Czarna rozpacz
„Katrina” zrujnowała obszar o powierzchni dwóch trzecich Polski. Przy okazji obnażyła przepaść między biednymi i bogatymi oraz zwykły rasizm.
Wytęż wzrok i znajdź jeden szczegół różniący dwa obrazki. Chłopak brnie przez wodę sięgającą piersi. W prawej ręce zgrzewka Pepsi Light, w lewej – czarny worek z żywnością. Na zdjęciu obok dziewczyna i chłopak w wodzie tej samej głębokości. Dziewczyna ciągnie za sobą foliowe torby. Serwis prasowy portalu Yahoo! podpisuje zdjęcie z chłopakiem z Pepsi: „Młody mężczyzna po obrabowaniu sklepu spożywczego”. Zdjęcie z parą: „Dwoje mieszkańców po znalezieniu jedzenia i napojów w sklepie spożywczym”. Różnica? Chłopak jest czarny. Para – biała. Te dwa zdjęcia wraz z opisami obiegły świat. Udowadniają, że po latach politycznej poprawności rasizm ma się dobrze.
Piotr Milewski, zasłużony punkowiec, przyjaciel Kazika Staszewskiego, jest nowojorskim korespondentem Radia ZET. W piątek rano przemówił w TVN24 z Nowego Jorku. – Szalejąca tłuszcza zaatakowała helikopter niosący pomoc – tak dziennikarz wyraża się o ludziach uwięzionych w zalanym mieście bez wody i jedzenia. W ubiegły czwartek i piątek świat zobaczył, jak można dziesiątki tysięcy ludzi zostawić na pastwę losu. I nazwać ich tłuszczą. Dlaczego tłuszcza nie wyjechała, kiedy przed nadejściem „Katriny” burmistrz Nowego Orleanu wydał nakaz ewakuacji? Bo tłuszcza nie słucha – można wywnioskować z tego, co pokazywano w Polsce. Na szczęście reporterzy wielkich amerykańskich dzienników i telewizji ruszyli na miejsce katastrofy i zadali to samo pytanie koczującym na ulicach.
Pięć miejsc
Małżeństwo Bernadette Washington i Brian Thomas (ona kura domowa, on kierowca ciężarówki) nie wyjechało, bo mieli za mały samochód. – Mam tylko pięcioosobowego chevy cavaliera – zwierzył się Brian. Tak, są czarną, ubogą, wielodzietną rodziną z Nowego Orleanu. Najmłodsza córeczka Nadirah, wcześniak, ma zaledwie trzy miesiące. – Jeśli wzięlibyśmy samochód, ktoś musiałby siedzieć na kolanach – wyjaśniał Brian. Siedzenie na kolanach na tylnym siedzeniu niewielkiego samochodu nie wchodziło w grę, bo stanowa policja zapowiadała, że podczas ewakuacji będzie ściśle przestrzegać przepisów. Brian i Bernadette postanowili, że zostaną. Na dachu własnego domu spędzili dwa dni. Trzeciego dnia zabrał ich helikopter. Po chwili wysadził ich na kawałku niezalanej ziemi przy autostradzie. Jedną noc przespali pod wiaduktem. Aż wreszcie dostali się do autobusu, który wywiózł ich do schroniska w stolicy stanu Baton Rouge. „Katrina” obnażyła drugą Amerykę, której nie widać w hollywoodzkich filmach. 67 procent liczącego półtora
miliona mieszkańców Nowego Orleanu to czarni. 30 procent mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa. Tymczasem media i marketing turystyczny lansują Nowy Orlean jako stolicę amerykańskiej wielokulturowości, miejsce, gdzie najlepsze kluby muzyczne sąsiadują z najlepszymi restauracjami w USA i gdzie odbywa się najlepszy festiwal uliczny Mardi Gras. W świadomości amerykańskiej klasy średniej Nowy Orlean to idealne miejsce na weekendowy wypad. Ale Ameryka zna tylko pobrzmiewającą bluesem i jazzem Dzielnicę Francuską. Reszta Orleanu to urban decay, czyli śródmieście w stanie rozkładu: opuszczone budynki, gangi, narkotyki, kiepskie szkolnictwo, korupcja władz lokalnych. Ten „rozkład” ma swoje rasowe oblicze. W centrach miast żyje przede wszystkim czarna biedota. Te 134 tysiące osób, które zostały w Nowym Orleanie, nie miało szans na ewakuację, bo nie posiadają samochodu ani pieniędzy na transport.
„Całkowita ewakuacja” Nowego Orleanu, oznaczała, że wszyscy mają na własną rękę wyjechać. Nikt nie wskazał dokąd, jak i za co.
