PublicystykaDariusz Bruncz: Wielka Polska Katolicka wstaje z kolan. Niektórzy hierarchowie zaraz okażą się zdrajcami

Dariusz Bruncz: Wielka Polska Katolicka wstaje z kolan. Niektórzy hierarchowie zaraz okażą się zdrajcami

Mocne wystąpienie legendarnego dominikanina, o. Ludwika Wiśniewskiego, na łamach Tygodnika Powszechnego jednych dziwi, innych cieszy, a najbardziej to oburza.

Dariusz Bruncz: Wielka Polska Katolicka wstaje z kolan. Niektórzy hierarchowie zaraz okażą się zdrajcami
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Dariusz Bruncz

Dziwi tych, którzy rozglądając się dookoła, widzą wciąż względnie pełne kościoły i pytają: jest przecież dobrze, tłumy z krzyżami, różańcami, wierzące elity i Bóg na ustach wszystkich – zupełnie inaczej niż na tym zgenderowanym, odmaskulinizowanym, zeświecczonym i zislamizowanym Zachodzie (tak! To wszystko czasem idzie w parze!).

I choć liczba uczestników niedzielnych nabożeństw systematycznie spada, a wraz z nią opowiastka o Polsce jako ostoi europejskiego chrześcijaństwa spod hasła „semper fidelis” (zawsze wierni), to jednak dobre samopoczucie nie opuszcza tych, którzy siłę kościoła mierzą stopniem zagęszczenia polityków obozu rządzącego na kościelnej posadzce, którzy – jak to subtelnie określił niedawno jeden z luminarzy katoprawicy – po katolicku, czyli „na kolanach i do ust” przyjmują Najświętszy Sakrament.

Katolicy zadowoleni, katolicy oburzeni

Słowa o. Wiśniewskiego oburzają tych, którzy wreszcie widzą na horyzoncie jutrzenkę nowych, lepszych czasów - katolicyzm wstający z kolan. To że dzieje się to w półmroku rac, petard, nacjonalistycznych inwektyw i paramodlitewnych spazmów (nie tylko na Krakowskim Przedmieściu) uchodzi wręcz za koronkową ozdóbkę Polski Wielkiej Katolickiej, cholernie dumnej z katolicyzmu, który coraz bardziej przypomina ideologiczną przywarę i obciążenie niż potrzebną wielu ludziom inspirację.

Obraz
© Tygodnik Powszechny

Słowa o. Wiśniewskiego mogą również cieszyć, ale na różny sposób – tak różny, jak różny jest polski katolicyzm - albo inaczej – jak różne są polskie katolicyzmy i antykatolicyzmy. Cieszą się ci, którzy Kościołowi rzymskokatolickiemu życzą jak najgorzej i krytykę płynącą z jego wnętrza postrzegają bardziej jako kolejne pęknięcie i zapowiedź wielkiego bum aniżeli próbę samooczyszczenia. To typowa polska Schadenfreude wyswatana z przekonaniem, że jeśli wszystkim dookoła będzie wieść się gorzej to moje będzie na wierzchu.

Cieszą się także ci, którzy zawstydzeni polityczną orgią w Kościele i w kościołach, mają nadzieję, że może tym razem ktoś usłyszy. Bo przecież hierarchowie – prymas Wojciech Polak, abp Stanisław Gądecki, abp Grzegorz Ryś czy ostatnio kard. Kazimierz Nycz – albo już są albo niebawem znajdą się na liście zdrajców tego jedynego, prawdziwego katolicyzmu biało-czerwonej drużyny. W końcu to, co polskie jest i musi być najpiękniejsze, a że będzie postrzegane jako ciasne, prowincjonalne? Tym lepiej. Chrystus z nami! Bóg z nami! Gott mit uns! Tak, ten żydowski Bóg na krzyżu.

