ŚwiatCzterej Polacy porwani w Nepalu przez partyzantów

Czterej Polacy porwani w Nepalu przez partyzantów

Czworo Polaków, związanych z Nepalskim Stowarzyszeniem Esperanto,
zostało uprowadzonych w rejonie Mount Everestu przez maoistowskich
partyzantów w Nepalu - podała rano agencja Associated Press.

Czterej Polacy porwani w Nepalu przez partyzantów

Dwoje Polaków było w trwającej już dłuższy czas podróży dookoła świata - wynika z informacji uzyskanych przez Polską Agencję Prasową w środowisku polskich esperantystów. O dwojgu pozostałych esperantyści na razie nic nie wiedzą.

Jak poinformowała Teresa Nemere, esperantystka i lektorka tego języka w Studium Języków Obcych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, dwoje porwanych to: Marzena Staniszewska i Wojciech Mysiara, którzy podróżują dookoła świata, korzystając m.in. z esperanckich kontaktów. To absolwenci toruńskiej uczelni.

Anny Czerwińska, polska himalaistka, uważa, że porwanie czterech Polaków w Nepalu może mieć niewiele wspólnego z maoistami. Według Czerwińskiej, która została zatrzymana przez nich podczas wyprawy w 2002 roku, maoiści nigdy nie przetrzymują i nie porywają obcokrajowców.

Jak mówi Czerwińska takie zatrzymania mają wyłącznie podłoże finansowe. Wysokość okupu, czy też - jak określają to maoiści - "podatku" jest niewielka. Zwykle wynosi kilkanaście dolarów od osoby. Porównywalną kwotę zawsze płaci się w departamencie turystyki za pozwolenie na wejście na teren Parku Narodowego Mount Everestu.

Anna Czerwińska uważa, że zatrzymani w rejonie Everestu Polacy mogli sprowokować i rozzłościć spotkanych maoistów. Niewykluczone też, że porywacze wcale nie są maoistami, tylko jakąś bandą przestępców podszywających się pod ich idee.

Zarabiali w Chinach

Przed podróżą, którą rozpoczęli w połowie 2003 roku, Polacy intensywnie uczyli się esperanto. Prowadzą stronę internetową w języku polskim i esperanto z opisem poszczególnych etapów podróży.

Jak powiedziała Nemere, z którą utrzymywali kontakt, ostatnio przebywali dłuższy czas w Chinach, gdzie pracowali, by zarobić na dalszą podróż. Nie wiedziała jednak nic o dwóch innych osobach, które - według przekazów agencyjnych - towarzyszyły Marzenie i Wojtkowi.

Prezes Polskiego Związku Esperantystów Stanisław Mandrak powiedział, że według jego wiedzy, w czasie podróży esperantyści korzystali z programu pasporta servo, w ramach którego esperantyści z różnych krajów pomagają sobie wzajemnie, użyczając gościny w podróży. W tym roku do tego projektu należy ponad 1,3 tys. osób z 92 krajów świata.

On także nic nie wie o dwóch innych uprowadzonych osobach, wymienianych w przekazach jako esperantyści z Polski.

Według informacji agencyjnych, Polacy, biorący udział w wyprawie trekkingowej, poinformowali w ubiegły piątek przez telefon satelitarny swych kolegów w Katmandu, że zostali zatrzymani i są przetrzymywani przez partyzantów. Dwóch uprowadzonych to pracownicy nepalskiego oddziału esperanto. Wraz z przybyłymi z Polski dwoma innymi osobami opuścili Katmandu 18 marca. Od piątku nie było z nimi kontaktu.

Jak powiedział cytowany przez agencję Associated Press przedstawiciel koła esperantystów w nepalskiej stolicy Mukunda Pathik - który przekazał informację o uprowadzeniu Polaków przez maoistów - nie wiadomo, jakie żądania przedstawili porywacze.

Jednakże - zdaniem Pathika - w podobnych przypadkach najczęściej są to żądania wypłaty okupu, czy też "podatku" - jak określają maoiści taki haracz. W podobnych przypadkach zatrzymania turystów żaden z obcokrajowców nie ucierpiał.

Ambasada podejmuje kroki

Nepalscy maoiści jak do tej pory nie przyznali się do porwania.

Ambasada podejmuje aktywne kroki w sprawie porwanych, przede wszystkim w kierunku potwierdzenia i skonkretyzowania danych o wydarzeniu oraz udzielenia Polakom jak najszerszej pomocy - podkreślił konsul ambasady RP w Indiach Mieczysław Kamiński, odpowiedzialny też za sprawy obywateli polskich w Nepalu, gdzie nie ma polskiej placówki dyplomatycznej. Polacy pojechali do miasta Jiri, skąd pieszo wyruszyli w kierunku miejscowości Lukla, uważanej za "bramę do Everestu". Na tych terenach maoiści są bardzo aktywni. Dlatego właśnie większość turystów zazwyczaj dociera do Lukli samolotem i dopiero stąd pod ochroną wojska wyrusza w kierunku Mount Everestu. Uczestnicy pieszych wędrówek raczej nie zapuszczają się na tereny pomiędzy Jiri a Luklą - pisze Associated Press. Trasa z Lukli do Everestu jest silnie strzeżona przez wojsko nepalskie. Nie wiadomo, dlaczego Polacy zdecydowali się na pieszą wędrówkę przez ziemie, kontrolowane przez maoistów.

W ostatnich tygodniach nepalscy rebelianci komunistyczni nasilili działania militarne, wycofując się w styczniu z ogłoszonego w zeszłym roku i obowiązującego zaledwie przez cztery miesiące rozejmu.

Maoiści walczą od 1996 r. o zniesienie monarchii w Nepalu. W konflikcie dotychczas poniosło śmierć ponad 12 tys. osób. Jednym z elementów działania maoistów jest zatrzymywanie na szlakach trekkingowych w Himalajach zagranicznych turystów. Wszystko dzieje się z dala od stolicy Nepalu - Katmandu, zwykle o około 3-4 dni marszu w wysokie góry.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)