Trwa ładowanie...
dom928z
02-08-2011 17:50

Członkowie komisji Millera odpowiadają na konferencję MAK

Mamy niezbity dowód na to, że dowódca podał komendę "odchodzimy", czego nie mogli wiedzieć twórcy raportu MAK, ponieważ nie dysponowali tą transkrypcją zapisu rozmów w kabinie - mówił członek komisji Millera Edward Łojek. Polscy eksperci z komisji Millera odnieśli się do uwag MAK na temat polskiego raportu.

dom928z
dom928z

Rosyjscy eksperci z Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) odnosząc się do zaprezentowanego w piątek przez komisję Jerzego Millera polskiego raportu na temat okoliczności i przyczyn katastrofy smoleńskiej, uznali, że nie ma "obiektywnego dowodu", by załoga wcisnęła przycisk "uchod", który powoduje włączenie automatu ciągu i automatyczne odejście samolotu na drugi krąg, bo rejestratory samolotu tego nie zapisują. Członek MAK, doświadczony pilot Ruben Jesajan poinformował także, że "uchod" mógłby zadziałać gdyby lotnisko w Smoleńsku było wyposażone w system precyzyjnego lądowania (ILS). - Zatem wciśnięcie "uchodu" nie miało wpływu na samolot - powiedział.

Jednak Maciej Lasek,członek komisji Millera, jest innego zdania. Twierdzi on, że dowódca ponad wszelką wątpliwość po przekroczeniu 100 metrów wydał komendę "odchodzimy na drugi krąg".

- Z punktu widzenia zasady współpracy załogi wieloosobowej każda komenda wydana przez pilota czy dowódcę musi być potwierdzona przez pilota monitorującego, czyli tego, który był drugim pilotem. Dowódca załogi ponad wszelką wątpliwość po przekroczeniu 100 metrów - niestety wg wskazań wysokościomierza radiowego - wydał komendę "odchodzimy na drugi krąg". Potwierdził tę komendę drugi pilot. W lotnictwie nie ma czegoś takiego, żeby - jeżeli jest wydana komenda i jest potwierdzona - nic się nie działo i żeby ktoś czekał dalej - mówił Lasek.

- W naszym raporcie wykazaliśmy, że zwłoka spowodowana niewłaściwym wyszkoleniem załogi i przyjęciem niewłaściwego sposobu realizacji tego odejścia na drugi krąg była powodem zderzenia z ziemią - dodał.

dom928z

Naciski na załogę

- Komisja z uwagą wysłuchała konferencji prasowej MAK. Stoimy na stanowisku, że ta konferencja nie wniosła nowych elementów. Nie różnimy się co do faktów, różnimy się co do ich interpretacji - mówił wiceprzewodniczący polskiej komisji płk Mirosław Grochowski.

- Nie mamy potwierdzenia w faktach, że były jakiekolwiek naciski na załogę. Analizując zapis głosów w kabinie nie odnaleźliśmy ani jednego fragmentu, który by wskazywał, że generał Błasik w jakikolwiek sposób wpływał na załogę - powiedział płk Grochowski, na briefingu prasowym w MSWiA.

- Padło na konferencji, że MAK odnosi się do faktów, a nie do hipotez. Faktem jest, że pan generał nie wywierał żadnej bezpośredniej presji na załogę. Hipotezą jest, że jego obecność wywierała tę presję - powiedział członek komisji Maciej Lasek.

Jak dodał Grochowski, rosyjski kontroler nie powinien dopuścić do tego, żeby zastępca bazy w Twerze nawiązał korespondencję radiową z polską załogą, co - jak przypomniał Grochowski - miało miejsce.

dom928z

Powtórzył, że polska komisja nie orzekała o winie czy o odpowiedzialności kogokolwiek. - Nie będziemy szacowali, ile procent może być odpowiedzialności czy przyczyn. To można tylko w jeden sposób rozwiązać, na zasadzie merytorycznej dyskusji, przedstawienia argumentów, faktów - powiedział Grochowski.

- Wszystkim nam zależy na tym, żeby dogłębnie, w 100 procentach, badanie tej katastrofy było wyjaśnione. To jest naszym celem i tylko dlatego chcemy współpracować z każdym, kto może nam takiej pomocy udzielić - powiedział inny członek komisji Maciej Lasek.

Polscy eksperci podkreślali też, że z zebranych materiałów, z nagrań nie wynika, by generał Błasik wywierał bezpośrednią presję na załogę.

dom928z

Status lotu do Smoleńska

To, co widać na radiolokatorze, jest istotniejsze od przepisów - uważają eksperci pracujący nad polskim raportem. To odpowiedź na zarzut MAK, który twierdzi, że Polacy nie chcą przyjąć do wiadomości, że lot z 10 kwietnia 2010 r. miał status lotu "międzynarodowego nieregularnego".

