ŚwiatDemokraci krytycznie, eksperci sceptycznie o nowej strategii w Iraku

Demokraci krytycznie, eksperci sceptycznie o nowej strategii w Iraku

Telewizyjne przemówienie prezydenta USA
George'a W. Busha, w którym zapowiedział wysłanie dodatkowych ponad 20 tys. wojsk do Iraku, spotkało się z ostrą krytyką Demokratów i na ogół
krytycznymi lub sceptycznymi reakcjami niezależnych ekspertów.

Demokraci krytycznie, eksperci sceptycznie o nowej strategii w Iraku
Źródło zdjęć: © AP

11.01.2007 07:20

Zdaniem krytyków, eskalacja działań militarnych nic nie zmieni, ponieważ w Iraku toczy się de facto wojna domowa. Kluczem do jej zakończenia są rozwiązania polityczne, których wybór należy do samych Irakijczyków.

Komentatorzy zwracają też uwagę, że plan Busha, sprowadzający się do eskalacji wojny, idzie pod prąd opinii w USA. Według sondaży, tylko od 12 do 19% Amerykanów popiera zwiększanie liczby wojsk w Iraku.

W czasie wystąpienia Busha i później, pod Białym Domem, demonstrowali przeciwnicy amerykańskiej operacji w Iraku. Głośno skandowane hasła "Stop the War!" (Zakończyć wojnę) zagłuszały relacje telewizyjnych korespondentów, nadawane spod siedziby prezydenta.

W oficjalnej replice opozycji, prefekt demokratycznej większości w Senacie Richard Durbin zarzucił Bushowi, że decydując się na zwiększenie wojsk w Iraku wybrał "błędny kierunek". 20 tysięcy dodatkowych żołnierzy to za mało, aby zakończyć tę wojnę, i za dużo, żeby znowu narażać ich życie. Ameryka zapłaciła już zbyt wysoką cenę. Czas, aby sami Irakijczycy bronili teraz swego kraju. Muszą zrozumieć, że sami powinni wywalczyć sobie wolność - powiedział Durbin.

Dodał, że nadszedł czas, aby zacząć stopniowe wycofywanie amerykańskich oddziałów z Iraku.

Demokratyczny senator Barack Obama, typowany na kandydata partii do nominacji prezydenckiej, powiedział w telewizji CNN, że "w przemówieniu Busha nie dostrzegł niczego, co by dowodziło, że te dodatkowe 20 tysięcy wojsk poprawi sytuację".

Nie możemy narzucić Irakijczykom militarnego rozwiązania. Trzeba rozpocząć przemieszczanie naszych wojsk (z Iraku) - oświadczył senator.

Także senator Hillary Clinton, uchodząca za faworytkę Demokratów do nominacji prezydenckiej, skrytykowała wystąpienie Busha. Jej zdaniem, prezydent nie zaproponował w istocie nic nowego.

Busha bronił natomiast republikański senator John MacCain, który opowiada się za wysłaniem do Iraku jeszcze większej liczby wojsk, niż zapowiadane przez prezydenta 20 tysięcy.

Niezależni eksperci nie kryli pesymizmu.

Sytuacja w Iraku to katastrofa. Dodatkowe 20 tysięcy żołnierzy niczego nie zmieni. Pchamy się w środek wojny domowej. Należy wycofać wojska przynajmniej z Bagdadu i pozwolić, aby Irakijczycy sami znaleźli jakieś rozwiązanie - powiedział Charles Kupchan, były członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego za rządów prezydenta Clintona, politolog z Uniwersytetu Georgetown.

Przemówienie prezydenta było rozczarowujące. Raz jeszcze zantagonizował on Syrię i Iran, nie zostawiając miejsca na żadną (z nimi) współpracę. Nie powiedział jakie będą konsekwencje, jeśli Irakijczycy nie spełnią postawionych im warunków - powiedział emerytowany generał William Nash z nowojorskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR).

Strategia przedstawiona przez Busha nie jest tą, która mogłaby zmienić bieg wydarzeń w Iraku. Może nawet pogorszyć sytuację. Plan zwiększenia liczby żołnierzy sugeruje, że nasilą oni działania przeciw szyickiej milicji, co może wywołać szersze powstanie szyitów. W strategii prezydenckiej nie ma też politycznej mapy pojednania zwaśnionych stron w Iraku, a przemoc trwa przecież dlatego, że nie ma zgody między sunnitami, szyitami i Kurdami - stwierdził orientalista z CFR Vali Nasr.

Niektórzy analitycy chwalą jednak pewne elementy planu amerykańskiego prezydenta.

Zmiana misji wojsk amerykańskich w kierunku położenia nacisku na bezpieczeństwo irackiej ludności cywilnej to krok we właściwym kierunku. Podobnie jak zastąpienie poprzedniego, bezterminowego zaangażowania zapowiedzią, że nie będzie ono trwało bez końca, a będzie uzależnione od politycznego postępu na rzecz pojednania (między frakcjami religijno-etnicznymi) - uważa inny ekspert z CFR, Stephen Biddle.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)