Cud pojednania
Mówić w tym miejscu kaźni jest rzeczą szczególnie trudną i przygnębiającą dla papieża, który pochodzi z Niemiec - to wyznanie wypowiedziane wczoraj przed pomnikiem Męczeństwa Narodów w Birkenau przejdzie do historii jako jedno z najbardziej dramatycznych i przejmujących w dziejach papiestwa - ocenia komentator "Życia Warszawy" Marcin Dzierżanowski.
Mówiąc, że faszyzm nie był autorskim dziełem jego narodu, lecz grupy fanatyków, którzy nim zawładnęli, papież nie usprawiedliwia bynajmniej swych rodaków. Pokazuje jednak, że Niemcy nie są narodem zbrodniarzy.
Zdaniem komentatora "ŻW", w epoce politycznej poprawności, gdzie kajanie się za grzechy innych stało się często niewiele znaczącym gestem politycznym, papież poszedł w pewnym sensie pod prąd. Wbrew naciskom niektórych mediów nie przeprosił wprost za grzechy przeszłości - ani w imieniu swego narodu, ani w imieniu Kościoła. Ale też poszedł krok dalej w przyszłość. "Jestem tu po to, by modlić się o dar pojednania" - wyznał.
To pojednanie staje się faktem, także dzięki papieżowi Ratzingerowi. Widać je było, gdy młodzież przyniosła na Błonia transparent z napisem "Wir lieben Dich". Gdy pod "papieskim oknem" ludzie wznosili po niemiecku okrzyki ku czci Benedykta i gdy on podczas niedzielnej mszy odpowiadał na nie, używając określenia "Mój Kraków".
Jeszcze do niedawna sam dźwięk języka niemieckiego wzbudzał dreszcz niepokoju. Dziś jednak niemiecki przestaje być dla nas językiem dawnych okupantów. Staje się językiem papieża, który, dzięki swemu poprzednikowi, jawi się jako wielki przyjaciel Polski i Polaków. To pojednanie to być może największy cud dokonany przez Jana Pawła II - uważa komentator "ŻW". (PAP)
Więcej: Życie Warszawy - Cud pojednania