ŚwiatDla nich to były krwawe święta

Dla nich to były krwawe święta

W miniony weekend miliony muzułmanów na całym świecie obchodziły święto Aszury, upamiętniające śmierć męczeńską imama Husajna. W Pakistanie, Iranie i Afganistanie te święta były szczególnie krwawe.

Dla nich to były krwawe święta
Źródło zdjęć: © AFP | Amir Sadeghi

29.12.2009 | aktual.: 02.09.2011 15:21

Coraz bardziej krwawa Aszura

Kryzys bezpieczeństwa na styku Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz Azji Południowej pogłębia się w szybkim tempie. Nie tylko rebelianci w Afganistanie, ale i tłumione siłą nastroje społeczeństw w Iranie i Pakistanie szukają ujścia. Znajdują je coraz częściej w czasie świąt narodowych i religijnych. Wtedy tradycyjnie można tłumnie i spontanicznie wylec na ulice miast, które na co dzień są pilnie strzeżone przez nie przebierające w środkach siły bezpieczeństwa.

Święta religijne stają się w niektórych rejonach świata islamu idealną okazją do zakazanych przez władze manifestacji, ale także starć i zamachów terrorystycznych na dużą skalę.

Aszura, to święto szyickie upamiętniające męczeństwo imama Husajna pod Karbalą w 680 roku. Nie wszędzie obchodzone jest jednak wyłącznie przez szyitów. Od dawna w wielu krajach było celebrowane przez całą społeczność i traktowane jako święto ogólnonarodowe. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku, obchody rocznicy śmierci imama, niektórym krajom muzułmańskim przysparzają niestety rzesze nowych męczenników. Ofiar nie tylko na tle religijnym, ale także umęczonych na podłożu politycznym i narodowościowym. Wielu to męczennicy z przypadku, którzy giną w samobójczych zamachach bombowych.

Proponuję przyjrzeć się wydarzeniom i okolicznościom towarzyszącym tegorocznej Aszurze w trzech sąsiadujących ze sobą państwach muzułmańskich, które choć istotnie różnią się między sobą, razem stanowią potencjalne epicentrum wielkiej globalnej burzy.

Pakistan - bomba tyka głośniej i szybciej

Choć władze apelowały o spokój podczas święta, w niedzielę doszło do pierwszego zamachu w kaszmirskim Muzaffarabadzie. Zginęło wówczas siedem osób, a 60 zostało rannych. Drastyczniej było w poniedziałkowe popołudnie, gdy tysiące ludzi wyszło na ulice pakistańskich miast.

W Karaczi, doszło do potężnego wybuchu, który przyniósł 32 ofiary śmiertelne i ponad 60 rannych. Atmosfera w całym niemal kraju stała się bardzo napięta, a prezydentowi Zardariemu i innym czołowym politykom pozostało jedynie potępić zamachowców i... kolejny raz zaapelować o spokój do swych rodaków.

- To prawdziwy czas próby i musimy z jednej strony siłą bronić się przed ekstremistami i takimi zdarzeniami, a z drugiej trzeba cały czas działać rozważnie i cierpliwie - powiedział po zamachu Zardari.

Tymczasem w Południowym Waziristanie trwają walki sił rządowych z talibami. Agencja Associated Press of Pakistan, niemal równocześnie z informacją o ofiarach z Karaczi, donosi o śmierci 15 rebeliantów w rejonie miasta Wana.

Niepokoje w Pakistanie zaogniły się po ofensywie podjętej przeciwko talibom w zamieszkanej przez Pasztunów Północno-Zachodniej Prowincji Pogranicznej i na Federalnie Administrowanych Terytoriach Plemiennych. Tegoroczna ofensywa została wymuszona na Pakistanie przez Stany Zjednoczone i Zachód.

Z roku na rok, Pakistan pogrąża się coraz głębiej w waśniach na tle etnicznym. To nie religia, lecz nacjonalizmy mogą doprowadzić do totalnej destabilizacji w tym 180 milionowym państwie atomowym. Niepokorni Pasztunowie na północy, którzy zainteresowani są bardziej połączeniem ze swymi afgańskimi braćmi zza linii Duranda (granica afgańsko-pakistańska wyznaczona przez brytyjskiego dyplomatę) oraz zamieszkujący duży i strategiczny obszar Beludżowie, którzy nie akceptują władzy Islamabadu, są ogromną bolączką dla Zardariego i rządu.