- Czym się różni z punktu widzenia fizyki i obserwacji pewnych zdarzeń, choćby na wskaźniku radiolokatora lot zależnie od reżimu (prawnego - przyp.red.), czy to jest lot wojskowy, czy to jest lot cywilny? Czy ten samolot wyglądał inaczej? Nie. My nie polemizujemy z MAK-iem w zakresie określenia, jakie przepisy miały zastosowanie do tego rodzaju lotu - powiedział Lasek na konferencji prasowej w Warszawie, która została zwołana po konferencji MAK w Moskwie.

Wcześniej na konferencji prasowej w Moskwie szef komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow powiedział, że jego zdaniem strona polska "nie potrafi albo nie chce" przyznać, że lot do Smoleńska według rosyjskich reguł miał status lotu "międzynarodowego nieregularnego", co w kontekście tej sprawy oznacza, że nie było możliwości zamknięcia lotniska 10 kwietnia, zaś samo lotnisko Smoleńsk Siewiernyj było "otwarte i działające", a nie "czasowe otwarte" - jak podawał polski raport.

dom928z

Lasek zauważył, że MAK podawał, że sposób pracy kierownika strefy lądowania jest opisany w zbiorze informacji powietrznych AIP Federacji Rosyjskiej. Zastrzegając, że ta wypowiedź z konferencji prasowej w Moskwie mogła być źle przetłumaczona, Lasek zaznaczył, że "nic takiego się w takim zbiorze informacji nie znajduje". - Faktem jest, że grupa kierowania lotami, w tym kierownik strefy lądowania znał tylko jeden sposób pracy, czyli przygotowanie zgodnie z przepisami, które przywołaliśmy w naszym raporcie, czyli wykonywanie lotów w lotnictwie państwowym Federacji Rosyjskiej - powiedział Lasek.

- Powoływanie się przez stronę rosyjską na zapis, jeden punkt tylko zapisu zawartego w AIP, dotyczy tylko tego, że dowódca obcego statku powietrznego ma pełną niezależność w podejmowanych decyzjach. I nic więcej. Żadnych innych informacji, jak ten lot powinien wyglądać - za wyjątkiem jeszcze uzyskania zgody dyplomatycznej - przywołany zestaw informacji nie zawiera - podkreślił ekspert polskiej komisji.

Przedstawiciele komisji Millera podkreślali też, że chcieli być na wieży, a nie w samolocie, który wykonywał oblot lotniska w Smoleńsku. MAK usprawiedliwiał niedopuszczenie Polaków do oblotu tym, że była to maszyna wojskowa.

dom928z

Edward Łojek, inżynier lotniczy z komisji, powiedział z kolei, że taśma z rejestratora w wieży kontroli lotów w Smoleńsku się nie zacięła - jak podawały media - lecz nastąpiło zwarcie lub przerwa w kablu. - Byłoby jasne wszystko w tej kwestii, gdyby strona rosyjska po prostu analizę tej taśmy przeprowadziła w obecności przedstawiciela polskiego. Wtedy by nie było wątpliwości - powiedział wiceprzewodniczący komisji płk Mirosław Grochowski.

Ppłk Robert Benedict podkreślał natomiast, że kierownik strefy lądowania mówił, że sprawdził kamerę i magnetowid i stwierdził, że są sprawne i gotowe do pracy. Płk Grochowski zaznaczył, że rejestrator na wieży został specjalnie zamontowany na loty 7 i 10 kwietnia, gdy w Smoleńsku mieli lądować premier Donald Tuk i prezydent Lech Kaczyński.

Nie różnimy się z MAK co do faktów, różnimy się co do ich interpretacji

- Komisja z uwagą wysłuchała konferencji prasowej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Stoimy na stanowisku, że ta konferencja nie wniosła nowych elementów. Nie różnimy się co do faktów, różnimy się co do ich interpretacji - powiedział płk Grochowski.

dom928z

- Nasza komisja pracowała ponad sześć miesięcy dłużej, niż komisja MAK i dzięki tej pracy udało nam się odczytać takie informacje, które z naszego punktu widzenia są kluczowe dla wyjaśnienia przyczyny wypadku i okoliczności. Jesteśmy gotowi podzielić się ze stroną rosyjską naszymi ustaleniami - powiedział inny członek komisji Maciej Lasek.

W polskim raporcie o katastrofie smoleńskiej nie ma niczego nowego - twierdzi MAK. Odrzuca on odpowiedzialność Rosjan i wskazuje na złe decyzje załogi Tu-154.

dom928z
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dom928z
Więcej tematów