Część ofiar donosów "Bolka" broni go i wybacza. Niezależnie od tego, czy był nim Lech Wałęsa
Media publiczne za pewnik przyjmują, że to Lech Wałęsa był TW “Bolkiem”, choć były prezydent konsekwentnie temu zaprzecza. “Wiadomości”, nie pozostawiając cienia wątpliwości, mówią o “ofiarach donosów”. Najlepiej jest oddać głos tym, którzy byli bohaterami donosów TW “Bolka”’. Część z nich nadal ma do niego żal, ale część wybaczyła.
O ile to, czy ewentualna współpraca Wałęsy z SB miała wpływ na jego decyzje polityczne, jest tylko gdybaniem, o tyle lista osób, na które miał donosić jest realna. Zresztą TVP INFO regularnie przypomina ją swoim widzom. “Ofiary donosów to około 40 pracowników gdańskiej stoczni” - stwierdził reporter “Wiadomości”.
Większość z tych osób to współpracownicy Wałęsy z wydziału W-4. Rozpracowywanie ich było elementem szerszej operacji o kryptonimie "Jesień '70", którą Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła po masakrze robotników w grudniu 1970 roku. Władza chciała wiedzieć, jakie są nastroje społeczne, a także czy i jak robotnicy planują kolejne protesty.
Tego dotyczyła część raportów TW “Bolka”, którym według historyków IPN był Lech Wałęsa (były prezydent zaprzecza). Jednym z głównych orędowników upamiętnienia ofiar Grudnia był ślusarz Henryk Lenarciak. Władza bała się go tak bardzo, że przed obchodami 9. rocznicy masakry zatrzymano go na 48 godzin.
Ale już kolejną rocznicę spędził pod nowym pomnikiem upamiętniającym to wydarzenie. Szefem społecznego komitetu, który miał doprowadzić do jego budowy, mianował go nie kto inny jak ówczesny szef “Solidarności” Lech Wałęsa.
W superlatywach o Wałęsie pisze inny związkowiec, przedstawiany dzisiaj jako "ofiara donosów Wałęsy". Elektryk z wydziału W-4 Klaus Bartel w 2008 roku opublikował obszerny list na temat swojej pracy w Stoczni. - Zniesmaczony atakami ludzi, którzy na Jego plecach zostali wyniesieni do najwyższych stanowisk w Państwie piszę te wspomnienia, oddając cześć mojemu koledze Lechowi Wałęsie - pisał.
Znacznie mniej pochlebnie o Wałęsie mówił Kazimierz Szołoch, spawacz. Był przekonany, że Wałęsa to "Bolek". Zresztą rękę agentów SB widział też przy organizacji strajku w 1980 roku. Na łożu śmierci wybaczył jednak byłemu prezydentowi. Tak miał nakazać Chrystus, który ukazał się mu we śnie.
W “Wiadomościach”, poza Krzysztofem Wyszkowskim, pojawia się też Józef Szyler. Ten elektryk miał być przez zeznania “Bolka” nie tylko wyrzucony z pracy, ale też zmuszony do wyjazdu z Trójmiasta. Ale ewentualne donosy Wałęsy nie były tutaj czynnikiem decydującym, co zresztą przyznał sam Szyler. W cytowanej przez “Wiadomości” rozmowie wskazuje, że był przedmiotem szerszej akcji służb, bo w aktach IPN znalazł nawet informacje “kiedy mama do kościoła chodziła, wszystko…”.
Dużą urazę do Wałęsy nosi wciąż w sobie Henryk Jagielski. - Moim zdaniem Wałęsa jest chorym człowiekiem. Do wyznania prawdy mógłby przekonać go chyba tylko psychiatra, ale nie mam takiej pewności -stwierdził w rozmowie z polskieradio.pl po opublikowaniu przez IPN ekspertyzy grafologicznej. - Dla mnie i moich kolegów ze stoczni, przynajmniej tych z którymi mam kontakt, Wałęsa zawsze był szpiclem i pozostanie szpiclem. Ale wielu z nich mogłoby go uznać za bohatera, gdyby się przyznał i przeprosił te osoby - dodawał.
Część osób, które Wałęsa miał dotknąć swoją niechlubną działalnością w latach 70. mu wybaczyła, inni wciąż nie mogą się pogodzić z jego późniejszą karierą. Na pewno byłoby im łatwiej, gdyby Wałęsa ich przeprosił, a nie nazywał “ludźmi, którzy nic nie znaczyli”.