Czy Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie ''Bolek''?
• Podejrzenia, że Wałęsa współpracował z SB pojawiły się jeszcze przed 1989 rokiem
• Nazwisko Wałęsy znalazło się w 1992 roku na tzw. liście Macierewicza
• Tezę o agenturalnej przeszłości Wałęsy od lat lansuje prof. Sławomir Cenckiewicz
• Prof. Andrzej Friszke: "Bolek" to Lech Wałęsa
17.02.2016 17:26
Dla jednych człowiek legenda, żywe wcielenie ideałów ''Solidarności'' - ruchu, który miał istotny udział w demontażu komunizmu w Polsce i pośrednio w całym bloku wschodnim. Dla innych TW ''Bolek'', człowiek peerelowskiej bezpieki, który kryje się za umiejętnie spreparowaną maską narodowej ikony. Dzieje kontaktów Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL wciąż stanowią zagadkę.
Lista Macierewicza
Pierwsze informacje o tym, że lider ''Solidarności'' współpracował z SB, pochodzą m.in. od Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy. Później, już w III RP, w 1992 roku Antoni Macierewicz, w tamtym czasie minister spraw wewnętrznych, przygotował dwie listy zawierające łącznie nazwiska kilkudziesięciu członków rządu, którzy mieli być ewidencjonowani przez bezpiekę jako tajni współpracownicy (TW). Te spisy przeszły do historii jako tzw. lista Macierewicza, a przygotowano je w związku z realizacją uchwały lustracyjnej Sejmu z 28 maja 1992 r. Na drugiej z nich miało znajdować się nazwisko Wałęsy. W ciągu zaledwie kilku godzin listy zdobyli również niektórzy dziennikarze, ale opublikowały je nieliczne media, m.in. tygodnik ''Najwyższy Czas!''.
Cała sprawa wywołała polityczny skandal, który zakończył się odwołaniem rządu Jana Olszewskiego. Wydarzenia stały się szybko powodem licznych spekulacji, których najlepszym przykładem jest film dokumentalny Jacka Kurskiego pt. ''Nocna zmiana''. Stawia on tezę, jakoby – w ostatniej chwili – bastion postkomunistyczny w III RP, uderzając w rząd Olszewskiego, zapewnił sobie dalsze polityczne trwanie. Do dziś trudno ustalić, jak było naprawdę.
Głosy historyków
Informacja o tym, że Wałęsa miał styczność z esbecją, pojawiły się również w pracach historyków. Pisał o tym Jan Skórzyński w wydanej w 2000 roku książce ''Opozycja w PRL. Słownik biograficzny 1956–89'' pisał o aresztowaniu Wałęsy w związku z wydarzeniami Grudnia '70. ''Przetrzymywany przez cztery dni, podjął bliżej nieznane zobowiązania wobec Służby Bezpieczeństwa. 'Prawdą jest, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty' - wspominał. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem''' - czytamy w książce Skórzyńskiego.
Ten wątek biografii politycznej przyszłego przywódcy ''Solidarności'' poruszał też Andrzej Garlicki, który w pracy ''Rycerze okrągłego stołu'' (2004 r.) pisał o Wałęsie: "W grudniu 1970 r. wziął aktywny udział w strajku w Stoczni Gdańskiej. Został na cztery dni aresztowany. Zapewne wówczas podpisał – co sam przyznał po latach – zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie wydaje się, by miała z niego pożytek".
"Pomyślenie jest zbrodnią"
Wałęsa na wszystkie sugestie, że mógł być w PRL współpracownikiem tajnych służb, reagował nerwowo. Gdy reżyser Grzegorz Braun zapytał wprost, czy był agentem, ten odpowiedział mu: ''Hańbą powinno być dla pana pytanie takie do mnie skierowane''. I chwilę później dodał: "Nawet pan nie pomyśl kiedykolwiek, że Wałęsa mógł być po tamtej stronie, że Wałęsa mógł być agentem. Pomyślenie jest zbrodnią wobec mnie''.
Wściekał się również na badania, które w jego sprawie prowadzili historycy z IPN. W jednym z wywiadów dla ''Życia Warszawy'' (z 8 czerwca 2005 r.) powiedział o badaczach z tej instytucji: ''Piszą bzdury i to dla pieniędzy. To hańba! Nie byłem agentem. Kiedy uzyskam status pokrzywdzonego, każę wycofać książki ze sprzedaży i zapłacić sobie duże odszkodowanie za te oszczerstwa''.
Jesienią 2003 roku Wałęsa wziął udział w sesji naukowej zorganizowanej przez IPN z okazji 25 rocznicy powstania Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Gdy podczas dyskusji panelowej Anna Walentynowicz powtórzyła podtrzymywaną przez siebie od wielu lat wersję wydarzeń, zgodnie z którą lider ''Solidarności'' był agentem bezpieki, ten zareagował.
