HistoriaCzy uchwalenie Konstytucji 3 Maja było błędem, który kosztował Polskę niepodległość?

Czy uchwalenie Konstytucji 3 Maja było błędem, który kosztował Polskę niepodległość?

Polskę w otchłań nieistnienia popchnęła - i jest to niewątpliwie jeden z największych paradoksów w historii najszej Ojczyzny – chęć uratowania kraju. Lawina, którą wywołało uchwalenie Konstytucji, starła Polskę z mapy Europy na 123 trudne lata – pisze Robert Jurszo, Wirtualna Polska.

Czy uchwalenie Konstytucji 3 Maja było błędem, który kosztował Polskę niepodległość?
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

Lubimy się chwalić Konstytucją 3 Maja. Z upodobaniem powtarzamy, że była pierwsza w Europie, a druga – po konstytucji Stanów Zjednoczonych – na świecie. Zachwycamy się jej – rzecz jasna, jak na czasy, w których powstała – nowoczesnością i innowacyjnością. I dobrze, bo to naprawdę był światły dokument, dojrzały owoc najlepszych politycznych tradycji polskiego Oświecenia. Konstytucja budziła również podziw współczesnych. Tak pisał o niej Edmund Burke (1729-1797 r.), jeden z ojców politycznego konserwatyzmu: ''Jak dotąd, jest to niezawodnie najczystsze dobrodziejstwo, jakie kiedykolwiek ludzkość spotkało. [...] A wreszcie ta ustawa posiada w sobie zawiązek wszelkich przyszłych ulepszeń, i jako na takich podwalinach założona, doprowadzić może do wszystkich trwałych korzyści naszej angielskiej konstytucji''.

Niestety, rozpływając się w pochwałach rzadko przypominamy prawdy równie oczywiste, co nieprzyjemne i już mniej krzepiące na duchu. I nie chodzi tylko o to, że Konstytucja 3 Maja była – jak nazwali ją jedni z jej twórców, Ignacy Potocki i Hugon Kołłątaj - ''ostatnią wolą i testamentem gasnącej Ojczyzny''. Zresztą to ostatnie nie było do końca prawdą, bo szerokie masy szlacheckie XVIII-wiecznej Polski były jej przeciwne, gdyż widziały w niej zamach na swoją wolność. Ponura prawda jest również taka, że uchwalenie Konstytucji 3 Maja przyczyniło się do... ostatecznego upadku Rzeczpospolitej.

Państwo istniejące ''teoretycznie''

Brzmi to szokująco i paradoksalnie, prawda? Ale by zrozumieć, dlaczego tak się stało, trzeba cofnąć się kilkaset lat wstecz, do średniowiecza. Właśnie wtedy zaistniał trend rozwojowy, który miał okazać się zgubnym dla Polski. Najogólniej rzecz ujmując, polegał on na rosnącym – stulecie po stuleciu – politycznym znaczeniu szlachty, co odbywało się kosztem władzy monarszej. Najbardziej patologiczną aberracją tego procesu była niesławna zasada ''liberum veto'', która pozwalała na zrywanie sejmów i – tym samym - unieważnianie wszystkich podjętych na nich uchwał. ''Nadmiar wolności politycznych szlachty, w tym prawo wypowiadania posłuszeństwa królowi, nadmiar demokracji - to wszystko okazało się [...] katastrofalne'' – zauważył w jednym z wywiadów prof. Andrzej Chwalba (''Polacy w przeddzień zaborów''). Niestety, tak hołubiona ''złota wolność'' w praktyce oznaczała przedkładanie w coraz większym stopniu przez szlachtę i magnaterię interesów prywatnych i środowiskowych nad dobro wspólne, jakim było Królestwo
Polskie. Poszczególni możni skłonni byli układać się z wrogimi Polsce mocarstwami ościennymi nawet na szkodę własnego kraju, jeśli tylko wiązało się to dla nich z jakimiś korzyściami. W takich warunkach król nie mógł prowadzić konsekwentnej, spójnej i - przede wszystkim - skutecznej polityki. Dlatego w XVIII w. Polska – odwołując się do współczesnej metafory – istniała ''teoretycznie''. W praktyce, była rozrywanym wewnętrznymi konfliktami politycznymi, podupadającym tworem politycznym, coraz bardziej zżeranym przez własne fatalne wady ustrojowe, które toczyły ją niczym rak.

Momentem gwałtownego przebudzenia części sił politycznych w Polsce był I rozbiór Polski w 1772 r., w wyniku którego Polska i Litwa utraciły łącznie 211 tys. km². W szczególności młoda szlachta i magnateria, zapatrzona w płynące z Zachodu idee oświeceniowe, skłonna była działać na rzecz naprawy stanu państwa. Rosła świadomość tego, że za opłakany stan kraju w znacznym, jeśli nie głównym, stopniu odpowiada zbyt mocna polityczna pozycja stanów wyższych. Reformatorzy rozumieli, że jeśli państwo ma przetrwać, to arystokracja Rzeczpospolitej musi dokonać politycznego samoograniczenia, albo należy ją do tego zmusić.

