Czas poborców
Obym nie był złym prorokiem, ale obawiam się że - dzięki ostanim decyzjom naszego rządu - coraz bliżsi jesteśmy momentu, w którym jedynymi mającymi pracę w kraju będą poborcy podatków. Nic dziwnego, że nawet Chrystusowi wypominano, gdy z nimi rozmawiał. Porządny człowiek na widok takiego powinien spluwać. Lub chwytać kija.
Ciekawymi torami biegnie myśl gospodarcza gabinetu Leszka Millera. Ledwie pojawiły się słabiutkie oznaki ożywienia gospodarczego, a rząd najwyraźniej uznał, że pojawiła się przestrzeń dla zwiększenia obciążeń podatkowych. Na początek obcięto zwolnienia dla wyższych uczelni i utworzono inkwizycję fiskalną, która ma mieć kompetencje większe niż sąd, policja i prokuratura razem wzięte.
Jeśli na tym ma polegać osławiona strategia ministra Jerzego Hausnera, to strach pomyśleć czym to się skończy. Myślę, że właśnie jemu możemy zawdzięczać owe „genialne” posunięcia, gdyż z woli premiera to właśnie minister gospodarki, pracy, polityki społecznej (i czegoś tam jeszcze) odpowiada za politykę gospodarczą rządu.
Jerzy Hausner jest profesorem ekonomii, zdaje się, że wykłada nawet na jakiejś uczelni. Ciekawe czego tam uczy studentów? Czy tego, że jak mamy recesję i dwudziestoprocentowe bezrobocie, to należy dożynać gospodarkę poprzez zwiększenie podatków, jak tylko pojawią się wątłe przesłanki poprawy koniunktury?
Niestety nie wiem co mówi na wykładach minister Hausner, ale sam chyba mógłby się wiele nauczyć od Lenina, który tuż po rewolucji wprowadził słynny NEP (czyli nową politykę ekonomiczną), gdyż pojął, że bez odrobiny wolnego rynku nawet komunizm się nie utrzyma. Ograniczona też zostanie zapewne tzw. „szara strefa”, czyli ten dział gospodarki narodowej, dzięki któremu prawdopodobnie jeszcze w ogóle egzystujemy, a bezrobocie w Polsce nie sięga 100%.
Pomijam, że stojąca poza prawem inkwizycja podatkowa to zamach na wolność osobistą, i podstawowe zasady państwa prawa, w którym właśnie prawo jest ważniejsze od arbitralnej decyzji urzędnika. Najgorsze jest, że uszczelnienie systemu podatkowego tak, że „nawet mysz się nie przeciśnie”, spowoduje lawinę bankructw drobnych firm, których nie stać będzie na jakąkolwiek ochronę przed dzielnymi funkcjonariuszami podatkowej bezpieki. Nawet tak banalną, jak danie im w łapę, by się odczepili.