"Wymagano ode mnie współpracy, ale nigdy agenturalnej''
''Miałem trudne momenty parę razy - mówił. Jeden taki trudny moment miałem, w tej mojej walce w tym komitecie, kiedy było spotkanie z Edwardem Gierkiem. [...] Następnego dnia już bezpieka była u mnie. [...] 'Czy pan będzie wspomagał, współpracował w odbudowaniu Polski?' [...] 'Czy pan będzie pomagał budować Polskę?' – Będę współpracował. No i wymagano ode mnie współpracy, ale nigdy agenturalnej, nigdy nie donoszenie na kolegów. [...] Były rozmowy polityczne. Kiedy zorientowałem się, gdzieś to trwało parę lat, chyba w 1976 r., [...] kiedy miałem argumenty, że to nie jest pracowanie dla Polski, że komunizm jest niereformowalny, to na spotkaniu, i to znajdziecie w dokumentach, powiedziałem bezpiece: panowie, żadnych rozmów, żadnych spotkań, tam są drzwi'' - tak Wałęsa charakteryzował swoje relacje z tajnymi służbami.
Mimo krytycznych uwag o pracy IPN, w tamtym czasie wszystko wydawało się w tej kwestii układać po myśli Wałęsy. 11 sierpnia 2000 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie (V Wydział Lustracyjny) orzekł, że oświadczenie lustracyjne, które Wałęsa złożył jeszcze jako kandydat na prezydenta, jest zgodne z prawdą. Natomiast 16 listopada były prezydent otrzymał z IPN zaświadczenie, zgodnie z którym przysługuje mu status osoby pokrzywdzonej w rozumieniu art. 6 ustawy o IPN z 18 grudnia 1998. Sprawa wydawała się być zamknięta.
Książka Cenckiewicza i Gontarczyka
Bomba wybuchła w 2008 roku. IPN wydał książkę dwóch historyków – Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka – pt. ''SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii''. Wstęp do niej napisał sam Janusz Kurtyka, w tamtym czasie prezes IPN.
Autorzy podkreślali we wstępie, że wiedzą, iż Lech Wałęsa jest postacią znaną i szanowaną na całym świecie, ale – mimo wszystko – są w jego życiorysie momenty, nad którymi historycy do tej pory pochylali się bez dostatecznej uwagi. Dotyczyły one – jak można się domyśleć po tytule książki duetu Cenckiewicz-Gontarczyk – niejasnych, ich zdaniem, relacji łączących Wałęsę i esbecję.
W swojej książce opisali następującą sekwencję zdarzeń. Najprawdopodobniej 19 grudnia 1970 roku kpt. SB Edward Graczyk zwerbował TW, któremu nadano kryptonim "Bolek" - Lecha Wałęsę, pracownika Stoczni Gdańskiej. Przekazywał on bezpiece różne informacje, m.in. o nastrojach wśród stoczniowców. Donosił również na kolegów z pracy, przez co te osoby były prześladowane przez esbecję.
Bolek czyli Lech
''Bolek'' był pozytywnie oceniany przez SB. Prowadzący go funkcjonariusze podkreślali jego rzetelność i zaangażowanie. ''Bolek'' przestał być użyteczny w 1976 roku, gdy stał się – jak głoszą dokumenty - "niechętny do współpracy". 19 czerwca tego roku wykreślono go z ewidencji.
W latach 90. dokumentacja dotycząca TW ''Bolka'' była dwukrotnie wypożyczana do kancelarii prezydenckiej Wałęsy. Jednak nie wróciła do archiwów w stanie, w którym z nich wyszła. Historycy napisali, że została zdekompletowana, część dokumentów została usunięta, a inne podmieniono na fałszywki.
Poza tym, Cenckiewicz i Gontarczyk napisali również, że Wałęsa utrzymywał niejawne kontakty w latach 1980-1981 m.in. z wiceministrem Adamem Krzysztoporskim, wskazali też na inne wydarzenia, które – delikatnie rzecz ujmując – strącały byłego lidera ''Solidarności'' z cokołu chwały III RP. Zwrócili również uwagę, że wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 2000 roku w sprawie oświadczenia lustracyjnego Wałęsy został wydany w oparciu o dokumentację, którą wcześniej sam zainteresowany zdążył ''przejrzeć''.
Fakty i spekulacje
Publikacja wywołała spory, które trwają do dziś. Silnie podzieliła również środowisko samych historyków. Jedni książkę chwalili, inni zarzucali jej stronniczość, ale nikt zainteresowany tematem nie został wobec niej obojętny.
