Czy prezydent Donald Trump doprowadzi do resetu z Rosją? Odpowiedź nie jest taka oczywista
Sygnalizowany przez Donalda Trumpa reset w stosunkach z Rosją to dla Polski kluczowa kwestia, bo każdy taki układ najprawdopodobniej odbędzie się kosztem naszych interesów. Jednak odpowiedź na pytanie, czy do rosyjsko-amerykańskiej odwilży rzeczywiście dojdzie, wcale nie jest taka oczywista.
Powiązania Donalda Trumpa z Rosjanami i nieskrywana zażyłość łącząca go z Władimirem Putinem była w ostatnich miesiącach tematem numer jeden po obu stronach Atlantyku. Miliarder jak mantrę powtarzał, że dogada się z Moskwą, może nawet rozpatrzyć uznanie aneksji Krymu, krytykował sankcje i nie ukrywał osobistego podziwu dla rosyjskiego prezydenta.
Nic więc dziwnego, że dominuje narracja, iż teraz Trump będzie dążył do odwilży w stosunkach z Rosją. Tezę tę uprawdopodabnia współczesna historia, bo tak się składa, że każdy nowa administracja USA szukała możliwości dogadania się z Kremlem. Tak było również w przypadku Baracka Obamy, który na początku swoich rządów doprowadził do resetu we wzajemnych stosunkach, a kurs wobec Moskwy zaostrzył dopiero po aneksji Krymu i agresji na Ukrainę.
Obóz prorosyjski
Nie da się ukryć, że w najbliższym otoczeniu miliardera znaleźli się ludzie o wyraźnie sprzyjających Rosji poglądach. Mianowany na doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Michael T. Flynn nie raz powtarzał, że z Rosją trzeba się sprzymierzyć przeciwko islamskim radykałom, nawet kosztem przymknięcia oczu na jej agresywne zapędy na wschodzie Europy. Jakby tego było mało, emerytowany wojskowy występował w roli eksperta na antenie propagandowej telewizji RT (dawniej Russia Today), a nawet brał od niej pieniądze.
Z kolei dyplomacją nowego prezydenta ma pokierować Rex Tillerson, były szef koncernu Exxon Mobil, który przez lata robił interesy z rosyjskimi państwowymi gigantami energetycznymi, a Putina zna osobiście i nawet dostał od niego medal. Tillerson wielokrotnie krytykował zachodnie sankcje nałożone na Rosję po jej agresywnych ruchach w 2014 roku.
Nie sposób nie wspomnieć również o 94-letnim Henrym Kissingerze. Wieść głosi, że ten wiekowy, ale wciąż bardzo wpływowy były sekretarzu stanu, doradza Trumpowi i może być architektem porozumienia z Rosją przeciwko Chinom. Do podobnego dealu doprowadził 45 lat temu za czasów prezydentury Richarda Nixona, tyle że wtedy wykorzystał rozłam w obozie komunistycznym i sprzymierzył się z Pekinem w kontrze do ZSRR.
Obóz antyrosyjski
W świetle powyższego może się wydawać, że reset na linii USA-Rosja jest nieuchronny. Jednak nie do końca tak jest, ponieważ w zapleczu nowego prezydenta nie brakuje też osób o wyraźnie antyrosyjskich sympatiach. Wśród nich jest nominalnie jeden z najbardziej wpływowych ludzi w prezydenckiej administracji - szef Pentagonu gen. James Mattis.
Emerytowany wojskowy, który ze względu na swoją bezkompromisowość dorobił się w armii przydomku "Wściekły Pies" (Mad Dog), zdecydowanie broni spójności NATO, tak często podważanej przez Trumpa, a agresywną Rosję określił jako zagrożenie numer jeden dla USA. Na niedawnych przesłuchaniu przed senacką komisją ds. sił zbrojnych trzeźwo zauważał, że pole do współpracy z Moskwą maleje, jest natomiast coraz więcej spraw, w których Ameryka musi się jej stanowczo sprzeciwić.
Podobny pogląd wyraził też przymierzany do stanowiska szefa CIA Mike Pompeo, który Rosję postawił na pierwszym miejscu listy zagrożeń, przed tzw. Państwem Islamskim, Syrią i Iranem. Nie szczędził też bardzo krytycznych słów pod jej adresem. - Rosja umocniła się jako agresywna siłą, najeżdżając i okupując Ukrainę, grożąc Europie, nie robiąc prawie nic, by pomóc zniszczyć i pokonać ISIS - stwierdził Pompeo, po prostu nazywając rzeczy po imieniu, na co nigdy w stosunku do swoich rosyjskich przyjaciół nie zdobył się Donald Trump.
