Jak to w praktyce właśnie wygląda w Czechach, jeżeli chodzi o testowanie, o noszenie maseczek i przede wszystkim, jeżeli chodzi o poruszanie
się po kraju?
Znaczy w tym momencie sytuacja wygląda tak, że jest stan nadzwyczajny, który oficjalnie jest do 28 marca, ale już dzisiaj
odbędą się rozmowy i wszystko wygląda na to, że rząd będzie tutaj poparty przez partię komunistyczną i prawdopodobnie
do 11 kwietnia przedłużą stan nadzwyczajny oraz prawdopodobnie wszystkie obostrzenia - czyli utrzymanie godziny policyjnej,
zakaz przemieszczania się między powiatami. Ja mieszkam w Pradze, Praga jest traktowana jako jeden powiat, więc
jakby mój świat się skurczył w tym momencie do miasta Pragi. Trzeba
nosić maseczki. Jeżeli się wchodzi do pomieszczenia zamkniętego, sklep, jakaś
tam przychodnia, apteka, trzeba mieć te specjalne certyfikowane maseczki, nazywane tutaj "respiratorami". Natomiast
na zewnątrz jest obowiązek noszenia albo tego "respiratora", albo co najmniej dwóch
maseczek chirurgicznych.
Znaczy oczywiście z noszeniem tych maseczek na zewnątrz jest bardzo różnie. Ja sam czasami widzę osoby gdzieś w parku, w Pradze,
które po prostu - cześć osób nosi, część osób nie nosi. Ja sam się przyznam,
że zawsze mam wielkie pytanie, czy mam mieć nałożoną maseczkę, ten "respirator" w momencie, gdy jestem w parku i dziesiątki
metrów dookoła mnie nie ma ani jednej żywej osoby. Natomiast mówię, ten lockdown
jakby ograniczający przemieszczanie się - właściwie w tym momencie mogę tylko w granicach Pragi się przemieszczać,
oczywiście w tym "respiratorze" albo dwie maseczki chirurgiczne.
Mogę iść do sklepu, na
spacer z psem, do apteki - właściwie na tym się moje swobody w Czechach kończą. Natomiast
statystyki cały czas są mocno kiepskie, delikatnie rzecz ujmując.
Bo mówię, od Bożego Narodzenia Czeczy są w bardzo ostrym lockdownie, gdzie wszystko jest zamknięte. W Polsce jednak tam różnego typu sklepy
były otwarte, galerie to otwierano, to zamykano, jakieś
salony fryzjerskie były otwarte. Więc jakby ten lockdown w Polsce był o wiele łagodniejszy niż w Czechach. Natomiast
statystyki pokazują, że
jakoś coś tutaj nie nie wychodzi z tym lockdownem. Teraz wprawdzie rząd się chwalił, że już powolutku te statystyki
są coraz lepsze i być może po Wielkanocy będzie można zrezygnować z części tych obostrzeń. Ale oczywiście
zobaczymy, co pokaże życie.
A jak reagują na to sami Czesi? Bo ten lockdown, tak jak pan wspominał,
trwa już bardzo długo, czy jest duże zniecierpliwienie w czeskim narodzie, jak oni to odbierają?
Znaczy po pierwsze Czesi są o wiele spokojniejszym narodem niż Polacy, ale już wielokrotnie były protesty. Przede
wszystkim tutaj osoby prowadzące takie średni i mały biznes protestują, dlatego że najbardziej te obostrzenia uderzają
w średni i mały biznes - właśnie
jakieś firemki kilkuosobowe. Kiedy duży supermarket jest otwarty, a malutki sklepik musi być zamknięty. W supermarkecie,
kiedy ja idę na zakupy, bo supermarket jest otwarty, i tam może być kilkadziesiąt osób, ale w małym sklepiku dwie
osoby nie mogą być, musi być zamknięty sklepik. Więc jakby te osoby protestują. I myślę, że ludzie też po prostu są już zmęczeni. Ale
podejrzewam, że to jest typowe dla wszystkich narodów, gdzie są pewne obostrzenia, dlatego że ludzie też nie widzą pewnej
konsekwencji i jakby starają się dostrzec logiki, której często nie widzą w decyzjach rządu. Nawet tutaj się
ostatnio ludzie śmiali, że kilka dni temu premier Czech powiedział, że "wytrzymajcie jeszcze tydzień, półtora, po świętach obiecujemy, że powiemy
już konkretnie jaki będzie grafik i obiecujemy, że będziemy się trzymali tego grafiku". No ale takie deklaracje były składane
wielokrotnie i wielokrotnie były jednak niedotrzymywane. Także zobaczymy, co będzie po świętach wielkanocnych.