Czego nie chce ujawnić minister? Urzędnicy zrobili wszystko, by utajnić wydatki
Urzędnicy nie wydają swoich pieniędzy, tylko nasze. Ale nie lubią ujawniać co dokładnie dzieje się z tymi pieniędzmi. Próbowaliśmy dowiedzieć się ile Ministerstwo Gospodarki Morskiej wydaje na wynajem biur. Kreatywność urzędników, którzy nie chcieli podać kwoty, była zaskakująca. A przy okazji niezgodna z konstytucją.
Prawo i Sprawiedliwość przez lata obwiniało Donalda Tuska i PO za zmianę koniunktury na światowym rynku stoczniowym i kłopoty polskich zakładów. Nie jest dla nich istotne, że to polityk PiS Andrzej Jaworski sprzedał Stocznię w Gdańsku ukraińskiej firmie, która doprowadziła do jej bakructwa. Partia obiecywała, że po odzyskaniu władzy odbuduje polskie stocznie. Na razie najbardziej widocznym efektem tej odbudowy jest nowe ministerstwo.
Bezdomny minister
Resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej jest kierowany przez Marka Gróbarczyka. To były europoseł, bliski współpracownik Joachima Brudzińskiego, człowieka nr 2 w PiS. Nowe ministerstwo nie ma swojej siedziby, wynajmuje powierzchnie biurowe w dawnym Komitecie Centralnym PZPR. Budynek przy rondzie de Gaulle'a należy w 10 proc. do Fundacji Uniwersytetu Warszawskiego. 90 proc. udziałów ma fundusz inwestycyjny, kontrolowany przez Polską Grupę Zbrojeniową. Zapewne dlatego w radzie nadzorczej jest Maciej Lew-Mirski, zaufany Antoniego Macierewicza (pisaliśmy o nim tutaj).
Ile ministerstwo płaci za wynajem biur? Spytaliśmy, podpierając się art. 61 Konstytucji oraz Ustawą o dostępie do informacji publicznej. Zgodnie z nią urzędnicy mają dwa tygodnie na udzielenie odpowiedzi, mogą przedłużyć ten termin o nawet dwa miesiące. Resort Marka Gróbarczyka oczywiście skorzystał z tej możliwości, choć nie wykorzystał pełnego terminu, który daje ustawa.
Twarde "nie"
W udzielonej po niemal miesiącu odpowiedzi urzędnicy nie mieli najmniejszej ochoty ujawnić, ile pieniędzy wydają na wynajem biur. Tłumaczyli, że nie życzy sobie tego druga strona umowy, czyli państwowa spółka administrująca budynkiem. Przekonywali, że Ustawa o dostępie do informacji publicznej pozwala na takie zastrzeżenie informacji.
O pomoc w ustaleniu, czy rzeczywiście tak jest poprosiliśmy prawników z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. - Nie można uznać, że kwota za najem pomieszczeń dla Ministerstwa będą podlegały wyłączeniu z jawności. Taka teza prowadziłaby do naruszenia podstawowej zasady finansów publicznych - ich transparentności. Nie znam treści umowy, ale jak wyżej wskazałem, jeżeli znajdują się tam klauzule wyłączające jawność umowy to będą one nie zastrzeżone. Ministerstwo odmawiając tych informacji moim zdaniem naruszyło prawo - oceniał Szymon Osowski.
Kreatywny jak urzędnik
Dlatego wysłaliśmy do Ministerstwa kolejne pismo. Tłumaczyliśmy urzędnikom, że nie mogą zasłaniać się tajemnicą umowy. Po kolejnym oczekiwaniu przyszła odpowiedź i tu zaczęła się poezja. Dyrektor Generalna Ministerstwa przekonuje, że jej resort wcale nie chciał uniknąć ujawniania danych, które zgodnie z ustawą musi ujawnić. Urzędnicy chcieli się po prostu uchronić przed pozwem ze strony kontrahenta którym jest firma kontrolowana przez inne ministerstwo.
Ale aby znowu nie odsyłać mnie z kwitkiem, pani dyrektor postanowiła udzielić odpowiedzi, choć nie wprost. To zaskakujące, jak wiele kreatywności wykrzesali z siebie urzędnicy. Bo rzeczywiście, żeby wpaść na taki sposób (nie)udzielenia informacji, trzeba wykazać się pomysłowością.
Dużo słów, sporo liczb, ale wciąż brak tych najważniejszych: ile ministerstwo wydaje na wynajem biur. - Zaskakujące jest, że ministerstwo nie chce przekazać tak podstawowych informacji. Nie sposób wskazać jakie wartości urząd chce chronić, zwłaszcza że finansami publicznymi rządzi zasada ich jawności - ocenia Bartosz Wilk, prawnik, członek zarządu Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Kontrola
Taki sposób odpowiadania przez instytucje publiczne to nie nowość, a raczej szara codzienność. - Odpowiadanie "nie na temat" nie buduje zaufania społeczeństwa do państwa. Zdarza się, że osoby wnioskujące nie wiedzą co w takiej sytuacji zrobić, bo przecież nie znajdą w piśmie pouczenia o możliwości zaskarżenia do sądu. Niestety wielokrotnie jest tak, że dopiero po skierowaniu skargi do sądu można liczyć na rzeczową odpowiedź. Z tego powodu pomagamy w takich sprawach - dodaje Bartosz Wilk.
Odmawianie prawa do jawności nie jest domeną nowej władzy, urzędy od lat traktują po macoszemu takie wnioski. A to złamanie jednego z podstawowych uprawnień obywateli: kontrolowania władzy, która działa za nasze pieniądze. I o wyegzekwowanie tego prawa tutaj chodzi, a nie o to, czy minister wydał na biura trochę za dużo, czy za mało.