Trajektorie oburzenia, zdziwienia i różnych emocji – tych którzy deklarują, że się cieszyli albo nie cieszyli, albo cieszą się inaczej, często się przecinają, czasami operują na różnych płaszczyznach, by odsłonić to, co chyba dla wielu jest jasne: polskim katolikom nie potrzeba doktrynalnych sporów na temat papieskich encyklik, antykoncepcji, liturgicznych nieprawidłowości i jakichś innych tam „luksusowych debat”, aby się podzielić.

Polskim katolikom w zupełności wystarczy ewangelia, aby się podzielić.

Wystarczą bezkompromisowe słowa Jezusa o bliźnich, by w mgnieniu oka uczynić z tego bliskowschodniego Jezusa o niewiadomej karnacji, słowiańskiego herosa z barokową koroną, dobrze uczesaną bródką i aryjskim spojrzeniem, które nie znosi frajerstwa, bo przecież do diabła ze słowami Jezusa z ewangelii: wystarczy idiotyczny wylew jakiegoś kaznodziei, że przecież Jezus, nasz Jezus nie jest frajerem-idiotą i byłby z pewnością po naszej, polskiej stronie broniącej chrześcijaństwa. Przed kim?

Biskup-Samo-Zuo

To nie jest też tak, że cały episkopat się stara i słowa o. Wiśniewskiego są na wyrost czy wynikają z jakiejś nieczytelnej histerii i agresji. Wpompowywana galonami, podskórnie wtłaczana i świętobliwie rozpylana nienawiść o podłożu religijnym ma długą historię i nie nastąpiła wraz z business planem toruńskiego przedsięwzięcia medialnego. Rydzyk – przy wszystkich jego przywarach, talentach i antytalentach – nie jest aniołem śmierci w śnieżnobiałej koloratce.

Wielu chciałoby go widzieć w roli chciwego demona w Maybachu i złotymi zegarkami żywiącego się krwią lewaków, ale tak nie jest. Rydzyk jest nie tylko beneficjentem-konsumentem miłościwie panującego systemu, ale jest też komiwojażerem i ideologicznym logistykiem karykatury, którą zręcznie opisuje o. Wiśniewski. Przykład ks. Bonieckiego i innych duchownych potwierdza tezę o hinduizacji polskiego chrześcijaństwa, w którym istnieją święte, nienaruszalne krowy. Jednych można uwalić i upokorzyć, a innych postawić przy ołtarzu i za życia kanonizować.

Sukces Rydzyka to nasz sukces

Tak, nasz! Wszystkich, którzy stali obojętnie i się przypatrywali. Ale sukces Rydzyka nie byłby możliwy bez wyborców i bez biskupów, którzy dostarczają ideologicznego żeru z pastorałem w ręku. Arcybiskup metropolita krakowski Marek Jędraszewski co rusz hipnotyzuje słuchaczy opowieścią utkaną z uproszczeń, etykietek, mądrze brzmiących –izmów.

Abp Jędraszewski niczym średniowieczny sprzedawca odpustów straszy nie piekłem czy mękami czyścowymi, ale genderem i powszechnym upadkiem. Wszędzie widzi takie oj-tak-bardzo-wielkie zuooooooo. A część owieczek to kupuje, media (około)rządowe przekazują dalej jako nieskażone słowo samego Boga i Kościoła nieopanowanego (jeszcze?) przez lewaków i masonów.

*

Ojciec Wiśniewski nie powiedział niczego nowego ani szczególnie wywrotowego, bo jeśli jego słowa uznać za wywrotowe, to Jezusa z Nazaretu należałoby pierwszego ubezwłasnowolnić i zakazać lektury jego myśli jako potężnego zagrożenia dla zachowania porządku publicznego.

Słowa Wiśniewskiego są jednak niepokojące, gdyż przypominają o toczącej się walce i nadchodzącym starciu, w którym zakładnikami będą nie tylko śp. kard. Stefan Wyszyński, ale i Polska wspominająca 100-lecie niepodległości oraz chrześcijaństwo. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że chrześcijaństwo w Polsce przejmie w polskim życiu publicznym funkcję płytkiego guślarstwa politycznej autoinscenizacji wybranych.

Dariusz Bruncz dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)