Czy Dudzie udało się coś osiagnąć? "Nie wychodzi przed swoją siedzibę, żeby witać Kaczyńskiego"
Podpiszę - zadeklarował prezydent Andrzej Duda w odniesieniu do ustaw o SN i KRS. Jak ta decyzja świadczy o głowie państwa? - Chyba jednak nie jest, tak jak sam o sobie mówił, niezłomny. Powiedziałbym nawet, że jest bardzo złomny - ocenił profesor Ryszard Bugaj w rozmowie z WP.
Najpierw namieszał i dał nadzieję przeciwnikom reformy sądownictwa według PiS, wetując ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, teraz zadeklarował, że je podpisze. Co w ten sposób chciał uzyskać? - Od początku nie byłem przekonany, że prezydent chce coś pryncypialnie osiągnąć. Cały czas uważałem, że on po prostu negocjuje swoje miejsce w obozie władzy i chyba tak to się skończyło - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Bugaj.
- Zakładałem, że jego pierwszy projekt będzie wątpliwy z punktu widzenia pryncypialnych zasad konstytucji, a potem jeszcze trochę ustąpi. I tak to się potoczyło. Ten finał mnie nie dziwi. Czy on coś uzyskał? Chyba tylko, że nie wychodzi przed swoją siedzibę, żeby witać Jarosława Kaczyńskiego, tylko robi to już w środku. Chyba nic więcej nie osiągnął - mówił.
Profesor przyznał, że nie może odpowiedzieć na pytanie o to, czy Duda zdecydował się na podpisanie ustaw, bo coś obiecano mu w zamian. Ma inną teorię. - Obawiam się, że kluczem do zrozumienia postawy pana prezydenta jest jego sylwetka. Chyba jednak nie jest tak jak sam o sobie mówił, że jest niezłomny. Powiedziałbym nawet, że jest bardzo złomny. Nie stać go na samodzielne zachowanie. Mnie jest przykro, bo w końcu zdecydowałem się głosować na niego. Jestem jednym z jego wyborców - podkreślił.
Prof. Bugaj myśli, że porównania Dudy do Adriana czy cienkopisu powrócą po jego deklaracji ws. ustaw sądowych. - Ja się nigdy nie wyzbyłem tych porównań szczerze mówiąc. I tak jak mi się zdarza w prognozach popełniać błędy, tak tym razem błędu niestety nie popełniłem - dodał.
Konsekwencje dla Polski
Przypomnijmy, że Duda wydał oświadczenie ws. ustaw sądowych kilka godzin po tym, jak Komisja Europejska zdecydowała o uruchomieniu artykułu 7. traktatu Unii Europejskiej wobec Polski. Zdaniem profesora media zagraniczne będą mówiły o polskim prezydencie, ale tylko przez moment. - Nie róbmy sobie złudzeń – Polska nie jest pępkiem Europy. Będzie kilka komentarzy, potem to zejdzie z porządku dziennego Potem się to będzie rozmywać - stwierdził.
Jednocześnie zwrócił uwagę na konsekwencje, które poniesie Polska. - W gremiach, które są bardzo polityczne, zostanie osad tego. Będzie to pogarszać naszą sytuacje w Unii. Pełna odpowiedzialność za to – przykro mi to mówić – spada na PiS. Próba powiedzenia, że to przez opozycję jest zawracaniem głowy. Takie kroki, jakie robi obecna opozycja, PiS też robił, ale nie uzyskał sukcesu - tłumaczył profesor.
Co sądzi o samej decyzji KE? - Naprawdę wierzę w to, co mówił Timmermans, że oni nie chcieli. Myślę, że trzeba wyciągnąć z tego wnioski – że jeżeli tylko dostaną alibi, to nic się nie zdarzy nadzwyczajnego. Poza jedną rzeczą, która zdarzy się z całą pewnością. Jest już chyba przesądzona – pogorszenie standingu Polski w Europie. We wszystkich sprawach, w których prawo bezpośrednio nie reguluje, jak ma być dokładnie, tylko jest to trochę ocenne, będziemy ponosić konsekwencje.