Dla niektórych "mordercy", dla innych bohaterowie. Jak zmienia się wizerunek polskich żołnierzy?
Dla jednych misjonarze to "mordercy", dla innych - obrońcy naszego bezpieczeństwa, niosący pomoc potrzebującym. "Polska Zbrojna" przyjrzała się, jak zmienia się wizerunek polskiego żołnierza.
Stoję na wrocławskim rynku, słucham "Pierwszej Brygady" i obserwuję twarze ludzi, którzy patrzą na żołnierzy. - Jak ładnie wyglądają marynarze! - klaszcze w ręce mała dziewczynka. - Ach, te marynarskie kołnierze! - wzdycha jej mama. Ten i ów ma wilgotne oczy, gdy odczytywany jest apel poległych. Wyrwane z kilkudziesięciu żołnierskich gardeł słowa "polegli w walce o pokój" długą chwilę niosą się między kamieniczkami.
Po co tylu ludzi przyszło na wrocławski rynek? Powodem był przemarsz kompanii reprezentacyjnych czy muzyka paradna? Grochówka z żołnierskiego kotła (pięć złotych za miseczkę)? Czy może chcieli oddać cześć bohaterom w Dniu Weterana?
- Jakim bohaterom? - pyta trzydziestolatek w czapce z daszkiem. "Przez 60 lat w misjach wzięło udział 100 tysięcy żołnierzy" - z głośników dobiega fragment oficjalnego przemówienia. "To średniej wielkości miasto" - myślę. - Pojechali, bo chcieli. Jak najemnicy, za kasą - stwierdza chłopak.
- Co też pan mówi?! Żołnierze wykonują rozkazy, a decyzje, że mają jechać na misję, podejmują politycy - oburza się starsza kobieta. Wie, co mówi, bo syn sąsiadki służy w wojsku. Był na misji. Na szczęście wrócił.
Zagaduję młodą dziewczynę, która robi zdjęcia. Co myśli o weteranach? O tych w błękitnych beretach, dziś już starszych panach dumnie salutujących kolegom w mundurach, ale także o młodym żołnierzu, który podczas obchodów Dnia Weterana na wrocławskim rynku siedzi w pierwszym rządzie na wózku inwalidzkim (pod Rosomakiem w Afganistanie wybuchła mina pułapka), czy wreszcie o tych, którzy, mimo że odeszli z wojska, to w sercu nadal czują się żołnierzami?
- Nie popieram wojny w Afganistanie - mówi dziewczyna. - Nie znam żadnego żołnierza, który był na misji, ale żal mi ich, że musieli tam jechać.
- Przecież pomagamy Afgańczykom, budujemy drogi i szkoły, dostarczamy żywność i lekarstwa - wtrąca mężczyzna, z wykształcenia nauczyciel, obecnie na emeryturze. Tłumaczy, niczym uczniom w szkole, że żyjemy w globalnym świecie, więc polscy żołnierze bronią naszego bezpieczeństwa także daleko od naszych granic.
Cztery przypadkowo spotkane osoby wygłosiły cztery różne zdania na temat weteranów. Zastanawiam się, w jakim stopniu odzwierciedlają one poglądy Polaków.
Weteran z wojny
Dla Oli, która próbuje sił w pisaniu, weterani są źródłem fascynujących historii, zmuszających do dalszych poszukiwań. Uważa, że wiele się od tych ludzi uczy. Rozumie, że bywają nieufni. Zazwyczaj mija trochę czasu, zanim uda się jej przekonać rozmówcę, że nie goni za sensacją. Dla Oli weteran to ktoś, kto walczył w czasie II wojny światowej lub po 1945 roku brał udział w ruchu niepodległościowym, jak na przykład pan Tadeusz, członek tajnej organizacji harcerskiej. A co z młodszymi weteranami?
