Czego Karp nie zdążył powiedzieć
Marek Karp przed swoją śmiercią sprawdzał
rosyjskie kontakty "wpływowej osoby z branży paliwowej". Teraz
wiemy, że chodziło o Roberta Gmyrka, dyrektora biura ds. biopaliw
w Orlenie, wcześniej wysokiego rangą urzędnika i wiceministra
rolnictwa - ujawnia "Gazeta Wyborcza".
02.10.2004 | aktual.: 02.10.2004 17:52
Zdobytych informacji Marek Karp, twórca rządowego Ośrodka Studiów Wschodnich badającego kraje byłego ZSRR, nie zdążył już przekazać. 12 sierpnia w Białej Podlaskiej jego auto zmasakrował białoruski tir. Kilka dni przed wypadkiem Karp mówił, że czuje się zagrożony, odwiedził ABW. Karp cudem przeżył wypadek, ale zmarł w szpitalu miesiąc później - przypomina "Gazeta Wyborcza".
Nie wiemy, co dokładnie robił w Rosji Marek Karp przed swą śmiercią. Wiemy, że szukał dowodów na powiązania Roberta Gmyrka z rosyjskimi firmami paliwowymi i związanych z tym przepływów pieniężnych. Prawdopodobnie także badał, czy istniały związki Gmyrka z rosyjskimi służbami specjalnym - pisze "Gazeta Wyborcza".
Wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. Orlenu poseł Zbigniew Wasserman (PiS) potwierdził, że Karp miał pracować jako ekspert komisji. Kilka dni przed wypadkiem powiedział posłowi, że ma ważne informacje na temat Gmyrka. Obiecał, że szczegóły poda podczas następnego spotkania. Nie zdążył.
Według "Gazety Wyborczej", Karp zetknął się z Gmyrkiem parę lat wcześniej. We wrześniu 2000 roku był z nim w delegacji rządowej, która odwiedziła Gruzję, Armenię, Uzbekistan i Azerbejdżan.
Po powrocie Karp opowiadał swojemu przyjacielowi, jak ku jego zdumieniu Robert Gmyrek, wtedy wiceminister rolnictwa, początkowo prawie niewidoczny, nagle ożywił się w Azerbejdżanie. Interesował się jednak nie sprawami rolnymi, lecz handlem ropą i gazem.
"Gazeta Wyborcza" podkreśla, że Gmyrek ma dobre układy w ambasadzie rosyjskiej. Jest w bliskich stosunkach z Nikołajem Zachmatowem, szarą eminencją rosyjskiej ambasady, oficjalnie przedstawicielem handlowym Federacji Rosyjskiej. Zachmatow, częsty gość w inspektoracie weterynaryjnym resortu rolnictwa, zawsze najpierw odwiedzał pokój Gmyrka, potem załatwiał inne sprawy i znowu zachodził do Gmyrka.
My z Robertem poznakomilis, mam jeszcze dla niego buteleczkę, zapomniałem dać - żartował do urzędników.
Niedawno "Tygodnik Siedlecki" dał intrygujący tytuł "Wyjazd czy ucieczka?". Chodzi o Zbigniewa Chrzanowskiego, posła SKL, który w zaskakujący sposób zniknął ostatnio ze sceny politycznej. Dokładniej: poseł wyjechał nagle z Polski, wraz z całą rodziną, na dzień przed śmiercią Marka Karpia. Swój spory majątek przekazał bratu w zarządzanie. Dopiero po wylądowaniu w USA zrzekł się mandatu poselskiego - pisze "Gazeta Wyborcza".
W piątek "Gazeta Wyborcza" zapytała Gmyrka o powód wyjazdu Chrzanowskiego. Godzinę później zadzwonił z USA Chrzanowski i powiedział, że wyjechał, bo miał dość sceny politycznej w Polsce, a interesy łatwiej robi się w Ameryce.
Według "Gazety Wyborczej", Chrzanowski nikogo nie uprzedził. Zaskoczeni są zarówno koledzy politycy, jak i mieszkańcy Makowa, gdzie mieszkał.
Chrzanowski jest - według jego słów - przyjacielem Roberta Gmyrka. (PAP)