Czesi wolą szefów z Polski?
Dyrektorzy, kierownicy, specjaliści, ale także trenerzy, fizjoterapeuci, ratownicy i sędziowie sportowi - na tych wszystkich stanowiskach pracują w Czechach Polacy. Mimo wysokiego poziomu czeskiej edukacji, licznych szkół i wysokiego poziomu życia, Czesi wciąż mają problemem ze znalezieniem właściwych pracowników. Dlatego bardzo chętnie "importują" specjalistów z Polski.
26.09.2012 | aktual.: 27.09.2012 09:13
Wystarczy wejść do dowolnego centrum handlowego w Czechach, żeby przekonać się, jak wiele polskich firm ma tu swoje sklepy. Ich kierownictwo też zazwyczaj pochodzi z naszego kraju. Z resztą - nie tylko kierownictwo. Polaków można spotkać na wszystkich stanowiskach. - To było wyzwanie. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Do tej pory pracowałem w banku. Praca w handlu była dla mnie czymś zupełnie innym, ale udało się - mówi Mateusz, który półtora roku temu został ściągnięty do Czech, gdzie dziś jest szefem drogerii.
Początki zawsze są ciężkie
- Początki były ciężkie. W ogóle nie mówiłem po czesku, ale dużą część zespołu stanowili Polacy, więc jakoś sobie radziliśmy. Dziś zarządzam pracą nie tylko Polaków, ale też Czechów, Słowaków i Rosjan - wyjaśnia. Czy rzeczywiście nie było na tyle kompetentnego Czecha, który mógłby objąć to stanowisko? - Kiedy poszukiwania odpowiedniej osoby przeciągają się ponad pół roku, nie możemy za wszelką cenę trzymać się zasady, że pierwszeństwo mają miejscowi - wyjaśnia szefostwo firmy, w której pracuje Mateusz.
Czy ktoś z nas kiedykolwiek widział, żeby jakaś polska szkoła językowa oferowała kurs języka czeskiego? Są one tak rzadkie, jak języki "egzotyczne" - chiński, fiński czy węgierski. Podobnie wygląda sytuacja z językiem polskim w Czechach. Na palcach obu rąk można policzyć lektorów, którzy uczą polskiego w Pradze.
Tymczasem rynek ma swoje wymagania. Dzięki przyjaznej polityce podatkowej do Czech od lat przenoszą się kolejne międzynarodowe korporacje, które swoje usługi świadczą także w Polsce. Do Czech przenoszą głownie swoje biura obsługi klientów, call center i działy wsparcia technicznego. Dlatego praktycznie, co tydzień można znaleźć kolejne ogłoszenie skierowane do osób mówiących po polsku. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że Czesi uczą się naszego języka równie niechętnie jak my czeskiego - oferty pracy najczęściej skierowane są do Polaków.
- Zdecydowanie bardziej opłaca nam się znaleźć Polaka - nawet bez doświadczenia - niż doświadczonego Czecha - mówi Helena Cechova z czeskiej agencji pośrednictwa pracy. - Nawet najlepiej wykształcony Czech potrzebuje czasu na to by nauczyć się języka polskiego, a i tak nigdy nie będzie to znajomość doskonała. Wyszkolenie Polaka jest krótsze i tańsze, a więc bardziej opłacalne. Czesi znajdują zatrudnienie na mniej prestiżowych stanowiskach - głównie w help desku. To, jednak nie przekreśla ich przyszłości. Korporacje mają to do siebie, że przy odrobinie wytrwałości i elastyczności człowiek może awansować - i to całkiem wysoko - dodaje.
Księgowość i administracja
Są zawody, w których - wydawałoby się - narodowość nie ma najmniejszego znaczenia. Bo jakie znaczenie ma dla pracodawcy to, skąd pochodzi jego księgowa? Jednak i tutaj globalizacja odcisnęła swoje piętno. Jednym z najlepszych przykładów jest sytuacja, jaka panuje w jednym z międzynarodowych koncernów paliwowych, który swój odział środkowo-europejski zlokalizował w Pradze. Pracę znaleźli tu nie tylko polscy sprzedawcy, handlowcy, managerowie i tłumacze odpowiadający za obsługę rynku na Wisłą, ale nawet księgowe, które zajmują się prowadzeniem dokumentacji w języku polskim.
- Takie rozwiązanie ma jeszcze jedną dobrą stronę - mówi Petr Morda. - Jeżeli zatrudniony przez nas Polak zechce wrócić do ojczyzny, to po prostu zaproponujemy mu przeniesienie do tamtejszego oddziału. Dzięki temu nie mamy problemów z komunikacją między naszymi filiami w różnych krajach - dodaje.
