PolskaDla ulicznych handlarzy liczy się tylko kasa?

Dla ulicznych handlarzy liczy się tylko kasa?

Główne przejście podziemne w centrum
Dąbrowy Górniczej oblegane jest przez handlujących, którzy z
towarem rozkładają się na stoliczkach i gazetach. Dla nich liczy
się przed Bożym Narodzeniem każdy grosz. Dlatego trudno im
zrozumieć stanowczość strażników miejskich, którzy wlepiają im co
rusz mandaty - pisze "Dziennik Zachodni".

Dla ulicznych handlarzy liczy się tylko kasa?
Źródło zdjęć: © AP

23.12.2006 | aktual.: 23.12.2006 08:26

Jakbyśmy mieli pracę, to byśmy tu nie stali, a tak nie stać nas na zapłacenie podatków i wykupienie miejsca na targowisku. A żyć przecież jakoś trzeba - argumentują. Tuż przy zejściu ze schodów od strony Domu Handlowego Centrum można spotkać Damiana i Grzegorza, którzy oferują opłatki, jemiołę, stroiki świąteczne i gałązki choinkowe, nawet z szyszkami. Towar jest "świeżutki" i jak zachwalają, będzie trzymał się z pewnością długo.

Mamy wszystko po parę złotych. My sobie trochę zarobimy, a klienci są także zadowoleni. Wszystko pochodzi z legalnego źródła. Mamy własny las, więc ścinamy gałązki i są gotowe- mówią Damian i Grzegorz.

Bez handlu trudno byłoby także przeżyć Stanisławowi Szymańskiemu, który również oferuje świąteczne towary. Mam 58 lat i nie przysługuje mi prawo do zasiłku. Mam uprawnienia operatora sprzętu ciężkiego, ale jak ktoś tylko usłyszy ile mam lat, nie chce mnie zatrudnić. Jakoś trzeba więc zarobić - podkreśla.

Strażnicy Miejscy odbierają jednak dziesiątki telefonów, m.in. od właścicieli boksów handlowych w przejściu, którzy za możliwość legalnego handlu regulują stosowne opłaty. Często nie podoba się to także przechodniom. Strażnicy miejscy, chcąc nie chcąc, muszą więc upominać drobnych handlarzy, a jeśli trzeba wypisują mandaty.

Sytuacja jest faktycznie skomplikowana, bo większość tych ludzi pojawia się właśnie tuż przed świętami. Niestety łamią przepisy. Dlatego część z nich została ukarana mandatami, a czasami kierujemy też wnioski do sądu grodzkiego. Samo karanie jednak nie wystarczy, bo i tak wracają na drugi dzień. Widzą to legalnie handlujący i mają prawo się z tym nie zgadzać - przyznaje Krzysztof Buchacz z dąbrowskiej Straży Miejskiej. Często jest tak, że towar sprzedają nie mieszkańcy Dąbrowy, ale i innych miast - dodaje. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)