy się z nimi ponownie. 1 listopada ma nam przypominać też prawdę o powszechnym powołaniu do świętości, a każdy z wierzących jest do tego predestynowany. Jednak pełni człowieczeństwa nie można osiągnąć własnymi siłami, tylko z pomocą Boga. Ten dzień ma przypominać wierzącym o hojności Boga i dawać nadzieję, że rozstanie z życiem nie jest ostateczne, a najlepszy etap czeka człowieka dopiero po śmierci.
WP: I mówiąc kolokwialnie, kiedyś zazdroszczono zmarłym?
- Czy zazdroszczono - trudno tak to ująć. Z pewnością ogromną wiarę pokładano w tym, że po śmierci czeka nas wieczność. "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9) - przekazał nam Św. Paweł.
Jednak na przestrzeni lat otuliła to święto aura zadumy i cierpienia po stracie bliskich, rodził się większy strach przed śmiercią. Dlaczego tak się stało? Na pewno w jakimś stopniu miała na to wpływ fala laicyzacji i era wszechobecnego konsumpcjonizmu. Ludzie bardziej niż na dobrach duchowych, zaczęli skupiać się na tych materialnych, na życiu doczesnym. Myśl o śmierci zaczęto odsuwać jak najdalej, jako te niewygodna, budzącą strach.
WP: Obecnie bardziej powątpiewa się w to, że śmierć jest tylko momentem przejścia z jednego świata do drugiego?
To już jest kwestia osobistej refleksji, wiary każdego człowieka. "Śmierć jest jedynie bramą do dalszego świata", pisał ks. Jan Twardowski. Ewidentnie z biegiem wieków w ludzką egzystencję wpisywał się coraz większy strach przed śmiercią. "Memento mori" przypominała ustawicznie literatura i sztuka jako argument na to, iż sprawy przyziemne przemijają wraz ze śmiercią, o czym obecnie zdajemy się coraz częściej zapominać. Przed zbyt wielkim przywiązaniem do doczesnych dóbr materialnych przestrzegał już kilkukrotnie papież Franciszek. Wspominał, ze zapominamy o naukach Kościoła, które mówią, że życiem doczesnym pracujemy na to po śmierci.
Jutro, jak co roku odwiedzimy na cmentarzach naszych bliskich zmarłych. Poza tęsknotą i zadumą, oddajmy się także myśli, że oni jedynie wyprzedzili nas w drodze do wiecznego szczęścia i tam na nas czekają.
WP: Ale to chyba nie oznacza, że im dłużej się żyje, to należy mieć poczucie, że jeszcze się nie zasłużyło na to największe szczęście?
Tu na ziemi każdy z nas ma swoją misję, swoje zadania do wykonania. To, jak je wypełnimy, to już sprawa każdego z nas ....
Rozmawiała Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska