"Czarny szerszeń" niepokoi Polaków. Ekspert o obcym gatunku
Choć paraliżuje swoim jadem pająki, to dla ludzi nie powinien być groźny. Mowa o obcym dla naszej fauny gatunku, który niepokoi Polaków z regionów położonych coraz dalej na północ. - Znak czasów, ale nie bójmy się gliniarza naściennego - mówi WP dr hab. Stanisław Czachorowski, entomolog z UWM.
"To nie szerszeń, ani zwykła osa", "Gliniarz naścienny atakuje" - ostrzegają lokalne media w całej Polsce po sygnałach od mieszkańców, którzy zauważyli na ścianach swoich posesji "kubeczki", budowane przez nieznane im stworzenia. Z wyglądu owad może przypominać szerszenia (ma do 2,9 cm długości) i stąd pojawiająca się już nazwa "czarny szerszeń".
Do niedawna gliniarza naściennego obserwowano przede wszystkim na krańcach południowych, ale tego lata docierają - niepotwierdzone jeszcze - sygnały o tym, że występuje również w okolicach Łodzi.
Trzeba się bać jadu tego owada?
- To osy, które żyją samotnie, a to sprawia, że nie atakują w obronie gniazda. Starają się przetrwać, aby żywić i bronić samotnie potomstwa. Oczywiście przypadkowe użądlenie jest możliwe, ale jad gliniarza naściennego służy przede wszystkim do paraliżowania pająków - wyjaśnia Wirtualnej Polsce dr hab. Stanisław Czachorowski, entomolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
- Spokojnie, te owady nie polują na ludzi - żartuje ekspert, ale przyznaje, że obecność owada to także oznaka szybkich zmian w klimacie.
Osy tego gatunku przywędrowały do Polski z południa Europy, kiedy pozwoliła im na to pogoda.
"Nawet muchy w talerzu już nie ma"
- Nie bójmy się jednak, bo owadów na świecie jest coraz mniej. Z badań Niemców i Francuzów wynika, że to spadek ogromny, nawet do 70 proc. liczby gatunków w rejonach upraw rolniczych - mówi entomolog.
- Zresztą: zastanówmy się: kiedy ostatnio widzieliśmy przysłowiową muchę w zupie? - dodaje i namawia do obserwacji gliniarza naściennego i innych gatunków.
Gliniarz a nauka obywatelska
- To fajna obserwacja naukowa dla amatorów, którą można prowadzić w mieście. Mamy teraz dobre aparaty w telefonach, więc róbmy zdjęcia. Taka fotografia to również pomoc dla badaczy - tłumaczy dr hab. Stanisław Czachorowski
Naukowiec wyjaśnia, że zdjęcie amatora może oznaczać dla niego wręcz udział w projekcie badawczym. - Bo opis, nawet bardzo dokładny, nie wystarczy. Fotografia czy nagranie pozwalają już na więcej ustaleń czy wniosków od ludzi z całego świata. To prawdziwa nauka obywatelska - zachęca nasz rozmówca.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl