Czereśnie z Rumunii zasypały targowisko. "Klient jest najbardziej oszukany"
Na giełdzie "Rybitwy" w Krakowie pojawiły się rumuńskie czereśnie. Owoce sprzedawane są w znacznie niższej cenie niż polskie. Sadownicy apelują do rządu o pomoc.
03.06.2024 | aktual.: 03.06.2024 15:38
Wiceprezes Związku Sadowników RP Krzysztof Czarnecki oznajmił w rozmowie z PAP, że w tym roku "wiele plantacji czereśni wymarzło, więc owoców będzie mniej niż w ubiegłym roku, a ceny mogą być wyższe".
Tymczasem z doniesień portalu kobietawsadzie.pl wynika, że na placu na krakowskich Rybitwach pojawiło się 20-30 rumuńskich samochodów z czereśniami. Są one sprzedawane w niższej cenie niż rodzime. Kilogram odmiany Burlat kosztuje ok. 10 zł. Z kolei za kilogram odmiany Carmen zapłacimy 15 zł. Polscy producenci nie są w stanie zaoferować podobnych cen.
- Inspekcja handlowa lata po giełdach i nakłada mandaty za brak etykiet z oznaczeniem towaru. A producenci z Rumunii sprzedają jak u siebie - podkreślił w rozmowie z serwisem jeden z sadowników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rolnicy apelują, by rządzący wprowadzili mechanizmy, które ochronią ich przed nieuczciwą konkurencją. Reporterka Polsat News udała się na targowisko w Krakowie. Zwróciła uwagę na to, że w wielu przypadkach sprzedawcy rzeczywiście nie oznaczają na swoich stoiskach kraju pochodzenia owoców.
- To jest najgorsze, że one są przesypywane w nasze opakowania i tak sprzedawane - powiedział pan Wojciech. Mężczyzna podkreślił, że to "bezczelny" zabieg. - To klient jest tu najbardziej oszukany, bo kupuje produkt, który ma być polski, a jest niewiadomego pochodzenia - dodał.
Czereśnie są owocem, który jest w zasadzie przeznaczony do bezpośredniej konsumpcji. Raczej nie robi się z niego przetworów ani się go nie mrozi. Większość krajowych zbiorów trafia na krajowy rynek, a tylko część jest eksportowana.
Czytaj więcej:
Źródło: Polsat News/PAP/kobietawsadzie.pl