Kontrowersyjna była też sprawa – dosłownie – istnienia kpt. SB Edwarda Graczyka, który miał zwerbować Wałęsę. Cenckiewicz i Gontarczyk napisali, że funkcjonariusz nie żyje. Okazało się jednak, że to nieprawda. Wałęsa uznał, że "uśmiercenie świadka to manipulacja historyczna autorów książki". Autorzy bronili się mówiąc, że podali tę informację za dokumentami Sądu Lustracyjnego. "Przez lata, zajmując się Lechem Wałęsą, szukałem informacji o Edwardzie Graczyku i takiej informacji nie znalazłem. Wszyscy w Olsztynie, Gdańsku mówili mi, że nie żyje, nawet jego byli koledzy" – powiedział Cenckiewicz.
Do Graczyka jeszcze w 2008 roku dotarli prokuratorzy z białostockiego IPN. Ten podczas przesłuchania powiedział im, że – owszem – spotykał się z Wałęsą, przekazywał mu pieniądze, ale nic nie wie o tym, by Wałęsa był TW SB.
Na początku 2016 roku miała się odbyć debata, podczas której Wałęsa miał ustosunkować się do zarzutów historyków. Sam o nią zabiegał. Zaskakujące było to, że ostatecznie się z niej wycofał. Na swoim blogu napisał: ''IPN w moim przypadku w sprawie rzekomej mojej współpracy z SB wyjaśnienia wykonał niewłaściwie, nieuczciwie, niedbale. Właściwie wykonał to na spreparowanych, przygotowanych materiałach przez SB. SB zniszczyło w moim przypadku blisko 100 opasłych tomów zostawiając przygotowanych fachowo kilka karteluszek. Jednocześnie IPN dopuścił nieodpowiedzialnych, niefachowych ludzi do wyciągania i publikowania kłamliwych oskarżeń i pomówień''.
Nic więc dziwnego, że informacja z 16 lutego 2016 roku o tym, że IPN zabezpieczył w domu wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku dokumenty dotyczące TW ''Bolka'' znów zelektryzowała opinię publiczną. Na usta ciśnie się jednak pytanie o to, co w tym gąszczu informacji o kontaktach Wałęsy z SB jest faktem, a co zaledwie domysłem lub spekulacją?
Prof. Friszke: 'Bolek' to Lech Wałęsa
- Możemy dziś bez wątpienia powiedzieć, że "Bolek" to Lech Wałęsa. Kryptonim "Bolek" noszą również akta rozpracowywania go przez bezpiekę - mówi WP prof. Andrzej Friszke.
- Wiemy, że Wałęsa spotykał się na przestrzeni lat 1970-1974 z funkcjonariuszem SB. Od 1976 roku nie był już przez esbecję traktowany jako TW. Ale - w zasadzie - to wszystko, co wiemy - dodaje prof. Friszke.
Zwraca również uwagę na to, że nie znamy treści rozmów Wałęsy z SB. - Co prawda, zachowały się trzy czy cztery notatki, ale to za mało by wnioskować o treści całych kontaktów - mówi prof. Friszke. - Czy to była świadoma współpraca, nastawiona na osiągnięcie osobistych korzyści? Czy jakiś rodzaj gry Wałęsy z aparatem bezpieczeństwa? Nie możemy o tym powiedzieć z pewnością, póki nie poznamy raportów dotyczących kontaktów SB z Wałęsą - dodaje.
Historyk w rozmowie z WP przytoczył również dokument SB ze stycznia 1979 r. dotyczącym m. in. Wałęsy. - Czytamy w nim, że Wałęsa został zwolniony ze Stoczni Gdańskiej w kwietniu 1976 r. "za szkalujące wystąpienia przeciwko dyrekcji stoczni, organizacji partyjnej i związków zawodowych wydziału, w którym pracował". Ponadto "rozpowszechnia w miejscu pracy [Zremb] wiadomości dot. działalności antysocjalistycznej oraz kolportuje materiały nielegalnych wydawnictw publikowanych w kraju''. Był dwukrotnie aresztowany na 48 godzin. Za tę działalność miał być ponownie zwolniony z pracy – mówi badacz.
- Podobnych dokumentów dotyczących działalności Wałęsy od 1979 roku możemy znaleźć więcej. W okresie 1970-1974 rozmawiał jednak z SB. Treści tych rozmów nie znamy. Jednak w wypadku tych kilku dokumentów, o których wspomniałem, zawarte w nich informacje mogą być powodem krytycznej oceny jego postawy. Być może coś do tej sprawy wniosą materiały zabezpieczone przez IPN w domu wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku – puentuje prof. Friszke.
Póki co, sprawa ''Bolka'' wciąż nastręcza więcej pytań, niż odpowiedzi.
###Robert Jurszo, Wirtualna Polska