"Czarne karty" w historii Polski
Rozpowszechnione jest przekonanie, że Polacy wykazują specjalne przywiązanie do przeszłości, że nigdzie tak często jak w Polsce nie "rządzą trumny". Nie wydaje mi się, aby było ono zasadne. Przekonują o tym nie tylko autorytety tak niepodważalnej wielkości jak John Stuart Mill, Max Weber czy Maurice Halbwachs, ale także praktyka życia publicznego - pisze w "Tygodniku Powszechnym" historyk Andrzej Paczkowski.
Stany Zjednoczone uważane są za kraj, w którym wykuwa się "postnowoczesność". Częste jednak jest tam odwoływanie się do przeszłości: obchody, pomniki, muzea historyczne. W dyskursie politycznym stosowane są figury retoryczne ułożone ponad 200 lat temu przez Ojców Założycieli - pisze publicysta. We Francji po Wielkim Wstrząsie, jakim była rewolucja 1789 r., powtarzają się wstrząśnięcia wtórne, które wystąpiły np. w czasie obchodów dwusetnej rocznicy zdobycia Bastylii, a odczuwalne są też w przypadku najnowszego sporu o chusty. Dzięki pomysłom Eriki Steinbach jesteśmy "na bieżąco" z pamięcią niemiecką. W sferze cywilizacyjnej, do której należymy pamięć współtworzy teraźniejszość, a zatem i przyszłość - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".
Na przedprożu III Rzeczypospolitej mieliśmy do czynienia z dwoma głównymi wątkami komponującymi się pamięć potoczną - stosunek do systemu komunistycznego (do PRL) i stosunek do "czarnych kart" historii narodowej - pisze Paczkowski. Stosunek do "czarnych kart" stał się przedmiotem publicznej dyskusji w istocie dopiero po ukazaniu się "Sąsiadów" Jana T. Grossa (2000), w związku z rocznicą mordu w Jedwabnem i śledztwem wszczętym w sprawie tego mordu przez IPN.
Jak wynika z niedawnych badań (styczeń 2004, OBOP), znaczna część polskiej opinii publicznej zaakceptowała istnienie "czarnych kart" w dziejach narodowych. Na pytanie "Czy trzeba nadal mówić o cierpieniach zadanych przez Polaków podczas II wojny światowej?", 51% badanych odpowiedziało pozytywnie. Wyraźnie mniej, bo 39% - uznało, że nie należy tego problemu poruszać. Wprawdzie pytanie odnosiło się raczej do polskich win wobec Żydów, ale sądzę, że w pewnym stopniu obejmuje ono także "cierpienia zadane przez Polaków" po wojnie, a więc m.in. Niemcom - pisze Paczkowski.
Innym elementem "czarnych kart" jest kolaboracja z III Rzeszą. Problem nagłośniono za przyczyną tekstów o Instytucie Niemieckiej Pracy Wschodniej. Reakcja szerszej opinii była jednak mało widoczna, zaś polemiki toczą się nieomal wyłącznie w gronie profesjonalnych historyków - czytamy w tygodniku.
Jakkolwiek problemy związane z winą wobec innych (obcych) budziły co pewien czas powszechniejsze zainteresowanie, a nawet - jak w przypadku sprawy Jedwabnego - wręcz ogólnonarodową ekscytację, pozostawały w cieniu problemu podstawowego dla narodowej pamięci ostatnich 15 lat: stosunku do PRL czy też, ogólniej rzecz biorąc, komunizmu - uważa publicysta.
Jego zdaniem, świadomość społeczna nie jest podmiotem homogenicznym. Oto np. w jednym z badań opinii publicznej z 1996 r. ok. 60% respondentów stwierdzało, że bilans PRL jest negatywny, a tylko 43%, że w III RP żyje im się lepiej niż "za komuny". Jeśli przyjąć, że badanie to odzwierciedla - dla roku 1996 - rzeczywisty rozkład postaw, należałoby stwierdzić, że spory segment opinii publicznej cechuje się daleko posuniętym altruizmem państwowym: mnie jest wprawdzie gorzej, ale stan rzeczy w kraju jest lepszy.
Można chyba zaryzykować twierdzenie, że najbardziej znaczącym zjawiskiem ostatnich 15 lat jest przeistoczenie się w oczywistość konkurencyjnych wobec siebie postaw w sferze pamięci i stosunku do narodowej przeszłości. I że przy tej okazji pożegnaliśmy się z długo piastowanymi mitami. Jak długo ten stan będzie trwał i czy w ogóle może być zmieniony, nie potrafię przewidzieć - konkluduje Andrzej Paczkowski na łamach "Tygodnika Powszechnego".