Zdarzają się też i takie przypadki, kiedy Polak zatrudniany jest w czeskim urzędzie państwowym. Jednak zgodnie z przepisami obcokrajowca można zatrudnić dopiero, jeżeli nie uda się znaleźć na to stanowisko Czecha. Sport też opanowali Polacy
Wielu Polaków pracuje też w Czechach w zawodach związanych ze sportem i kulturą fizyczną. Jest, to o tyle zaskakujące, że przecież w wielu dyscyplinach to ich kraj może się pochwalić o wiele lepszymi wynikami niż nasze reprezentacje. Mimo, to Czesi potrafią docenić specjalistów.
Marcin i Mateusz, studenci poznańskiego AWF - przyjechali do Pragi na wymianę studencką oraz na praktyki. Zajmowali się głównie fizjoterapią i pomocą w prowadzeniu treningów. Kiedy, jednak władze miejscowych klubów sportowych zorientowały się w ich umiejętnościach, Marcin dostał pracę, jako trener, zaś Mateusz, jako fizjoterapeuta. Mimo, że do ukończenia studiów pozostał im jeszcze rok, to klub sportowy z ponad stuletnią tradycją postanowił powierzyć im swoich zawodników.
Podobnie wygląda sytuacja w Czeskim Związku Sportów Pływackich. Kiedy okazało się, że Tomasz posiada licencję sędziego Polskiego Związku Pływackiego, władze czeskiej organizacji bez wahania zaproponowały mu pracę. Od ponad roku sędziuje zawody pływackie, a miejscowi sędziowie bardzo często korzystają z jego polskich doświadczeń.
Wykształcenie i kwalifikacje zdobyte w Polsce procentują też w przypadku Dominika. Kiedy w czasie wakacji szukał pracy, wpadł na pomysł, by wykorzystać licencję ratownika WOPR. Kiedy złożył podanie o nostryfikację dokumentów okazało się, że dysponuje tak wysokimi kwalifikacjami, jakich nie ma praktycznie żaden czeski ratownik. Ze względów obiektywnych w Czechach nie można zdobyć uprawnień ratownika morskiego, dlatego Dominik nie tylko nie miał najmniejszego problemu ze znalezieniem pracy na zwykłym basenie, ale wszędzie jest najlepiej wyszkolonym pracownikiem z najwyższymi kwalifikacjami.
Dlaczego przyjeżdżają?
- Miałem już dość pracy w banku - mówi Mateusz. - Kilka lat na tym samym stanowisku, brak możliwości awansu, pensja albo stoi w miejscu albo wręcz maleje. Mimo, że nie zarabiam dużo więcej, to mam o wiele lepsze perspektywy. No i żyje się tu lepiej - dodaje.
Często, to nie pieniądze, ale właśnie standard życia jest magnesem, który przyciąga Polaków i sprawia, że decydują się na emigrację za południową granicę. Choć i pieniądze nie są bez znaczenia. - Czy w Polsce, jako księgowa byłabym w stanie kupić sobie mieszkanie? Nie wydaje mi się. Oczywiście, mam kredyt, ale nie na 30 lat - przekonuje Edyta, która pracuje w międzynarodowej korporacji.
Nie bez znaczenia są też możliwości rozwoju osobistego. - W Polsce, żeby dostać pracę związaną ze sportem, to albo trzeba mieć znajomości albo kogoś z rodziny związanego z daną dyscypliną. Tymczasem tutaj jestem oceniany przede wszystkim za to, co potrafię - mówi Marcin, który przygotowywał do sezonu drużynę praskich triatlonistów. - Tutaj, gdy ktoś widzi, że masz pojęcie o tym, co robisz, to cię zatrudnia. Coś takiego w Polsce? Takie rzeczy, to wiesz gdzie... - śmieje się Marcin.
Inni z kolei chcą być doceniani - tak jak Tomasz. - Cieszę się, że moje sędziowskie doświadczenie z Polski jest tutaj wykorzystywane. Prawie zawsze jestem proszony o komentarz do zawodów, o uwagi czy propozycje nowych rozwiązań. Oczywiście, działa to w dwie strony. Kiedy ja przyjeżdżam do Polski, również opowiadam jak niektóre rzeczy są rozwiązane w Czechach. To wzbogaca obie strony - wyjaśnia.
Stereotyp Polaka pracującego na zmywaku powoli odchodzi do przeszłości. W kolejnych krajach zaczyna się nas postrzegać, jako specjalistów oraz wykwalifikowany i profesjonalny personel. Pojawia się, jednak zasadnicze pytanie - gdzie rozciąga się granica między sympatią dla Polaka, jako wykwalifikowanego pracownika, a niechęcią wobec niego, jako osoby odbierającej pracę miejscowym specjalistom? Póki, co Czesi mają zbyt mało specjalistów, by ktokolwiek to pytanie zadał na głos.
Z Pragi dla polonia.wp.pl
Tomasz Dawid Jędruchów