Czarny koń Europy
Przed polskimi firmami zajmującymi się
międzynarodowym transportem drogowym pojawiła się szansa, o jakiej
mogły tylko marzyć. Niższe stawki frachtu i nowoczesny tabor to
siła, której poważnie obawiają się po otwarciu granic Unii
zachodni przewoźnicy - pisze "Gazeta Prawna".
19.04.2004 07:00
Większość z ponad 12 tys. firm zajmujących się drogowym transportem międzynarodowym odebrała już tzw. eurolicencje, uprawniające do wykonywania transportu poza Polską, zarówno w UE, jak i w krajach trzecich.
Jak dowiedziała się "GP", na dwa tygodnie przed akcesją ok. 10% przewoźników międzynarodowych nie odebrało jeszcze z BOTM (Biuro Obsługi Transportu Międzynarodowego) tego dokumentu, najczęściej są to niewielkie firmy dysponujące 1-2 tirami. Szacuje się, że w chwili otwarcia granic UE do konkurencyjnej walki z tamtejszymi przewoźnikami stanie armia w sile 50 tys. ciężarówek z polską rejestracją.
Załatwione na czas eurolicencje to pierwsza dobra wiadomość dla tej branży. Druga jest jeszcze lepsza. Jak nigdy wcześniej, przed transportem międzynarodowym pojawiła się ogromna szansa rozwoju. Unia wręcz obawia się nowych krajów członkowskich, w tym szczególnie Polski i Czech, co już było widać podczas negocjacji nad rozdziałem "Transport" - podkreśla publicysta "GP" Janusz Steinbarth.
Według niego, za kilka miesięcy zagłębiem transportowym Europy będzie Polska i Czechy, później dołączą kraje nadbałtyckie. Spedytorzy w Unii będą dobierać najtańszych przewoźników działających w 25 krajach kontynentu, zgodnie z zasadami wolnego rynku. Wygrają ci, którzy zaproponują najniższe stawki frachtu i najkrótszy czas dostawy.