Do tego należy dodać wciąż niespokojny Kaszmir i stałe napięcia w stosunkach z Indiami. To duże obciążenia nawet dla silnego państwa. Tymczasem idea islamu, jako spoiwa w budowaniu tożsamości narodowej mieszkańców Pakistanu, okazuje się być zdecydowanie za słaba. Utworzony w 1947 roku kraj, którego fundamentalnym filarem miała być jedność religijna jego mieszkańców, chwieje się coraz mocniej.

Iran - zamieszki. Czy będzie rewolucja?

W sobotni wieczór, w hossejnije Imama Chomeiniego w Teheranie, ajatollah Ali Chamenei prowadził ceremonię z okazji rocznicy męczeństwa imama Hosseina. Podczas ceremonii towarzyszyli mu wszyscy czołowi politycy irańscy z prezydentem Mahmudem Ahmadineżadem na czele. Na zdjęciach z ceremonii emanują spokojem i pogodnymi nastrojami. "Czytano poezję i wygłaszano kazania hołdujące męczennikowi" - donoszą irańskie media. Tymczasem na ulicach Teheranu, nowa fala zamieszek trwała już od pięciu dni. Ścierający się z siłami bezpieczeństwa demonstranci krzyczeli: Precz z dyktaturą!

Wydarzeniem, które wzbudziło ostatnie nastroje rewolucyjne, nie była zbliżająca się Aszura , lecz śmierć opozycyjnego względem Chameneiego i Ahmadineżada, ajatollaha Montazeriego. Inna sprawa, że duchowny zmarł w sprzyjającym dla rozwoju demonstracji okresie - 19 grudnia, na tydzień na przed okresem świątecznym. Protesty zaczęły się 21 grudnia, po ceremonii pogrzebowej Montazeriego, która zgromadziła kilkadziesiąt tysięcy osób. Choć irańskie media są niezwykle powściągliwe w kwestiach nieporządku na ulicach Teheranu, to w niedzielę nawet państwowa telewizja przyznała, że w trakcie starć zginęło osiem osób. Oczywiście, władze o wszystko oskarżają wrogów rewolucji islamskiej.

Opały dla władzy zaczęły się w czerwcu, po ponownym wyborze Mahmuda Ahmadineżada na urząd prezydenta. Tłum oskarżający władzę o fałszerstwa wyborcze wyległ na ulice stolicy. Zamieszki przeniosły się wkrótce na inne duże miasta. Na czele protestujących stanął główny wyborczy kontrkandydat Ahmadineżada, Mir Hossein Musawi.

Władze od początku krwawo zwalczały agresywnych demonstrantów. Wobec największej od 30 lat skali protestów, wydawało się nawet, że początek nowej rewolucji wisi w powietrzu. Cały świat bacznie obserwował Iran, a Zachód kibicował demonstrantom. Po niecałych dwóch tygodniach zainteresowanie i doping znacznie spadły - 25 czerwca w światowych mediach irańskie demonstracje przyćmiła wiadomość o śmierci Michaela Jacksona…

Tymczasem w Iranie zamieszki trwały i choć okresowo słabły, miały tendencję wzmagać się przy okazjach takich jak publiczne obchody świąt.

Iran się zmienia. Twarde i niepokorne wobec Zachodu władze, które forsują swój program atomowy i nie boją się nikogo w świecie, mają dziś niebezpiecznego wroga na własnym podwórku. Irańska opozycja udowodniła, iż jest silna i że tym razem nie ma zamiaru dać za wygraną. Opozycjoniści swego lidera upatrują w Mir-Hosejnie Musawim, mają swój sztandar, hasła rewolucyjne i kolor.

Często mówi się, że zielony jest kolorem islamu. Co jednak nie jest podkreślane, zielony jest też kolorem irańskich nacjonalistów. To bardzo ważne, albowiem nie każdy Irańczyk, nawet muzułmanin, czuje dziś silny związek z religią, za to dumę z bycia Irańczykami i irańskiego dziedzictwa cywilizacyjnego odczuwają wszyscy. To "irańskość" społeczeństwa może być spoiwem i fundamentem nowej rewolucji.

Jednak w praktyce trudno przewidzieć do czego mógłby doprowadzić przewrót w Iranie. Obserwując społeczeństwo, ciężko wysnuć realną wizję spokojnego i niepodzielonego wewnętrznie państwa. Ogromne jest bowiem zróżnicowanie mentalne i światopoglądowe pomiędzy bogatymi teherańczykami i emigracją - czyli tymi, którzy pewnie doszliby do władzy, a związanymi z tradycją i konserwatyzmem mieszkańcami irańskiej prowincji. Niemniej u progu 2010 roku irański system wydaje się gwałtownie słabnąć, a opozycja jest mocniejsza niż kiedykolwiek i nie składa broni.

Afganistan - kraj chaosu. Aszura bez incydentów

Podczas Aszury w Kabulu i innych miastach Afganistanu podjęto nadzwyczajne środki ostrożności. Ponad 10 tysięcy policjantów stacjonowało w najbardziej newralgicznych punktach kraju. Policjanci czuwali nad bezpieczeństwem na skrzyżowaniach, głównych drogach, przy meczetach i miejscach kultu religijnego. Co pocieszające, nie odnotowano żadnych krwawych zdarzeń związanych z obchodami Aszury.

W niedzielę, podczas świątecznego spotkania z szyitami, Hamid Karzaj publicznie zadeklarował swą gotowość do rozmów z talibami oraz innymi ugrupowaniami antyrządowymi. Prezydent apelował do rebeliantów o powrót do domów i podjęcie wyznaczonej im roli w procesie odbudowy państwa. Nadzieje na jakąkolwiek reakcję na prezydencki apel są jednak wyjątkowo nikłe.

Karzaj już kilkakrotnie oferował talibom dialog, ale ci odrzucają jego oferty tłumacząc, że nie ma mowy o układach z afgańskim rządem dopóki w Afganistanie stacjonują wojska amerykańskie i NATO. Co by się jednak stało, gdyby wojska opuściły Afganistan? Karzaj i jego ludzie prawdopodobnie musieliby szybko pospieszyć w ślad za nimi. W tej chwili byłby to prawdopodobnie wyrok śmierci dla zapoczątkowanego osiem lat temu procesu demokratyzacji państwa i powrót do rzeczywistości sprzed 2001 roku. Demokracja jest bowiem w Afganistanie bardzo jeszcze słaba. Jakkolwiek obecność wojskowa NATO w Afganistanie jest kontrowersyjna, to wizja zwycięskich talibów u sterów afgańskiej władzy, jest w dobie globalizacji przerażająca.

Sytuacji w Afganistanie nie można porównać do tej w Iranie czy Pakistanie. Tutaj napięcie już właściwie nie wzrasta. Walki trwają, wojna się przeciąga i jej końca nie widać. Talibowie walczą z siłami rządowymi, terroryzują i dezinformują ludność, podając na przykład fałszywe informacje o swoich osiągnięciach na polu bitwy. Mimo to, nader często imponują rodakom swym uporem i konsekwencją.

Tych cech może jednak niebawem zabraknąć amerykańskim i zachodnim strażnikom afgańskiej demokratyzacji. Niezwykle istotny jest też dla Afganistanu rozwój sytuacji w Pakistanie. Talibowie są obecnie atakowani z dwóch stron, co może dać w niedalekiej przyszłości znacznie ich osłabić. Dlatego warto podkreślić, że sytuacja w Afganistanie w dużym stopniu jest zdeterminowana poczynaniami pakistańskiego rządu.

Jest jeden aspekt afgańskiej rzeczywistości, który w mijającym roku korespondował również z sytuacją w Iranie. Karzaj, podobnie jak Ahmadineżad, odnotował kontrowersyjne zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Podobnie jak w Iranie, rzeczywiste poparcie społeczne dla prezydenta jest bardzo wątpliwe. Jednak w Afganistanie odbyło się bez zamieszek, świat gratulował Karzajowi i nikt długo nie rozpamiętywał doniesień o oszustwach.

- Tutaj świat nie musi obalać dyktatury, tutaj najpierw trzeba ją ustanowić - jak mawia jeden z antyglobalistów.

Jakub Gajda, dla Wirtualnej Polski

Autor jest orientalistą, dziennikarzem i publicystą, niezależnym ekspertem ds. Iranu i Afganistanu, współautorem największego w Polsce serwisu informacyjnego o tematyce afgańskiej - Afganistan.waw.pl, właścicielem firmy Orient Ekspert.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)