Czarne chmury nad Angelą Merkel? Szantaż koalicjanta
• Merkel wstrzymuje się z ogłoszeniem kandydowania na kolejną kadencję
• To wynik sporu z CSU, która grozi wystawieniem własnego kandydata
• Sprzeciw wobec Merkel rośnie, ale nie ma dla niej alternatywy - uważają eksperci
• Polacy nie powinni liczyć na upadek kanclerz - mówi dr Agnieszka Łada
Przez ostatnie 11 lat kanclerz Angela Merkel była ostoją i symbolem niemieckiej polityki. Wychowana w NRD 62-letnia córka pastora stała się tak bliską Niemcom osobą, że zyskała przydomek "Mutti", czyli mama. O ile jednak matkę ma się jedną i na zawsze, to kres władzy Merkel niechybnie kiedyś nastąpi. Niewykluczone, że już wkrótce. CDU utrzymuje pokaźną, kilkunastopunktową przewagę w sondażach i nic nie wskazuje, by mogła przegrać przyszłoroczne wybory do Bundestagu. Nie jest pewne, czy to Merkel będzie jej kandydatem na kanclerza. Sama Merkel nie podjęła dotąd decyzji co do kandydowania. Jak donosi "Der Spiegel", przesunęła termin decyzji do przyszłego roku, zaledwie kilka miesięcy przed wyborami. Wszystko przez koalicjanta z bawarskiej CSU, który nie chce udzielić jej poparcia. Tymczasem według sondażu opublikowanego w niedzielnym wydaniu "Bilda", połowa Niemców nie chce, by "Mutti" została kanclerzem na kolejną kadencję.
Zdaniem dr Agnieszki Łady z Instytutu Spraw Publicznych, niemiecka kanclerz rzeczywiście zmaga się obecnie z problemami, które przez większość jej rządów były ledwo dostrzegalne. Jak mówi, bezpośrednią przyczyną odłożenia przez nią decyzji jest spór z partią-siostrą dla CDU, bawarską CSU, która grozi, że nie udzieli poparcia Merkel i zamiast tego może zgłosić własnego kandydata. W ciągu ostatnich miesięcy Bawarczycy często i otwarcie dawali oznaki niezadowolenia wobec polityki kanclerz, szczególnie w kwestii migracji oraz rosyjskich sankcji. Co więcej, opozycja wobec Merkel rośnie także wewnątrz jej własnej partii.
- CDU pod tym względem jest znacznie bardziej zdyscyplinowana niż np. SPD. Ale faktem jest, że krytyka Merkel jest już otwarcie wygłaszana, co wcześniej się nie zdarzało - mówi Łada.
- To, że połowa Niemców nie chce, aby Merkel ponownie startowała w wyborach, można to odbierać jako mocne znaki swoistego "Kanzlerdammerung", czyli zmierzchu kanclerza - mówi Daniel J. Lemmen, naukowiec z polsko-niemieckiego Collegium Polonicum w Słubicach. - W CDU jest kilka grup, które są bardzo niezadowolone z liberalnej polityki Merkel. Kilka lat temu bardzo aktywna była grupa "Aktion Linkstrend Stoppen", czyli "Akcja do wstrzymywania trendu lewicowego" w tej partii. Do tego dochodzi inna grupa, Konserwatywne Przebudzenie - dodaje.
A jednak mało kto wierzy, by rządy Merkel zakończyły się w 2017 roku. Powód jest prosty, lecz niekoniecznie dla niej optymistyczny: kanclerz nie wykreowała sobie żadnego zastępcy, a w partii - jak i w całym kraju - nie ma dla niej alternatywy. Wie to także CSU i jej szef Horst Seehofer, którego groźby, zdaniem ekspertów, są pustym blefem.
- CSU chce po prostu pokazać, że nie zgadza się z polityką Merkel, bo z prawej strony zagraża jej Alternatywa dla Niemiec. Dlatego też idą w prawo i akcentują swoją odmienność - mówi Łada. - Ale zdają sobie sprawę, że są partią jednego landu. Pojawiały się głosy o stworzeniu ogólnokrajowej partii, ale byłoby bardzo trudne, z uwagi choćby na brak struktur oraz to, że musieliby konkurować w innych landach z CDU. - dodaje.
- Ostatecznie CSU będzie wspierać CDU. CDU potrzebuje CSU, a CSU potrzebuje CDU. W Monachium po prostu nie ma innych opcji. Jest to kolejny blef bawarskiego lwa, który ryczy, ale nie gryzie - podsumowuje Lemmen.
Z kolei w partii Merkel także nie widać pretendenta do objęcia schedy po kanclerz. Wymienia się np. minister obrony Ursulę von der Leyen, wiceprzewodnicząca partii Julię Kloeckner, czy 31- letniego wiceministra finansów Jensa Spahna. Żadna z tych postaci nie zgłasza jednak pretensji do przywództwa ani nie posiada odpowiedniego poparcia i statusu.
- Merkel prawdopodobnie będzie musiała ponownie kandydować, ponieważ straciła czas na wykreowanie swojego następcy. Ale CDU powinna zacząć myśleć o czasie po Merkel. Wcześniej czy później ten moment nadejdzie. Coraz więcej osób chce, żeby ten moment nadszedł jak najszybciej - mówi badacz z Collegium Polonicum.
Merkel a sprawa polska
Jak przewiduje Łada, moment ten prawdopodobnie nie będzie dla Polski korzystny. Bo choć niemiecka kanclerz ma zdecydowanie odmienny od polskiego stosunek do kwestii migracji, to jej nastawienie oraz poglądy w najważniejszych kwestiach czynią z nią prawdopodobnie najlepszym dla polskich interesów szefem rządu w Niemczech. Przyznał to nawet sam Jarosław Kaczyński, który w niedawnym wywiadzie dla "Bilda" powiedział, że Angela Merkel jest "najlepszym wyjściem dla Polaków" i ma nadzieję, że zostanie przy władzy na następną kadencję.
- Merkel jest politykiem pragmatycznym. Nie jest kanclerzem, która chce zbudować twarde jądro, odwrotnie - chce spajać Europę. Ponieważ wychowała się w NRD, rozumie też kraje postkomunistyczne, rozumie, czym jest Rosja i jest wobec niej bardzo krytyczna. Ciężko spodziewać się, by w tej kwestii jakikolwiek inny polityk był tak bardzo po polskiej jak jest Merkel - mówi ekspertka ISP. Jak podkreśla, nie można tego powiedzieć o wszystkich politykach CDU, z których część znacznie bardziej liczy się ze zdaniem niemieckich przedsiębiorców walczących o zniesienie rosyjskich sankcji i jest mniej wyrozumiała dla polskich obaw i interesów. - Biorąc to wszystko pod uwagę, nie powinniśmy trzymać kciuków za upadek kanclerz Merkel - podsumowuje Łada.