"Debata była festiwalem złośliwości"
Politolog z Akademii Świętokrzyskiej prof. Kazimierz Kik uważa, że poniedziałkowa debata Aleksandra Kwaśniewskiego i Jarosława Kaczyńskiego była "festiwalem wzajemnych złośliwości" i nic nowego nie wniosła. Według prof. Kika po tej debacie rośnie zaciekawienie "trzecim nieobecnym", czyli szefem PO Donaldem Tuskiem.
01.10.2007 | aktual.: 02.10.2007 05:58
Galeria
[
]( http://wybory2007.wp.pl/galeriazdjecie.html?gid=9256995 )[
]( http://wybory2007.wp.pl/galeriazdjecie.html?gid=9256995 )
Debata Kaczyński-Kwaśniewski
Zdaniem prof. Kika, debata wykazała "miałkość polskiej klasy politycznej". W jego ocenie, "nie było to spotkanie dwóch mężów stanu", którzy potrafiliby przełamać konflikty i sprzeczności, żeby ponad nimi szukać wspólnego dobra dla Polski.
To był festiwal wzajemnych złośliwości i w zasadzie powtarzanie tego, o czym Polacy już od dawna wiedzą, wszystkie słowa, które padły, są obecne od dawna. Debata nie wniosła nic nowego do świadomości Polaków - powiedział prof. Kik.
Wynik debaty prof. Kik określił jako "zgniły remis", "remis w złośliwościach, w braku wizji, w braku chęci lub umiejętności szukania kompromisu". Jak podkreślił, żadna ze stron nie przedstawiła wizji dla Polski, "ponieważ obaj kłócili się o przeszłość - jeden bronił, drugi atakował".
Według prof. Kika, w pierwszej części debaty dotyczącej gospodarki obaj dyskutanci "nie mieli nic do powiedzenia", "prześlizgiwali się" nad pytaniami. Mieli wykazać się receptami, reprezentowanych przez siebie partii, na problemy czy to sytemu podatkowego, czy ulg dla biznesu. Żadna ze stron nic konkretnego nie powiedziała - ocenił prof. Kik.
Po takiej debacie - zdaniem prof. Kika - "rośnie zaciekawienie Tuskiem, tym trzecim nieobecnym" i powstaje pytanie o to, czy debata z jego udziałem byłaby "tak samo miałka i beznadziejna". Trudno na to odpowiedzieć, ale rodzi się pytanie o tego trzeciego - uważa politolog.
Jego zdaniem, nad całością debaty ciążył "strategiczny interes" obu stron.
Panowie nie mieli sobie nic do powiedzenia, ale wspólnym celem było wyeliminowanie z gry Donalda Tuska. Jednak to, że panowie nie mieli sobie nic do powiedzenia, wyszło w trakcie debaty i dlatego w takim kontekście powstaje pytanie o Tuska - jak by się zachował Tusk? I czy lęk Kaczyńskiego przed debatą z Tuskiem nie jest w takim kontekście uzasadniony? - powiedział prof. Kik.
Zdaniem politologa obaj politycy nie potrafili dostosować się do wymogów tej debaty - mieli mało czasu na wypowiedzi, więc powinny być one "syntetyczne, finezyjne" zapadające w pamięć. Był tam potok słów z każdej strony zamiast jakichś kwintesencji, które by zapadały w pamięć widza. Widz został zarzucony stekiem zarzutów i wzajemnych pretensji - powiedział prof. Kik
Dodał, że niektóre pytania zadawane przez jedną z prowadzących debatę Monikę Olejnik były złośliwe, "coś sugerowały", i mogły "wprowadzać do debaty niepotrzebną nerwowość", ale jak podkreślił, to nie technika czy plan debaty był zły, ale to "obaj politycy byli do takiej debaty, zaplanowanej przez sztabowców, nieprzygotowani".