Być może jednak kluczową rolę w utrzymaniu twardego kursu wobec Kremla odegra wiceprezydent Mike Pence. Dlaczego? Bo jeszcze w kampanii wyborczej pojawiały się poszlaki, że Trump całe bieżące zarządzanie polityką krajową i zagraniczną odda w ręce swojego zastępcy, sam natomiast będzie jedynie nadzorować, koncentrując się przede wszystkim na funkcjach reprezentacyjnych.
Tymczasem Pence dał się poznać jako polityk, który z dystansem podchodzi do Moskwy, a sojuszników zapewniał, że Ameryka pod wodzą Trumpa nie zmieni kierunków swojej polityki zagranicznej. Putina określił mianem "małego" przywódcy, który znęca się nad słabszymi i obiecywał, że NATO nadal będzie przeciwwagą dla agresywnych zapędów Kremla.
Rosyjscy eksperci pełni obaw
Przy tym wszystkim nie można zapominać o prominentnym "jastrzębim" obozie w zapleczu politycznym Trumpa. W establishmencie Partii Republikańskiej nie brakuje silnych i wyrazistych polityków, jak senatorowie John McCain czy Marco Rubio, których poglądy są wprost antyputinowskie. Z tego faktu zdają sobie sprawę nawet w Rosji, upatrując w nim jedną z głównych przeszkód potencjalnej odwilży.
- Rosyjscy eksperci twierdzą, że jakkolwiek prezydent ma w USA ogromnie silną pozycję, to obstrukcja elit nastawionych antyrosyjsko może być tak głęboka, że polityka Trumpa zostanie sparaliżowana, nawet gdyby on sam chciał dokonać jakiegoś resetu - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską Robert Cheda, publicysta i ekspert ds. Rosji.
Na tym lista zagrożeń dla ewentualnego ocieplenia relacji z USA się nie kończy. Rosyjskie ośrodki analityczne obawiają się, że zniesienie ograniczeń środowiskowych przez Trumpa spowoduje boom na wydobycie ropy naftowej i gazu z łupków w USA. To obniży cenę tych surowców na rynkach międzynarodowych, co boleśnie uderzy Rosję po kieszeni, a i bez tego zmaga się z dotkliwym kryzysem gospodarczym.
Poza tym jest jeszcze kwestia polityki Trumpa wobec Pekinu. - Rosjanie oceniają, że Trump będzie szedł na konfrontację z Chinami, w związku z czym Moskwa będzie musiała się wyraźnie zdeklarować po którejś ze stron. A ona nigdy tego nie zrobi, bo cały potencjał geopolityczny Rosji wynika z niezależnej pozycji między Waszyngtonem i Pekinem. To jest to pole manewru, które im zabezpiecza udział w wielkiej trójce mocarstw. Bez tego są niczym ze względów na słabość gospodarczą - zauważa Cheda.
Kreml ogra Trumpa?
Jednak wbrew przestrogom rodzimych ekspertów elity władzy w Rosji, z Władimirem Putinem na czele, oraz karmione propagandą społeczeństwo posiadają niezachwianą wiarę, że do resetu z Ameryką dojdzie.
- Oni święcie wierzą, że kryzys wspólnoty transatlantyckiej, wewnętrzne kłopoty UE, Brexit, zwycięstwo Trumpa wpisuje się w ich naturalną przewagę. Dlatego są przekonani, że Zachód zaczyna przegrywać z konfrontacji z Rosją i nie ma innego wyjścia niż reset - wyjaśnia Robert Cheda.
- Proszę jednak nie mieć złudzeń. Rosjanie wykorzystają reset do własnej gry i postawienia swoich warunków. Albo będą grać na konflikcie amerykańsko-chińskim po to, żeby osiągnąć dla siebie jak największe korzyści. Prędzej czy później USA się zorientują, że zostały ograne. I jedną z kluczowych kwestii - nad którą już zastanawiają się Rosjanie - jest, co nastąpi potem, kiedy Amerykanie uświadomią sobie gorzką prawdę - podsumowuje ekspert.