ŚwiatCzworo Polaków porwanych w Nepalu jest już na wolności

Czworo Polaków porwanych w Nepalu jest już na wolności

Czworo Polaków związanych
z Nepalskim Stowarzyszeniem Esperanto, uprowadzonych w rejonie
Mount Everestu przez maoistowskich partyzantów z Nepalu, zostało
uwolnionych - podał przewodniczący Nepalskiego
Stowarzyszenia Górskiego (NPA).

Polacy bezpiecznie dotarli do Lukli - powiedział Ang Tshering Sherpa, który rozmawiał z jednym z czworga uwolnionych. Oswobodzona czwórka to: Marzena Staniszewska, Maria Łoś, Wojciech Mysiara i Konrad Kąkolewski.

Mysiara, z którym rozmawiała agencja Reutera, powiedział, że maoiści we wschodnim Nepalu zatrzymali ich żądając "opłaty" i zmusili ich do spędzenia nocy w odległej wsi. Uwolniono ich, kiedy zapłacili rebeliantom 20 tys. nepalskich rupii (280 dolarów).

Około siedmiu czy sześciu rebeliantów zatrzymało nas w wiosce Bhandara i poprosiło o datek - powiedział z Lukli Mysiara. Mieli broń palną i granaty. Powiedzieli, że jeżeli im nie zapłacimy, nie będziemy mogli iść dalej.

Polacy odmówili i musieli przenocować w wiosce. Mysiara relacjonował, że byli "bardzo przestraszeni". Następnego dnia zapłacili i pozwolono im ruszyć w dalszą drogę. Zamierzają kontynuować swoją podróż w stronę Mount Everestu. Bhandara leży ok. 100 km na wschód od Katmandu, w połowie drogi do Lukli.

Z wcześniejszych doniesień agencyjnych wynika, że Polacy, biorący udział w trekkingu, pod koniec ubiegłego tygodnia poinformowali przez telefon satelitarny swoich kolegów w Katmandu, że zostali zatrzymani i są przetrzymywani przez partyzantów. Katmandu opuścili 18 marca, a od piątku nie było z nimi kontaktu.

Polacy pojechali do miasta Jiri (320 km od Katmandu), skąd pieszo wyruszyli w kierunku miejscowości Lukla, uważanej za "bramę do Everestu". Na tych terenach maoiści są bardzo aktywni. Dlatego właśnie większość turystów zazwyczaj dociera do Lukli samolotem i dopiero stąd pod ochroną wojska wyrusza w kierunku Mount Everestu. Uczestnicy pieszych wędrówek raczej nie zapuszczają się na tereny pomiędzy Jiri a Luklą - pisze Associated Press. Trasa z Lukli do Everestu jest silnie strzeżona przez wojsko nepalskie. Nie wiadomo, dlaczego Polacy zdecydowali się na pieszą wędrówkę przez ziemie kontrolowane przez maoistów.

Z polskich stron internetowych można się jednak dowiedzieć, że wśród Polaków piesza wędrówka do Lukli nie jest czymś niespotykanym i trwa - z Jiri do Lukli - około tygodnia.

Dwoje z czworga uprowadzonych Polaków - Staniszewska i Mysiara - kontynuuje trwającą już dłuższy czas podróż dookoła świata. Jak poinformowała Teresa Nemere, esperantystka i lektorka tego języka w Studium Języków Obcych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Staniszewska i Mysiara - absolwenci toruńskiej uczelni, podróżują dookoła świata, korzystając m.in. z esperanckich kontaktów. Przed podróżą intensywnie uczyli się esperanto. Prowadzą stronę internetową w języku polskim i esperanto, z opisem etapów podróży. Ostatnie relacje, zamieszczone w styczniu, pochodzą z Turkiestanu Wschodniego.

W ostatnich tygodniach nepalscy rebelianci nasilili działania militarne, wycofując się w styczniu z ogłoszonego w zeszłym roku i obowiązującego zaledwie przez cztery miesiące rozejmu. Maoiści walczą od 1996 r. o zniesienie monarchii w Nepalu i utworzenie państwa komunistycznego. Chcą przeprowadzenia nacjonalizacji przemysłu i kolektywizacji rolnictwa. Do tej pory w konflikcie poniosło śmierć ponad 12 tys. osób.

W rejonie Lukli rebelianci mają silne pozycje, ale twierdzą, że nie chcą wyrządzać krzywdy zagranicznym turystom, którzy dla Nepalu są głównym źródłem dochodu. Pobierają jednak od turystów haracz, który nazywają "podatkiem rewolucyjnym", dzięki czemu finansują swoje działania. W ubiegłym roku liczba turystów przybywających do Nepalu spadła o 14% w porównaniu z rokiem poprzednim.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)