Dantejskie sceny na zakupach
W czasie przedświątecznych zakupów klientom i handlowcom puściły nerwy
Do dantejskich scen dochodziło w nocy z soboty na niedzielę w Tesco przy ulicy Widzewskiej. Aby zapłacić za zakupy, trzeba było stać w gigantycznych, nawet 40-osobowych kolejkach blisko dwie godziny! Kierownictwo całodobowego sklepu zagwarantowało obsługę zaledwie pięciu kas. Co bardziej zdesperowani klienci porzucali kosze pełne zakupów i oburzeni wychodzili ze sklepu. Na dodatek towar nie był na bieżąco dokładany i półki z podstawowymi produktami świeciły pustkami.
Dużo spokojniej, ale równie tłoczno, było w weekend w innych centrach handlowych. Przed wjazdem na parking wielopoziomowy Galerii Łódzkiej tworzyły się korki. By nie dochodziło do spięć między kierowcami, na poszczególnych jego piętrach wyznaczono osoby, które kierowały ruchem. Ochroniarze pomagali nawet przy obsłudze bramek wyjazdowych, dzięki czemu uniknięto kolejek przed szlabanami. Do ostatniego miejsca zajęte były także parkingi przy Manufakturze. Postawiłem samochód dopiero na trzecim parkingu, na który wjechałem - mówił pan Piotr, który wybrał się w sobotni wieczór do Manufaktury po prezent dla żony.
Większość łodzian przyznawała, że to właśnie zakup upominków dla najbliższych ściągnął ich do centrów handlowych. To już nasza kolejna wizyta po prezenty, bo jeszcze kilku nam brakuje - zdradzili państwo Prusiszowie. - Krążymy już od godziny i pewnie zejdzie nam kolejna, zanim uda się wszystko znaleźć.
Najbardziej oblężone były sklepy z zabawkami, perfumami, dodatkami do mieszkań oraz jubilerzy. W butikach było znacznie spokojniej. Ale nie tylko tam. Największy ruch mieliśmy kilka dni temu, gdy był czas ubierania choinek - przyznaje pani Małgorzata ze stoiska z ozdobami świątecznymi w galerii. - Teraz towar jest już przebrany i nie tak łatwo znaleźć akurat to, co by się chciało.
I choć wydawać by się mogło, że był to ostatni dzwonek na przedświąteczne zakupy, niektórzy planują przyjść do sklepu jeszcze dzisiaj. Pracujemy i nie mieliśmy czasu wybrać się wcześniej - mówią Sylwia i Dawid, którzy w sobotę sześć godzin spędzili w Manufakturze. - Kupiliśmy nie tylko prezenty i jedzenie, ale także karnisz, bo akurat się zepsuł, a także stolik, by mieć przy czym przyjąć gości.