Ola uważa, że w Iraku czy Afganistanie walczymy nie o swoją sprawę. To nie nasza wojna. Szanuje jednak wyjeżdżających tam żołnierzy i im współczuje. Wie, że wielu zginęło na służbie, a ich rodziny cierpią. Żołnierzy trudno nazwać najemnikami, bo wysłali ich politycy, dla których ważne są ropa i wpływy polityczne. Czy dla miejscowej ludności byli wyzwolicielami? Dziewczyna ma wątpliwości. W tej opinii Ola nie odbiega daleko od poglądów Polaków. Z badań, które przeprowadziła Fundacja na rzecz Studiów Europejskich, wynika że aż 70 procent rodaków nie popiera udziału polskich żołnierzy w operacji NATO w Afganistanie. Zdecydowanie popiera tylko 2,7 procent, a raczej popiera - 14,5. Co ciekawe, w 2001 roku (gdy doszło do ataku na wieże WTC), afgańską interwencję poparło 69 procent badanych, a tylko niecałe 14 procent było przeciw. W 2010 roku liczba osób, które, tak jak Ola, nie widzą dla tej wojny uzasadnienia, wzrosła do blisko 70 procent.
Jak Polacy uzasadniają udział polskich żołnierzy w operacji afgańskiej? 22,5 procent uważa, że pomagamy w ten sposób USA zwalczać terroryzm, 36,9 procent - że wzmacniamy swoją pozycję w NATO i Unii Europejskiej, 9,3 procent twierdzi, że pomagamy Afganistanowi, a 8,1 procent, że chcemy uzyskać dostęp do afgańskich surowców. 20,8 procent nie ma na ten temat zdania. Ci, którzy popierają interwencję, mówią, że trzeba pomóc Afganistanowi oraz że Polska ma zobowiązania wobec NATO i UE. Przeciwnicy tej wojny twierdzą, że ginie zbyt dużo żołnierzy, a konflikt nie dotyczy Polski.
Ola nie ma telewizora, więc nie oglądała spotów kampanii "Szacunek i wsparcie", które poprzedziły tegoroczne obchody Dnia Weterana, ale nie sądzi, że pod ich wpływem zmieniłaby zdanie.
Edukacja, głupcze!
Taka parafraza słynnego hasła wyborczego Billa Clintona to odpowiedź na pytanie, jak zmienić (czytaj: poprawić) obraz weterana w polskim społeczeństwie, aby nie było takich internetowych wpisów: "Dobrze im tak, mordercom, że giną czy wracają pokiereszowani do domu".
- Edukacja, edukacja, edukacja - powtarza Vivian Wilson, która jest menadżerem Fisher House w amerykańskim Regionalnym Centrum Medycznym w Landstuhl. Wystarczy popatrzeć, jaką drogę w postrzeganiu weteranów przeszli Amerykanie: podczas wojny w Wietnamie niemal pluli na ochotników jadących na front, a dziś okazywane weteranom wsparcie uważają za patriotyczny obowiązek. Vivian radzi, aby na Facebooku, YouTube czy Twitterze pokazywać, że wojskowi nie tylko walczą, lecz także pomagają. - Nasze spojrzenie na żołnierzy zmieniło się podczas pierwszej interwencji w Iraku, gdy armii towarzyszyły media, które na bieżąco pokazywały obraz tej wojny - uważa Vivian Wilson.
Młodszy chorąży w stanie spoczynku Andrzej Korus ze Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ twierdzi, że dużą rolę w zmianie nastawienia Amerykanów do żołnierzy odegrały takie filmy, jak "Rambo" i "Forest Gump", bo pokazywały, jak wygląda życie żołnierza na wojnie oraz po powrocie do domu. - W "Rambo - pierwsza krew" jest taka sekwencja, gdy zapłakany wojownik skarży się, że w Wietnamie pilotował samoloty za miliony dolarów, a w Ameryce nie może być nawet pomocnikiem na stacji benzynowej, bo nikt mu nie ufa.
Lekcje dla nastolatków
Aneta Stępień, żona żołnierza rannego w Afganistanie, całym sercem kibicuje Andrzejowi Korusowi, który na spotkaniach z młodzieżą opowiada o tym, co żołnierze robią na misji. Prelekcję uzupełniają pamiątki, które pokazuje pan Andrzej. Chłopcy chętnie przymierzają hełmy, pytają o rodzaje broni, zainteresowanie wzbudzają noże. Korus uważa, że wiedza młodzieży na temat misji pochodzi głównie z komentarzy rodziców, którzy twierdzą, że żołnierze jadą po pieniądze, baby gwałcić, chlać piwo od rana do wieczora oraz postrzelać. Tak myśli większość. Weteran cierpliwie tłumaczy, że żołnierz wyjeżdża na misję, bo dostaje rozkaz, że polski mundur kojarzy się z odwagą oraz szacunkiem dla innych kultur i religii. - W Długołęce zaprosiłem na prelekcję weterana. Młodzież była zaskoczona, gdy poinformowałem, że jego dzieci chodzą do tej samej szkoły. Anonimowy dotychczas żołnierz stał się nagle sąsiadem.
Kamil (I klasa liceum) uważa, że weteranów z Iraku i Afganistanu powinniśmy traktować tak samo jak tych z czasów II wojny światowej, bo "też walczyli i stres był taki sam". Czy młodzież wie, że jest święto weterana? Kamil ma wątpliwości. Wojtek (III klasa gimnazjum) podziwia żołnierzy za odwagę, szanuje mundur, uważa, że wojsko to taka organizacja, która nigdy nie zawiedzie. - Powinniśmy być im wdzięczni - dodaje Iza. Ta trójka nastolatków napisała najlepsze prace w konkursie "Weteran wczoraj i dziś", ogłoszonym przez Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Pytanie, w jakim stopniu poglądy laureatów konkursu odzwierciedlają poglądy ich kolegów.
Aneta Stępień opowiada o jednym ze spotkań chorążego Andrzeja Korusa z uczniami. Dwustu zazwyczaj rozbrykanych gimnazjalistów słuchało w kompletnej ciszy, jak opowiadał o misji w Afganistanie. Młodzież oglądała zdjęcia, które przedstawiały nie tylko żołnierzy, lecz także małych Afgańczyków z narażeniem życia codziennie idących do szkoły. Zobaczyli, że misja to nie gra komputerowa, w której zabity żołnierz za chwilę wstaje i dalej strzela. Zrozumieli, że ranny jest czyimś tatą, wujkiem czy sąsiadem. Czy którykolwiek z gimnazjalistów uczestniczących w tym spotkaniu napisze potem na forach internetowych, że nasi żołnierze w Afganistanie to mordercy? Aneta nie ma wątpliwości, że trzeba przeprowadzać w szkołach jak najwięcej takich lekcji. Budowanie szacunku dla żołnierzy należy rozpocząć jak najwcześniej.
Pomaga historia
Andrzej Szczęsny, lekarz z Warszawy, już kolejny rok wpłaca co miesiąc na konto Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju sto złotych. Jest zdziwiony, że ktoś go docenił (został honorowym członkiem stowarzyszenia), bo przecież nie robi nic nadzwyczajnego. Pomaga, bo może, bo go stać, bo to jego obowiązek.
Andrzej uważa, że sympatia do żołnierzy związana jest z wiedzą o historii (im wiemy więcej, tym bardziej ich szanujemy) oraz z rodzinnymi uwarunkowaniami (to, że w rodzinie lub wśród znajomych jest żołnierz, sprawia, że ma się pozytywny stosunek do armii).
Na jego nastawienie do żołnierzy wpłynęła książka Josepha Steglitza "Wojna za trzy biliony dolarów", na którą trafił kilka lat temu. W pamięci utkwiły mu dwa rozdziały - o kosztach leczenia rannych oraz o PTSD. "Jaką opiekę zapewniamy naszym rannym żołnierzom i ich rodzinom?" - pomyślał. Media niewiele pisały wówczas na ten temat. - Na Facebooku trafiłem na stronę amerykańskiej organizacji, która pomaga weteranom - opowiada Andrzej. Dalsze poszukiwania doprowadziły go na stronę internetową Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Na portalu podany był numer konta. Wypełnił pierwszy przelew, potem następne.
Andrzej nie ma wątpliwości co zrobić, aby zmienić obraz weterana - trzeba edukować młodych ludzi. Przecież żołnierze nie tylko strzelają. To media gonią za sensacją, bo newsem jest śmierć żołnierza, bo krew dobrze się sprzedaje.
Opuszczam wrocławski rynek, a w głowie pobrzmiewają mi ostatnie słowa apelu poległych. "Do was zwracam się potomni, pochylmy głowy... Niech ich poświęcenie pozostanie w naszej pamięci na zawsze".
Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna"