Deforma edukacji i inne przykłady rozwalania państwa przez PiS. Jacek Żakowski: płacenie za szkodzenie
Odwalcie się od marszałka Karczewskiego i jego ponoć trzydziestotysięcznej premii. Odczepcie się od marszałka Kuchcińskiego i trzynastotysięcznych premii, które dał swoim zastępcom. Polska jest więcej warta. Jak za rozwalenie cywilizowanego i demokratycznego państwa, wychodzi bardzo niedrogo. Należało im się na 13 grudnia.
15.12.2016 | aktual.: 15.12.2016 14:54
Takie pieniądze wielu Misiewiczów w firmach Skarbu Państwa wysysa przez tydzień. I nie zawsze jest całkiem jasne, za co. A w przypadku marszałków bardzo dobrze wiadomo. Zgodnie z tradycją 13 grudnia, zdecydowanie należy im się po dużo solidniejszej sakiewce, za kluczowy wkład w obalenie praworządnego państwa, w zdewastowanie tego, co jakoś w nim działało i za znaczący udział w rozwaleniu Unii Europejskiej. Trzysta lat temu każdy dostałby w zamian latyfundia. W porównaniu z historyczną hojnością, teraz biorą sobie na tanie waciki. Naprawdę nie ma czego zazdrościć. Te parę groszy szybko się rozejdzie, a wstyd będzie się za ich nazwiskami ciągnął przez wiele pokoleń.
Tegoroczne zasługi marszałków dyrygujących parlamentarną robotą są nie do przecenienia. Jest mocna symbolika w tym, że kaska dla nich trysnęła niemal dokładnie wtedy, kiedy wolność demonstrowania została zamieniona w „prawo” rozdzielane przez rządowych urzędników, kiedy Trybunał Konstytucyjny został definitywnie ubezwłasnowolniony i kiedy budowany blisko dwie dekady już dość nowoczesny system edukacyjny został przez Sejm definitywnie skazany na totalną destrukcję.
Kwintesencję tego wszystkiego, za co marszałkowie sami się nagrodzili, przedstawiła Rada Języka Polskiego w opinii o rządowym projekcie podstawy programowej. Bo prawie cały dorobek tego parlamentu - podobnie jak podstawa programowa dla pisowskiej szkoły - „jest niespójny, nielogiczny, z licznymi błędami, także natury językowej i terminologicznej. Wykazuje niekompetencje zespołu autorskiego”. A właściwie licznych autorskich zespołów, które ta władza wystawia do kolejnych zadań.
Program systematycznego dewastowanie Polski przez PiS-owską władzę podobnie jak podstawa programowa z polskiego „oddaje rzeczywistość kulturowo-komunikacyjną sprzed 50 lat”, jest „oderwany od rzeczywistości, w której żyje współczesny człowiek” i sprawia, że Polska „będzie postrzegana jako skansen”, a właściwie stanie się skansenem lub raczej - jak warszawska starówka - rekonstrukcją realiów połowy XX w., w której nigdy nie będzie normalnego życia i którą trzeba będzie sztucznie ożywiać i podtrzymywać przy życiu, póki starczy wcześniej nagromadzonej energii.
Oczywiście Polska i polska edukacja potrzebowały reform. I to dość poważnych. Niezależną prokuraturę trzeba było dalej zmieniać, by działała sprawniej, niż np. w aferze Amber Gold i aby nie nadużywała zatrzymań, podsłuchów, aresztowań. Polityka społeczna wymagała większej i sprawniejszej dystrybucji bogactwa. Trybunał Konstytucyjny wymagał udrożnienia. Media publiczne wymagały zbliżenia do społeczeństwa. Nauka i trzeci sektor wymagały uwolnienia z okowów grantozy zamieniającej je w agendy rozmaitych urzędów i rządowych polityk. Edukacja potrzebowała uspołecznienia, uobywatelnienia, unowocześnienia.
Prawdą jest, że PO to wszystko wiedziała, ale podchodziła do zmian tak, jak pies do jeża. Powarkiwała, ale ledwie trącała nabrzmiewające problemy. Zgodnie z doktryną ciepłej wody w kranie, w wielu dziedzinach modernizacja szła przez lata tak wolno, że niemal niezauważalnie. „Wina Tuska” jest tu niewątpliwa. Bo kwestionując potrzebę posiadania politycznej wizji, skazał swoją politykę na dreptanie, gdy w wielu sprawach potrzeba było zdecydowanego marszu od nowoczesności lat 90 ku rozwiązaniom dopasowanym do ponowoczesnych potrzeb XXI w. PiS takich zahamowań nie ma. Zmienia Polskę szparko i bardzo zdecydowanie. Tyle że w dokładnie przeciwnym kierunku.
Jeśli PO utkwiła mentalnie w latach 90 XX w., to PiS we wszystkim, co robi, cofa nas do lat 50. W oświacie widać to najlepiej. Pokoleniu YouTuba i memów skazanemu na życie w radykalnie zmieniającym się świecie, nowa władza próbuje wciskać literackie ramoty i cienkie historyjki o „żołnierzach wyklętych”, zamiast historii społeczeństwa przez wieki zmieniającego się i popełniającego bardzo kosztowne błędy. I RP przecież nie upadła dlatego, że Rosja i Prusy szybko urosły w siłę, tylko dlatego, że Polska zamiast rosnąć szybciej, zasklepiła się w samouwielbieniu i popadła w ponure zacofanie. Rządy PiS sprawiają, że podobny scenariusz i teraz wisi nad nami.
Narodowa duma ma w pisowskiej szkole zastąpić krytyczną narodową refleksję. Nauka pamięciowa ma zastąpić naukę kreatywnego myślenia. To znaczy, że całe pokolenie będzie zbiorowo wtłaczane w kanał bezkrytycznego powielania historycznych błędów, które przyniosły zacofanie i upadek państwa. A indywidualnie młodzi Polacy będą formowani do roli naśladowców, poddanych albo wykonawców. Trudno sobie wyobrazić bardziej antypolski projekt w epoce, w której kreatywność, krytycyzm, otwartość na eksperymenty i zmiany w coraz większym stopniu decydują o zbiorowym i indywidualnym losie. Gdyby jakiś okupant chciał zdegenerować Polaków jako naród i doprowadzić Polskę do upadku, zapewne tak właśnie zmieniałby polską szkołę.
Każdy, kto ma jakie takie pojęcie o edukacji, bardzo dobrze to widzi. Głosy pedagogów, polonistów, historyków, fizyków, antropologów, nauczycieli, rektorów, dyrektorów szkół, samorządowców i innych środowisk są niemal jednobrzmiące. Nikt, kto interesuje się sprawami publicznymi i zwłaszcza żaden polski polityk, a już na pewno żaden marszałek Sejmu i Senatu, nie może powiedzieć, że nie wie, jak katastrofalne zniszczenia spowoduje beztroska pisowska deforma oświaty i jak bardzo zaszkodzi ona przyszłości polskiego państwa.
Podobnie jak trudno jest nie rozumieć, jak katastrofalne ryzyka dla Polski niesie rozwalanie przez PiS Unii Europejskiej i stawianie Polski poza zachodnią wspólnotą demokratycznych państwa prawa. Oraz jak trudno jest nie rozumieć, co czeka społeczeństwo skazane na media publiczne uprawiające totalną dezinformację, na gospodarkę psutą przez desanty Misiewiczów, albo na wymiar sprawiedliwości, gdy ręcznie steruje nim człowiek, który nie dostał się nawet na aplikację, a swoją partię finansował przy pomocy mętnych kombinacji.
A jednak ludzie PiS w Sejmie oraz Senacie to wszystko wspierają i jeszcze dają sobie za to premie. W naszej historii to nie jest pierwszy raz. Pewnie nawet dałoby się wykazać, że im bardziej jakaś władza szkodziła, tym obficiej musiała to sobie osładzać sakiewkami i przywilejami. Więc niby nic nowego pod słońcem Polaków. Ale jednak trochę odwykliśmy.
Jacek Żakowski dla WP Opinie