Najdojrzalszym efektem tych reformatorskich zapędów był Sejm Czteroletni (1788-1791 r.), którego najdoskonalszym dziełem była uchwalona 3 maja 1791 r. Konstytucja. Zawierała ona kompleksowy program naprawy państwa. Wprowadzała głosowanie większością, znosiła ''liberum veto'', ustanawiała powołany przez króla - ale odpowiedzialny przed parlamentem – rząd, otwierała drogę do społecznego i politycznego awansu mieszczaństwu, podkopując tym samym polityczny monopol arystokracji. Ale to był projekt, który stawał w kontrze nie tylko z wolą ościennych mocarstw, które pragnęły demontażu polskiej państwowości. Kłócił się również z liczącą setki lat rodzimą tradycją polityczną, która, jak wspomniałem, narodziła się już w średniowieczu. Reformatorzy byli w mniejszości a ich pomysły całkowicie rewolucyjne. Jak się miało okazać – nazbyt rewolucyjne, by mogły się udać.

Kamień, który spowodował lawinę

''Można sobie wyobrazić – mówi prof. Chwalba w rozmowie ''Konstytucja 3 maja zgubiła Rzeczpospolitą'' - że 3 maja 1791 r. nie uchwalono Konstytucji. Wówczas nie byłoby wojny w jej obronie i drugiego rozbioru. Nie wybuchłoby powstanie kościuszkowskie, które doprowadziło do trzeciego rozbioru i wymazania Rzeczpospolitej z mapy Europy. […] Konstytucja była kamieniem, który spowodował lawinę''.

Sercem tej lawiny był sprzeciw ościennych mocarstw, w szczególności carskej Rosji, która nie zamierzała przyglądać się biernie rozwojowi wypadków za swoją zachodnią granicą. Ona – jak i pozostali rozbiorcy: Austria i Prusy - już od dawna szła odmienną drogą politycznego rozwoju. Nie stawiała na rozpieszczanie kolejnymi przywilejami zachłannej arystokracji, ale dążyła do centralizacji władzy. A to właśnie ona umożliwiała prowadzenie wyraźnej i skutecznej imperialnej polityki międzynarodowej. Caryca Katarzyna II wsparła przeciwną reformom w Polsce konfederację targowicką, która pod hasłem – a jakże! - ''obrony zagrożonej wolności'' położyła kres marzeniom o przemianie kraju w monarchię konstytucyjną.

Konstytucja 3 Maja była dziełem ludzi doskonale rozumiejących źródła politycznych bolączek Rzeczpospolitej. Problem polega jednak na tym, że o ile obozowi reformatorów nie brakowało zdolności do wnikliwej analizy fundamentów rozkładu państwa, to zabrakło im praktycznej mądrości politycznej. Błąd leżał nie w idei, ale w działaniu. Prof. Chwalba: ''Prawdziwi mężowie stanu nie uchwalaliby Konstytucji. Krok po kroku kontynuowaliby reformy. Sejm, który rozpoczął obrady w 1788 r., wiele zmienił na lepsze. […] Te zdobycze można było zachować, bo Rosja godziła się na ograniczoną przebudowę państwa. Niestety, polskie elity polityczne nie określiły granic realnych do wykonania zmian''.

Twórcy Konstytucji nie wzięli pod uwagę tego, że jej uchwalenie wywoła skrajny opór konserwatywnie nastawionej – tzn. zainteresowanej zachowaniem status quo – arystokracji. I – jak wspomniałem – Prus, Austrii i Rosji, które dysponowały efektywniejszą w tamtych warunkach kulturą polityczną. Zatem wróg znajdował się nie tylko na zewnątrz kraju, ale też w obrębie jego granic. W takiej sytuacji – jak się wydaje – należało działać w sposób bardziej ostrożny, obliczony na zrealizowanie reform politycznych w dłuższym okresie. Z perspektywy czasu, uchwalenie Konstytucji 3 Maja wydaje się być w swej wymowie symbolicznej gestem pięknym, ale również nierozważnym i nierozsądnym.

Brzmi to zaskakująco, ale Polskę w otchłań nieistnienia popchnęła - i jest to niewątpliwie jeden z największych paradoksów w historii naszej Ojczyzny – chęć uratowania kraju. Bowiem lawina, którą wywołało uchwalenie Konstytucji, starła Polskę z mapy Europy na 123 trudne lata.

###Robert Jurszo, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)