Krakersy misie i butla mleka
24-letnia Tracy Jackson i jej mąż Jerel Brown nie mają samochodu, nie mają nawet konta w banku. Jedyne oszczędności – dwa tysiące dolarów – spłonęły w ich małym mieszkaniu w zdewastowanym bloku. Pożar wybuchł, gdy woda zaczęła wdzierać się do budynku, zalewając instalację elektryczną. Na stadion Superdome Jerel dotarł bez butów. Tracy przez tydzień się nie myła i nie przebrała. Nie miała w co. W wielkiej hali nie zmrużyli oka, dzieci trzymali przy sobie. Wrzaski, awantury, gwałcone kobiety wołające o pomoc.
Reporter „New York Timesa” zastał ich na nowoorleańskim lotnisku zamienionym w wielki obóz dla uchodźców. Wraz z dziećmi mieli być dalej ewakuowani samolotem (nikt z nich przedtem nie leciał). Nie wiadomo dokąd. Jedyne, co mieli przy sobie, to plastikowy koszyk z „wyprawką” od Czerwonego Krzyża: trzy rolki papieru toaletowego, opakowanie „misiowych krakersików”, plastikowe sandały dla dziecka, dwa jabłka i czterolitrowa butla mleka. Nie mieli przy sobie ani dolara. Jerel w Nowym Orleanie pracował w myjni wielkich ciężarówek, liczy, że gdzie indziej też znajdzie pracę.
Według szacunków cytowanych w amerykańskich mediach większość biednych mieszkańców Nowego Orleanu nie miała żadnego ubezpieczenia. Tak jak Tracy i Jerel mają w tej chwili tyle samo, ile ludzie w krajach Trzeciego Świata dotkniętych kataklizmami.
Tego jeszcze nie było
Żadna katastrofa w dziejach USA nie wywołała tak wielkiej migracji ludności jak „Katrina” – po 12 stanach rozpędziła aż półtora miliona ludzi i zniszczyła 350 tysięcy domów. Pół miliona ludzi z zalanego miasta i regionów nadbrzeżnych musi gdzieś zamieszkać. Nie wiadomo, ile miejsc pracy zostało zniszczonych, ile firm utraciło rację bytu. W rozwiniętym państwie, inaczej niż w krajach Trzeciego Świata, ludzie nie mogą po prostu „zająć się sobą” – pokątnym handlem w wielkim mieście, dorywczą pracą na roli czy na kutrze. Miasteczka slumsów z dykty i blachy falistej dają schronienie nędzarzom w Azji czy Afryce, ale w Ameryce to nie do pomyślenia. Rozwinięta gospodarka opiera się na infrastrukturze, a u ujścia Missisipi, na obszarze równym dwóm trzecim powierzchni Polski, infrastruktura została właśnie zniszczona. Nie jest wcale jasne, kto ma się zająć odbudową. Państwo? Czyli kto? Rząd federalny? Władze stanowe? Sami zainteresowani? Prezydent Bush w wystąpieniu telewizyjnym w ubiegły czwartek wezwał sektor
prywatny do zaangażowania w rozwiązywanie problemu. Ale korporacje będą tworzyć miejsca pracy tylko w miarę wzrastania popytu na ich towary i usługi. Najbiedniejsi, niemający żadnych oszczędności ani dobytku, mogą jeszcze długo czekać, aż ktoś zechce ich zatrudnić.
Imperium wolności
Szok opinii publicznej jest wielki właśnie dlatego, że pierwsze doniesienia o zniszczeniach spowodowanych przez „Katrinę” przyjmowano w przekonaniu, że na biednego nie trafiło. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Amerykańskie media pytają bez końca: Jak coś takiego mogło się zdarzyć w najbogatszym i najpotężniejszym kraju świata? Chodzi nie tylko o to, że pomoc przyszła za późno. To pytanie o telewizyjne obrazy rodem z Haiti. O ludzi bez butów, w podartej odzieży, śpiących obok martwych ciał i odchodów. O bandy wyrostków grasujące po ulicach z długą bronią. Po kilku dniach niedowierzania media w USA zaczęły pytać, czy spóźnienie, z jakim dotarła pomoc, nie wynika właśnie z tego, że trafiło na najbiedniejszych mieszkańców Ameryki. Komfortowe, eskortowane przez Gwardię Narodową ewakuacje luksusowych hoteli w centrum Nowego Orleanu dolewają tylko oliwy do ognia. Dyskusja o społecznych bolączkach Ameryki wywołana koszmarem Nowego Orleanu potrwa zapewne dłużej niż wypompowanie wody z zalanego miasta. Będzie
trudna, bo trzeba będzie także przemyśleć fundamentalne amerykańskie wolności, w tym wolność posiadania broni. I fundamentalne dla konserwatywnej, religijnej prawicy przekonanie, że bycie biednym to grzech. Taki sam jak cudzołóstwo czy kradzież.
Marcel Andino Velez