ŚwiatCzeski szef gabinetu premiera przed 1989 r. tłumił demonstracje

Czeski szef gabinetu premiera przed 1989 r. tłumił demonstracje

Kilkaset osób - naukowców, artystów, studentów i policjantów w cywilu - protestowało w Pradze przed Urzędem Rady Ministrów domagając się, aby premier Stanislav Gross odwołał ze stanowiska szefa swego gabinetu Pavla Przibyla.

Jako jeden z dowódców zmechanizowanych odwodów Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego (odpowiednik polskiego ZOMO) Przibyl uczestniczył w styczniu 1989 roku w tłumieniu demonstracji w centrum Pragi zorganizowanych w ramach tzw. tygodnia Jana Palacha i upamiętniających czyn studenta, który 20 lat wcześniej spalił się na placu Wacława reagując w ten sposób na upadek Praskiej wiosny.

Gross zapowiedział, że odwoła Przibyla (którego poznał w 1998 w czasie gry w piłkę nożną), jeśli zostanie udowodnione, że obecny dyrektor gabinetu lub jego podwładni przed 15 laty bili demonstrantów. Premier chce, aby ministerstwo spraw wewnętrznych udostępniło archiwa, które pomogą wyjaśnić rolę Przibyla w zmechanizowanych odwodach Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego.

Na tę informację demonstranci zareagowali gwizdami. Zapowiedzieli organizacje kolejnych akcji protestu. W przyszłym tygodniu na ścianie Urzędu Rady Ministrów chcą wyświetlać dokumenty filmowe pokazujące akcje sił porządkowych z udziałem Przibyla.

W wypowiedzi dla największego czeskiego dziennika "Mlada fronta Dnes" Pavel Przibyl przyznał, że jako pełniący obowiązki dowódcy kompanii w styczniu 1989 roku był na ulicach Pragi. Jak dodał, jego podwładni mieli za zadanie blokować jedną z ulic w bezpośrednim sąsiedztwie placu Wacława, na którym odbywały się demonstracje.

Dyrektor gabinetu premiera zaprzeczył, jakoby przed piętnastu laty bił demonstrantów pałką. Stałem około 15 metrów za kolegami, aby widzieć wszystkich w czasie akcji. Byłem od nich w pewnej odległości - oświadczył.

Zdaniem historyków tłumienie demonstracji w czasie tzw. tygodnia Palacha w Pradze było bardzo brutalne. Pobitych i zatrzymanych zostało kilkaset osób. Każda kompania miała wydzielony określony odcinek placu lub ulicę. Ich "praca" polegała na biciu ludzi pałkami i tarczami. Używane były armatki wodne i gazy łzawiące - powiedział znany historyk Pavel Żaczek.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)