Czeczenki podejrzane o dokonanie zamachu w Rosji znały się
Mieszkały w tym samym lokalu w Czeczenii,
razem pracowały na tym samym bazarze, i prawdopodobnie
równocześnie zginęły, w odstępie kilku minut, w samolotach, które
roztrzaskały się w Rosji w ubiegłym tygodniu. Te i inne szczegóły
na temat dwóch czeczeńskich kobiet, podejrzewanych o zamachy na
obydwa liniowce, wypłynęły w Moskwie.
Członkowie grupy śledczej są pewni, że obydwa samoloty rosyjskie rozbiły się na skutek eksplozji - powiedział w Moskwie generał Andriej Fietisow, szef wydziału naukowego Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB)
. W tym kontekście przypomniał też, że we wrakach wykryto ślady heksogenu, silnego materiału wybuchowego.
Eksperci do tej pory głowią się jednak, jakim sposobem substancja ta mogła znaleźć się na pokładzie obydwu maszyn. Jednocześnie zbierają informacje o obydwu Czeczenkach, 30-letniej Amancie Nagajewej i 37-letniej S. Dżebirchanowej, które miały spowodować eksplozje.
Obie kobiety nabyły bilety lotnicze tuż przed lotem. Na dodatek, do tej pory żaden krewny, nikt w ogóle, nie zgłosił się do urzędu z pytaniami na ich temat. Do tej pory nie zidentyfikowano też zwłok obydwu Czeczenek.
Dziennik "Izwiestija" napisał w poniedziałek, że albo Nagajewa i Dżebirchanowa rzeczywiście były samobójczyniami-kamikadze, albo ktoś się pod nie podszył. Według gazety imię Dżebirchanowej, które nie było dotychczas podawane, brzmi Sacyta.
Obie kobiety widziano 22 sierpnia, gdy wyjeżdżały autobusem z Chasawjurtu w Dagestanie. Sądzono, że wybierają się do Baku w Azerbejdżanie na zakupy. Często tam jeździły po towar, który później sprzedawały na bazarze w Groznym.